Mikroprzewodnik po Chorwacji

Zapraszam na część II. MIKROprzewodnika po Chorwacji! Tym razem więcej o jedzeniu niż o historii. Jednak od historii zaczniemy! Czy zdajecie sobie sprawę, że jeszcze nieco ponad 100 lat temu wybierając się na słoneczne wybrzeże Dalmacji, przejechalibyście jadąc z Katowic, tylko jedną granicę państwa!? Gdzieś w okolicy Bielska przekroczylibyście granicę Cesarstwa Niemieckiego z Austro-Węgrami i dalej już podróż wiodłaby właśnie przez Austro-Węgry do samego Adriatyku. Obiecałem, że będzie tym razem więcej o jedzeniu, dlatego historię zostawiamy! Czy wiecie, gdzie najlepiej zasmakować lokalnej kuchni? To złota zasada, która sprawdza się w naprawdę wielu państwach, w tym i w Chorwacji. Tym miejsce są oczywiście lokalne targowiska oraz ulice. Podczas każdej swojej podróży staram się odwiedzić lokalne targowisko, bo wiem, że tam można spotkać prawdziwe perełki! Wierzcie mi, nie ma nic lepszego niż świeża ostryga z barcelońskiego bazaru, czy kanapka z krowim żołądkiem serwowana we Florencji. Podobnie rzecz się ma w Chorwacji. Oczywiście starajcie się pierwszej kolejności szukać takich miejsc, które nie są stworzone stricte pod turystów. Szukajcie targów, na których zakupy robią lokalni mieszkańcy. To złota zasada, która sprawdza się prawie zawsze i wszędzie! Co dobrego możemy trafić na chorwackim targu? To zależy od części Chorwacji, którą akurat odwiedzacie. Zostańmy jednak przy Dalmacji, bo przede wszystkim tam się kierujemy latem. Na dalmatyńskim targu, podobnie jak zresztą w innych rejonach śródziemnomorza traficie na świeże owoce morza. Polecam, wam spróbować ostryg są kapitalne. Na targowisku za świeżą ostrygę zapłacicie około 3 euro, w restauracji to już znacznie droższa historia. Oprócz owoców morza znajdziecie również coś mięsnego na przykład pyszny dalmatinski pršut, czyli wolno dojrzewająca szynka. Przypomina włoskie prosciutto. Warto jeszcze spróbować kiełbasę kulen, która w swym charakterze przypominam moim skromnym zdaniem dobrze nam znane salami. Rzecz jasna oprócz owoców morza i mięs warto spróbować lokalnych owoców i warzyw. Moim ulubionym chorwackim owocem jest smokva, czyli figa. Chorwackie określenie figi tak bardzo przypadło mi do gustu, że czasem mówię na figi po prostu smokvy. A ze smokvy warto jeszcze spróbować i przywieźć sobie do Polski słoiczek dżemu lub marmolady. Na chorwackich targach lub w sklepach znajdziecie ich całą gamę. Smokva z pomarańczą, smokva z wiśnią, czy po prostu sama smokva. Naprawdę wymiatają! Chorwackie targi mają jeszcze jedną cudowną zaletę. Tam sprzedawcy wręcz podsuwają wam pod nos swoje towary. Naprawdę niełatwo przejść przez targową alejkę nie próbując […]

Zapraszam na część II. MIKROprzewodnika po Chorwacji! Tym razem więcej o jedzeniu niż o historii. Jednak od historii zaczniemy!

Czy zdajecie sobie sprawę, że jeszcze nieco ponad 100 lat temu wybierając się na słoneczne wybrzeże Dalmacji, przejechalibyście jadąc z Katowic, tylko jedną granicę państwa!? Gdzieś w okolicy Bielska przekroczylibyście granicę Cesarstwa Niemieckiego z Austro-Węgrami i dalej już podróż wiodłaby właśnie przez Austro-Węgry do samego Adriatyku.

Obiecałem, że będzie tym razem więcej o jedzeniu, dlatego historię zostawiamy! Czy wiecie, gdzie najlepiej zasmakować lokalnej kuchni? To złota zasada, która sprawdza się w naprawdę wielu państwach, w tym i w Chorwacji. Tym miejsce są oczywiście lokalne targowiska oraz ulice. Podczas każdej swojej podróży staram się odwiedzić lokalne targowisko, bo wiem, że tam można spotkać prawdziwe perełki! Wierzcie mi, nie ma nic lepszego niż świeża ostryga z barcelońskiego bazaru, czy kanapka z krowim żołądkiem serwowana we Florencji. Podobnie rzecz się ma w Chorwacji. Oczywiście starajcie się pierwszej kolejności szukać takich miejsc, które nie są stworzone stricte pod turystów. Szukajcie targów, na których zakupy robią lokalni mieszkańcy. To złota zasada, która sprawdza się prawie zawsze i wszędzie!

