W ogniu „debat”, czyli polityka po polsku

Zamiast starcia wojowników… kolejne nudne wiece wyborcze. Dwie lokalizacje, dwie “debaty’, dwa puste stanowiska dla konkurentów. Śmiech na sali. “Przykro mi, że mój rywal nie stawił się tutaj, żeby odpowiedzieć na pytania” – padało raz po raz z ust oby kandydatów. No to Panowie, trzeba było się umówić i spotkać twarzą w twarz.

Andrzej Duda zaproponował starcie na bezpieczniejszych dla siebie, kontrolowanych warunkach. Słuchając padających spontanicznych pytań publiczności uśmiechałem się do siebie.

Rafał Trzaskowski oczywiście wiedział, że tak będzie, ale moim zdaniem i tak powinien podjąć rękawicę. Kiedy trwa wojna, nie można się obrażać, że obrońcy zamykają się w warownych zamkach i ostrzeliwują nas z wysokich murów obronnych. Atakujący zawsze ma trudniej. Wybory na każdym szczeblu: krajowym, wojewódzkim i samorządowym cechuje dokładnie to samo. Pretendent ma przechlapane i musi grać tak, jak przeciwnik mu na to pozwala.

Na miejscu Rafała Trzaskowskiego nie rezygnowałbym z dotarcia do widzów TVP. Trzeba było pojechać do Końskich, a dzień później zorganizować w Lesznie tę debatę z mediami (było 19 redakcji!). Tak poznalibyśmy charakter prezydenta Andrzeja Dudy. Dziś jednak obaj Panowie postanowili pozostać w bezpiecznych pozycjach i odgrażać sobie z dystansu.

Rafał Trzaskowski miał problem z ukryciem nerwów w obliczu pytań nieżyczliwych dziennikarzy (ale super, że takie były), Andrzej Duda miał problem z ukryciem wcześniejszego przygotowania do odpowiedzi na starannie wybrane pytania. I tyle można o tych “debatach” powiedzieć.

Specjaliści od wizerunku będą dziś przedstawiać swoje interpretacje wydarzeń wskazując zwycięzców, przegranych. Niestety, nie możemy tego ocenić sami. Lipa.

Panowie powiedzieli swoje. Jak zwykle. Obejrzeliśmy to wszystko (lub nie), a w niedzielę podejmiemy decyzję. Wczoraj nic się w układzie sił raczej nie zmieniło. Panowie mówili bardziej do swoich wyborców niż niezdecydowanych, o których serca, umysły i głosy powinni zabiegać.

Kto zwyciężył? Szanowni Państwo – w takiej formule nie ma zwycięzców. Obaj kandydaci przegrali nie stając na przeciwko siebie. Przegraliśmy wszyscy, bo zamiast emocjonującego widowiska oglądaliśmy nakładające się na siebie wystąpienia. Nie takiej końcówki kampanii oczekiwałem.

Tak czy inaczej, w niedzielę idziemy głosować. Na swoich faworytów, na mniejsze zło lub w skrajnym przypadku oddać nieważny głos. Ale liczy się nasz udział, nasza decyzja. Czy tym razem frekwencja przekroczy 65%? Jeśli tak, to bez względu na wynik – wszyscy będziemy zwycięzcami. Choć raz.

Krzysztof Turzański
Krzysztof Turzański

Wiceprezydent miasta Piekary Śląskie