Dopóki kółka nie odpadną. Recenzja dokumentu o Tonym Hawku

Historia życia najsłynniejszego skatera na Ziemi. Uwaga: tekst może zawierać fragmenty uznawane za spoilery.

Zacznę od osobistego wątku, ale inaczej nie potrafię, wybaczcie. Urodziłem się pod koniec lat osiemdziesiątych. Chciałbym dodać „do tego w Polsce”, ale jeszcze ktoś wszystko błędnie odczyta, a przecież chodzi tylko o fakt, że w tamtych czasach deskorolka była w naszym kraju czymś tak marginalnym, że praktycznie nieistniejącym. Spróbujmy więc jeszcze raz: urodziłem się pod koniec lat osiemdziesiątych. Moje nastoletnie lata przypadły na przełom wieków, co spowodowało, że załapałem się dopiero na końcową fazę drugiej globalnej fali popularności skateboardingu. Nie będę ukrywał, że wszystko zapoczątkowała gra wideo „Tony Hawk’s Pro Skater”. W pewnej chwili zapragnąłem przełożyć kombinację trików z ekranu komputera na rzeczywistość. Nie, nie byłem w tym dobry, ale wśród znajomych, z którymi jeździłem, nie było nikogo wystarczająco dobrego. To chyba pomogło w podjęciu dwóch decyzji: pierwszej, na początku – aby się nie przejmować i po prostu cieszyć jazdą; i drugiej, finalnej – aby nie żałować odłożenia deski i skupienia się w życiu na innych rzeczach. Tony Hawk był dla nas postacią ikoniczną, chociaż z perspektywy samej jazdy nie najważniejszą (osobiście wolałem podglądać gości, którzy mieli bardziej agresywniejszy styl i przede wszystkim skupiali się na pokonywaniu ulicznych przeszkód, takich jak wysokie krawężniki, murki lub schody). Traktowaliśmy go bardziej jako twarz uprawianego przez nas sportu, człowieka znanego na całym świecie nawet dla tych, którzy z deskorolką nie mieli na co dzień nic wspólnego. Oglądając film dokumentalny „Tony Hawk: Until the Wheels FallOff” kilka razy złapałem się nad tym, że moje myśli wędrowały gdzieś w lata przeszłe, kiedy czternasto-piętnastoletni ja dziesiąty raz wstawał z kolan, otrzepywał spodnie, sprawdzał, czy z deską jest wszystko okej (bo kto przejmowałby się własnym ciałem?) i ponownie próbował wykonać ten sam trik. 

Bliźniacza sekwencja ujęć rozpoczyna film w reżyserii Sama Jonesa. Tony Hawk raz po raz robi ten sam najazd, wybicie i obrót. Wszystko po to, aby wylądować na plecach, uderzyć głową w rampę lub potłuc uda oraz ramiona. Widzisz to i wiesz, że ty w podobnej sytuacji już dawno byś zrezygnował(a). Ja zrezygnowałem. Ale nie Hawk. Kiedy kamera pokazuje następną nieudaną próbę, bohater mówi: – „Jeśli uważasz, że nie dasz rady, to przegrasz. Zawsze wierzyłem, że mi się uda”. Ta pewność siebie, wiara we własne wybory i ciężka praca stały się – wespół z talentem – kluczem do sukcesu najsłynniejszego skate’a na świecie.

