Brutalne głaskanie, czyli czas na drugą turę

Nie mamy jeszcze oficjalnych końcowych wyników, ale Andrzej Duda pozostanie już raczej na wyniku 40%+. Osobiście obstawiałem, ku zdziwieniu wielu osób, wynik na poziomie 47% poparcia w pierwszej turze dla urzędującego Prezydenta. I przy tym samym obstawiałem 30% dla Rafała Trzaskowskiego. Piszę to bez satysfakcji, ale z bardzo zimną oceną sytuacji.

Prawo i Sprawiedliwość zbudowało bardzo mocny elektorat, który: chodzi głosować, wiele wybacza i głęboko wierzy w narrację partii Jarosława Kaczyńskiego. To całkowite przeciwieństwo elektoratu opozycji, który szybko potrafi zmienić zdanie, surowo ocenia i ciągle marzy o rycerzu na białym koniu.

Świetnie widać to na przykładzie kandydata lewicy. Robert Biedroń z bohatera w wyborach do europarlamentu przeszedł do pozycji największego przegranego wyborów prezydenckich. Lewica w ostatnich dniach budowała narrację: wiemy, że przegramy, ale policzmy się. Jeżeli potraktować to serio to można wyciągnąć smutne wnioski dla lewicy. A właściwe jeden wniosek: tak, elektorat lewicy w Polsce istnieje, ale nadal nie ma swojej partii i swojej twarzy.

Najciekawsze mogą być teraz ruchy Szymona Hołowni, który z jednej strony wzbrania się od jasnego poparcia któregokolwiek kandydata, ale jasnym jest, że bardziej na rękę będziemy mu wygrana Trzaskowskiego. Bo ta niesie za sobą możliwość wcześniejszych wyborów parlamentarnych, a Hołownia, jeżeli chce w polityce zostać, musi szybko zorganizować swoje zaplecze i coś im zaproponować. Zaproponować może im próbę przejęcia Sejmu, ale to musi być bliska wizja, a nie długi marsz. Bo na długi marsz potrzeba środków i sił.

Druga tura będzie brutalna, ale i delikatna. Brutalna w starciu dwóch kandydatów, ale delikatna w stosunku do obcych elektoratów. Wielu komentatorów sugeruje, że Andrzej Duda nie ma już czego zaproponować wyborcom, że obiecał już wszystko. Zakładam jednak, że sztab Prezydenta ma jeszcze jakiegoś asa w rękawie, który teraz wydaje nam się nierealny, jak kiedyś 500+.

Rafał Trzaskowski ma przed sobą ciężkie dwa tygodnie, bo z jednej strony musi utrzymać swoich wyborców, z drugiej pozyskać głosy Hołowni, Kosiniaka, Biedronia i – najlepiej – Bosaka. Jest to zadanie karkołomne, na tyle, że w sztabie Trzaskowskiego może drastycznie wzrosnąć zapotrzebowanie na kawę. Bo nikt tam nie będzie spał spokojnie. Jeżeli będzie czas na spanie.

Czy ta różnica jest do odrobienia przez Rafała Trzaskowskiego? Ostatnie lata w polskiej polityce jasno pokazują, że wszystko jest możliwe. Na wynik, który zakładam finalnie będzie o włos w jedną lub w drugą stronę, wpłynie zapewne jakieś zdarzenie losowe. Tak już się zdarzało. Jednak kandydat opozycji nie może liczyć tylko na szczęście.

Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.