W kopalni Pniówek złamano przepisy? Zginęło dziewięciu górników. „Nie powinni być na dole”

Czy w kopalni Pniówek, gdzie w wyniku katastrofy zginęło dziewięciu górników, a siedmiu pracowników wciąż jest zaginionych, złamano przepisy? Zdaniem Bogusława Ziętka, lidera związku zawodowego Sierpień ’80, górników nie powinno być pod ziemią w chwili zdarzenia. „Nikt nie powinien zginąć”, twierdzi. Na jakiej podstawie? Sprawdź szczegóły.

Bogusław Ziętek, przewodniczący WZZ Sierpień ‘80, w Radiu Zet powiedział coś, co dla wielu osób mogło być szokujące. Skomentował katastrofę w kopalni Pniówek, do której doszło pod koniec kwietnia. W wyniku licznych wybuchów zginęło łącznie dziewięć osób, a siedmiu pracowników wciąż jest poszukiwanych. Na razie akcję ratowniczą wstrzymano z uwagi na trudne i niebezpieczne warunki w miejscu zdarzenia, ale ma ona zostać wznowiona, gdy tylko będzie to możliwe. Tymczasem Ziętek formułuje poważne oskarżenia. „(Górnicy) powinni pracować w skróconym czasie pracy. Zjechali o godzinie 18:00. Powinni wyjechać o 24:00. Zdarzenie miało miejsce 0:12, ich tam po prostu nie powinno być, nikt nie powinien zginąć”, powiedział w Radiu Zet.

Związkowcy z Sierpnia ‘80 dotarli do decyzji zastępcy kierownika ruchu kopalni, która mówi, że w chwili katastrofy, ze względu na wysoką temperaturę panującą pod ziemią (miała ona przekraczać 28 stopni Celsjusza), górnicy mieli pracować tylko sześć godzin. „Zgodnie z nią, skrócone czasy pracy obowiązują w 16 miejscach w kopalni, także w rejonie, w którym doszło do katastrofy, czyli w ścianie N-6”, podaje Radio Zet. Kopia decyzji została już wysłana do Jacka Sasina, wicepremiera i ministra aktywów państwowych, z prośbą o interwencję w tej sprawie.

Co na to Jastrzębska Spółka Węglowa, do której należy kopalnia Pniówek? Tomasz Siemieniec odpowiada krótko: sprawę wyjaśniają Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku oraz prokuratura. W ścianie N-6 miałyby faktycznie występować miejsca ze skróconym czasem pracy, ale przy odpowiedniej organizacji zadań – przy ścianie N-6 nie byłoby to konieczne. Czy naruszono więc przepisy? Nie ma jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba czekać na ocenę ekspertów, a zanim ta powstanie, prawdopodobnie minie jeszcze wiele tygodni.

Do sprawy na pewno będziemy jeszcze wracać.

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Dziennikarz, wydawca strony głównej w „Super Expressie”.