Pogoda na dziś: nadciąga front dobrych komiksów – The Weatherman

Świat może się zmienić, ludzkość może podbić kosmos, ale ludzie zapowiadający pogodę nadal będą lubiani i oglądani. A co gdyby od pewnego Pogodynka zależały losy wszechświata? Trochę przesadzam, bo nie idzie w komiksach z serii The Weatherman o losy wszechświata, ale intryga i tak jest poważna.

Jakiś czas temu trafiły do mnie dwa tomy komiksu wydawanego w Polsce przez Non Stop Comics i wpadłem w tę historię z przyjemnością i dzikością. Dzikością porównywalną do rysunków Nathan Fox, który w tych dwóch tomach (to jeszcze nie koniec historii) porywa nas w dziwaczny, mocno przerysowany świat na skraju cyberpunku i solidnego kina scifi. Kina, bo czytając, czułem się jakbym oglądał szybki film akcji. Już dawno nie czytałem komiksu, który niemiałby zmarnowanej ani jednej strony, ani jednego kadru. Duża w tym musi być rola scenariusza, który narzucił rysownikowi to tempo, podrzucając tak gęstą fabułę.

Jody LeHeup napisał epicką historię, w której centrum znajduje się pogodynek mieszkający na skolonizowanym Marsie. Okazuje się on być nie tylko celebrytą, ale osobą z tak tajemniczą przeszłością, że nawet on sam jej nie zna. Znają ją za to osoby, które na niego polują. W zasadzie każde słowo o fabule więcej, zepsuje Wam przyjemność z czytania tego komiksu. Im mniej wiecie na starcie tym większe będzie Wasze pozytywne zaskoczenie. Ja zaczynałem z punktu „ej ale co to za komiks”, a po zakończeniu pierwszego tomu szczękę zbierałem z podłogi. Bo jak w dobrej komercyjnej popkulturze, każdy tom kończy się w taki sposób, że po zakończeniu sprawdza się, czy ciąg dalszy jest już dostępny. Niestety na trzeci tom trzeba jeszcze poczekać.

W tym całym szaleństwie, które dostajemy, tak rysunki i fabuła są szalone, komiks przemyca wiele ciekawych przemysleń dotyczących mediów, umowności dobra i zła czy tego jak rozumiemy moralność. Robi to jednak w tak bezpretensjonalny sposób, że można filozoficzne przemyślenia odstawić na bok i skupić się po prostu na rozrywce.

The Weatherman korzysta garściami z popkultury, pełno tu klisz znanych z kina, komiksów, książek, pojawiają się do bólu stereotypowe postacie, motywy, które widzieliśmy już setki razy, ale całość jest tak zmieszana, że staje się przepiękną postmodernistyczną ucztą. To trochę jakby Quentin Tarantino usiadł do zrobienia Matrixa zamiast Wachowskich.

Smaczku całości dodaje fakt, że twórcy udostępnili także soundtrack do komiksu w postaci specjalnej playlisty. Idealnie uzupełnia to sferę wizualną. Kupujcie i czytajcie – niech będzie więcej takich komiksów na polskim rynku.

Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.