Fot. fragment filmu

Jako dziecko Tony Hawk był po prostu niegrzeczny. Być może miał za dużo energii dla swojego sporo starszego rodzeństwa, a być może odgrywał się na rodzicach, którzy bezpardonowo nazywali go „swoim małym błędem” (czterdziestokilkuletnia matka Tony’ego, kiedy dowiedziała się, że jest w trzeciej ciąży, rozważała dokonanie aborcji). Bez względu na źródło takiego zachowania, chudy i pyskaty chłopak potrafił dać do wiwatu, jak chociażby w trakcie gry w tenisa, kiedy robił wszystko, aby z jak największą siłą i precyzją trafić piłką swoją matkę. Te i inne sytuacje sprawiały, że bliscy czuli się w jego towarzystwie zwyczajnie niekomfortowo. Próbą rozładowania napięcia i skumulowanej witalności stał się sport. Koszykówka i baseball zawiodły. Gry zespołowe młody Tony traktował zbyt poważnie jak na swój wiek. Był typem solisty. Kiedy jego szkolna drużyna przegrała ważny mecz, czuł się podle i porażkę uważał za swoją winę. Wszystko zmieniło się dopiero w chwili poznania deskorolki (typowy filmowy chwyt z motywem dotknięcia czarodziejską różdżką wykorzystano także tutaj). Kiedy pierwszy raz postanowił spróbować swoich sił na desce, wjechał w drewniany płot. Nie załamał się. Wręcz przeciwnie, zapragnął więcej. – „Wolność. Jadę szybko, ale mam nad tym kontrolę” – mówi w filmie już dorosły Tony, kiedy reżyser pyta go o pierwsze skojarzenie ze skateboardingiem, jakie przychodzi mu na myśl z tamtych odległych lat. Kawałek drewna z czterema kółkami sprawił, że niepokorny młodzian uspokoił się i zmienił.

„Tony Hawk: Until the Wheels Fall Off” to podróż przez prawie pół wieku związku Hawka z deskorolką: przez początki i naukę pierwszych trików na skate parku w San Diego, który usytuowany był pod autostradą, aż po milionowe kontrakty reklamowe i duże tantiemy za wykorzystanie wizerunku chociażby we wspomnianej już grze wideo. Jednak między tymi dwoma punktami znajdziemy jeszcze sporo innych, a droga, jaką bohater musiał pokonać, wcale nie była prosta (tak, to również typowy chwyt dokumentalistów, którzy budują odpowiedni nastrój i pragną pokazać swojego bohatera jako wyjątkową personę). 

Dotarcie na szczyt zajęło mu pięć lat. Ktoś powie, że to dużo, inny – mało, a ja dodam, że ciągle mówimy o nastolatku, który co prawda skakał wyżej, jeździł szybciej i robił lepsze figury od innych, ale ciągle był nastolatkiem potrzebującym stabilnego życia i rodzinnego ciepła. Tymczasem młody Tony w wieku siedemnastu lat za sprzedaż swojego modelu deskorolki zarabiał rocznie sześciocyfrową sumę. W niedzielę wygrywał zawody, otrzymywał czek na czterdzieści tysięcy dolarów, wracał do domu samolotem pierwszą klasą, a w poniedziałek rano wstawał do szkoły. Czy to normalne?

Jako członek ekipy Bones Brigade miał świat u stóp. Jego postać i to, co robił na deskorolce, znała cała Ameryka i zaczęły odkrywać też odległa Europa i Japonia. Kręcone przez BonesBrigade filmy szybko przerodziły się w swego rodzaju Biblię dla skateboardzistów, a ich etos jazdy wyrażany sloganem Skate Or Die znali wszyscy. Jednak osiągnięty sukces wcale nie wpłynął na niego dobrze. – „Samotność na szczycie jest okropna” – stwierdza zupełnie poważnie Hawk, dodając, że w pewnym momencie zatracił radość z jazdy i dlatego zrezygnował z udziału w turniejach o stawkę.

Dokument Sama Jonesa, chociaż utrzymany jest w schemacie gatunku, wciąga. Dla osób zafascynowanych skateboardingiem magnesem będzie przede wszystkim sam sposób ukazania kultury jazdy na desce od przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Budują go nie tylko archiwalne filmy i zdjęcia, ale także ścieżka dźwiękowa oraz wypowiedzi dawnych gwiazd tej dyscypliny. Stacy Peralta, założyciel Bones Brigade, opowiada o Hawkuw kontekście jego wpływu na całe środowisku oraz historię, która zaprowadziła deskorolkę z ulicy na olimpijską arenę. Twórcy wykorzystali również sporo wypowiedzi Rodneya Mullenai Lance’a Mountaina – kolegów z grupy, którzy pomimo preferowania innego stylu jazdy, doceniali to, co na desce robił ich młodszy kolega. Film jest wyraźnie podzielony na dwie części: w pierwszej widz otrzymuje historyczny rys, a jego uwaga zostaje przeniesiona na dorastanie przyszłej gwiazdy w Kalifornii i początkowe lata jazdy; w drugiej Hawkprzedstawiony jest jako ikona i globalna marka. 