Co dobrego możemy trafić na chorwackim targu? To zależy od części Chorwacji, którą akurat odwiedzacie. Zostańmy jednak przy Dalmacji, bo przede wszystkim tam się kierujemy latem. Na dalmatyńskim targu, podobnie jak zresztą w innych rejonach śródziemnomorza traficie na świeże owoce morza. Polecam, wam spróbować ostryg są kapitalne. Na targowisku za świeżą ostrygę zapłacicie około 3 euro, w restauracji to już znacznie droższa historia. Oprócz owoców morza znajdziecie również coś mięsnego na przykład pyszny dalmatinski pršut, czyli wolno dojrzewająca szynka. Przypomina włoskie prosciutto. Warto jeszcze spróbować kiełbasę kulen, która w swym charakterze przypominam moim skromnym zdaniem dobrze nam znane salami. Rzecz jasna oprócz owoców morza i mięs warto spróbować lokalnych owoców i warzyw. Moim ulubionym chorwackim owocem jest smokva, czyli figa. Chorwackie określenie figi tak bardzo przypadło mi do gustu, że czasem mówię na figi po prostu smokvy. A ze smokvy warto jeszcze spróbować i przywieźć sobie do Polski słoiczek dżemu lub marmolady. Na chorwackich targach lub w sklepach znajdziecie ich całą gamę. Smokva z pomarańczą, smokva z wiśnią, czy po prostu sama smokva. Naprawdę wymiatają!

Chorwackie targi mają jeszcze jedną cudowną zaletę. Tam sprzedawcy wręcz podsuwają wam pod nos swoje towary. Naprawdę niełatwo przejść przez targową alejkę nie próbując lokalnego sera, rakiji, czy wina. A jeśli już jesteśmy przy lokalnych napitkach. Pozostaje polecić chorwackie wino, podobno najlepsze pochodzi ze Slawonii. Mimo że to setki kilometrów na północny-wschód od Dalmacji to i tam znajdziecie dobre lokalne domowe wina. A jeśli akurat macie ochotę na coś o wyższych procentach, to pozostaje polecić lokalną mandarynkową rakiję.

Zostawmy alkohole. Co warto przywieźć z Chorwacji? Przede wszystkim oliwa! Dzięki niej jeszcze długo w domu będzie pamiętać słoneczną Dalmację. Oprócz oliwy godne polecenia są naturalnie oliwki. W tym roku będąc w Trogirze, miałem ogromne szczęście jeść tak pyszne oliwki, jakich jeszcze nigdy nie jadłem. Miały kolor zielonego jabłka i były niewielkie i okrągłe. Przypominały maleńkie jabłuszka, ich smak był po prostu maślany! Zupełnie nieoliwkowy! I chyba już wiem, dlaczego Chorwaci oliwki określają w ich języku słowem „masline”, bo są po prostu maślane bez cienia kwasowości i goryczy, która często towarzyszy smaku oliwki.

A jak już skończą Wam się te wszystkie chorwackie cymesy i zapragniecie znów Dalmacji, to mam jeszcze ukryty w rękawie jeden przepis, który bez trudu wykonacie, bazując na naszych lokalnych produktach. To przepis na pieczoną skusę z blitvą. Czyli pieczoną makrelę z ziemniakami wymieszanymi z blitvą. Blitvy w Polsce nie dostaniecie, jednak doskonale zastępuje ją szpinak. O pieczeniu ryby nie będę opowiadał to dość prozaiczna czynność, pamiętajcie żeby podlać ją oliwą i dodać przed upieczeniem gałązkę rozmarynu. Wróćmy do ziemniaków z ersatzem blitvy, czyli szpinakiem. Ziemniaki gotujecie, szpinak dusicie następnie lekko ugniecione ziemniaki (tak, aby miały jeszcze swój kształt) mieszacie z uduszonym szpinakiem, do tego kilka kropli oliwy i sok z cytryny. W ten sposób w środku zimy w swoim domu możecie mieć namiastkę Dalmacji. A jeśli dalej Wam mało, to pozostaje mi polecić Mistrza! Oczywiście pana Roberta Makłowicza i jego kanał w mediach społecznościowych.

To już druga i ostatnia część mojej tegorocznej opowieści o Chorwacji.

Miłego dnia!

Adrian Szymura
Adrian Szymura

Radny Dzielnicy Koszutka w Katowicach.