Dobrze było znowu tu być – Off Festival 2022

Nie wiedziałem jak bardzo brakowało mi letnich festiwali, dopóki nie przeszedłem przez bramę tegorocznej edycji Off Festiwalu. Edycji, która nie miała większego (albo widocznego) problemu z artystami odwołującymi występu, pogodą czy frekwencją. Chociaż w sobotę trochę popadało i kilku artystów wypadło na ostatniej prostej z lineupu.

Moje największe zachwyty w tym roku to – zacznę od oczywistości pewnie dla wielu Iggy Pop, który zagrał lepszy koncert niż… 10 lat temu. Pomimo swojego widocznego wieku, na scenie zamienia się dalej w takie samo zwierze. Różnica taka, że teraz towarzyski mu bardziej charyzmatyczni muzycy. Chociażby gitarzystka Sarah Lipstate – sprawdźcie jej solowe nagrania!

Z mniej oczywisty rzeczy WaluśKraksaKryzys, którego nie miałem okazji jeszcze posłuchać na żywo, ale tym koncertem udowodnił mi, że na płytach nie żartował. To jest ciekawa, bardzo punkowa energia, która w formie jednak od punku jest bogatsza i bardziej dopieszczona.

Lordofon powinien przypasować wszystkim, którzy mają sentyment do gitarowego grania sprzed – ponownie – 10 lat i chcieliby spróbować zahaczyć trochę o rap. Idealna muzyka na gorące lato.

Wyobraźcie sobie uliczny rap, ale ulice podmieńcie na lokalny warzywniak. Tak sam nie wiem o czym mówię, ale taki właśnie jest Franek Warzywa. Podczas jego występu na mikroskopijnej scenie Martensa, cały namiot falował pod wpływem tańczących ludzi. I mówię dosłownie – sprzęt i namiot przytrzymywane były przez ekipę zabezpieczającą koncert już od pierwszej piosenki. A Franek to czyste szaleństwo!

Brzmienie brytyjskich gitar zapewnił na dużej scenie Ride, ale chyba bardziej zaciekawiła mnie ekipa ze Squid. Ci pierwsi wydawali się bardziej znudzeni i zmęczeni odgrywaniem swoich piosenek. A Squid tak cudownie czerpie z różnych nurtów muzyki, a do tego ma taką młodzieńczą energię, że zagości na mojej playliście na dłużej.

Na szukających fajnego popu, odpowiadam szybko – Kamil Hussein. Pół Syryjczyk, pół Polak śpiewa tak niewinnie i lekko, że wcale tak trudno nie jest uwierzyć, że kiedyś śpiewał w kościelnej scholi. Chociaż oczywiście jego koncert i kościelna schola to już dwa różne światy.

Na delikatności, ale ukrytej pod rozmytymi gitarami, buduje swoje piosenki zespół Kwiaty. To było jak powiew świeżego powietrza znad morza. Pewnie poza scenę alternatywną nie wyjdą, ale mają potencjał na wypełnienie jakiejś pustki po chociażby – nomen omen – Pustkach.

Z Papa Dance na głównej scenie konkurował Kamaal Williams, który dostarczył coś na granicy downtempo i jazzu. Wytworzył się wokół tej muzyki i sceny bardzo przyjemny klimat. Chociaż i Papa Dance uruchomił w ludziach niezwykle pozytywne emocje – tak wiele tak radośnie bawiących się osób dawno nie widziałem. Jednak chyba tej reaktywacji/próby ożywienia marki nie kupuję.

Na koniec inne oczywistości – BedoesKacperczyk. Te dwie – tak użyje tego słowa – marki już porządnie mieszają na polskiej scenie, ale coś czuję, że dopiero się rozkręcają. Koncertami na Offie pokazali, że doskonale wiedzą gdzie i dla kogo grają i na jakie emocje chcą zadziałać. To były bardziej żywiołowe widowiska, niż rutynowe koncerty.

Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.