Zaryzykuję stwierdzenie, że główny bohater miał spory wpływ na to, co zostało pokazane na ekranie. Prawdopodobnie na jego prośbę temat życia osobistego okrojono do minimum i oparto przede wszystkim na relacjach z ojcem (postacią mocno zaangażowaną w organizację turniejów deskorolkowych) oraz kilku ujęciach, które pokazują Tony’ego raczej w dobrym świetle: syn odwiedzający swoją matkę w domu spokojnej starości, ojciec zasiadający przy stole i śmiejący się wspólnie ze swoimi dziećmi. Ale to tylko, zdaje się, pozory. Skater (a tymsamym film) pobierzcie traktuje wątek czterech żon i szukania pretekstu do ucieczki od domowych obowiązków. – „Nie lubiłem siebie” – wtrąca w pewnym momencie, tłumacząc się jakby przed widzami z niechlubnych decyzji, jakie podejmował kilkanaście lat temu. Zamiast tego reżyser pokazuje widzom etos pracy Hawka: ciągłe ulepszanie trików, wymyślanie nowych rzeczy, naukowe wręcz podejście do kolejnych powtórzeń i poszukiwanie przyczyn nieudanych lądowań. Nauka 900-setki, czyli jednej z najtrudniejszych figur, jakie znane są osobom jeżdżącym na deskorolce, trwałą w jego przypadku całe dwanaście lat. Jeden z kolegów towarzyszących mu w tym czasie mówi, że dla Hawka była to czysto osobista walka. Nie chodziło tylko o wykonanie trudnego triku, ale przełamanie samego siebie i udowodnienie reszcie, że „ja, Tony Hawk, potrafię to zrobić”.  Słynne dziewięć prób wykonania 900-setki na zawodach X-Games w 1999 roku w dokumencie zostało pokazanych niemal w całości. To ważny fragment filmu, który w zasadzie streszcza to, co każdy powinien wiedzieć o Hawku: po każdym upadku na twarzy bohatera pojawia się frustracja, a w oczach widać złość i jednocześnie pewność, że następnym razem już się uda.Kiedy w końcu wymarzony trik zostaje wykonany poprawnie, skater nie cieszy się, ale odczuwa ulgę, że ma to już za sobą i nie musi już niczego udowadniać.

W lipcu ubiegłego roku Amelia Bródka – zawodowa skateboardzistka, reprezentantka Polskina Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Tokio, na których deskorolka debiutowała jako dyscyplina olimpijska – opublikowała na Instagramie zdjęcie i zamieściła pod nim znamienny opis: „Gdybyś kilka lat temu powiedział mi, że pewnego dnia będę występowała na Olimpiadzie, pomyślałabym, że zwariowałeś. A jednak oto jesteśmy w Tokyo i robimy pierwsze grindy w skate parku”. To, że skateboarding przeszedł tak długą drogę od czegoś niechcianego i kojarzonego z chuligańskimi wybrykami małolatów, aż po moment, w którym nazywa się go na równi z zapasami czy biegiem na sto metrów dyscypliną sportową, to zasługa takich ludzi jak Tony Hawk. Pytanie tylko czy cena, jaką zapłacił bohater filmu oraz jego bliscy, była tego warta?

Dokument „Tony Hawk: Until the Wheels Fall Off” obejrzeć można na platformie HBO Max.

Mateusz Kołodziej
Mateusz Kołodziej

Nauczyciel j. polskiego, autor książek, były bloger muzyczny.