Starcie partyjnych marionetek?

W rozgrywkach politycznych na najwyższym szczeblu mamy roszadę. Wykonaną w akcie desperacji i w fatalnym stylu – w myśl zasady “dobro matki partii jest dobrem najwyższym”. “Prawdziwą prezydent” koledzy partyjni z Koalicji Obywatelskiej rzucili wilkom na pożarcie, przeciwnicy szydzą, ale oni idą dalej. Na bój, z entuzjazmem i radosnymi okrzykami jakby nic się nie stało.

Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. Pięknie to było widoczne podczas oświadczenia kandydatki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Nie powiedziała w swoim wystąpieniu niczego, o czym wcześniej nie wiedzieliśmy – zadbali o to koledzy partyjni otwarcie mówiąc wcześniej o jej rezygnacji pokazując, że nie była niczym więcej niż partyjną marionetką. Struktury nie dały jej nawet szansy wycofać się z godnością. Nie ona – to partia zdecydowała. Dlatego musiała wyjść samotnie i zmierzyć się z rzeczywistością, podczas gdy “koledzy” poklepywali już po plecach nowego kandydata.

Znam to uczucie, kiedy w obliczu porażki nagle pustoszeje najbliższe otoczenie. Inny szczebel, inna skala, ale uczucie podobne. Nie łatwo się z tym zmierzyć. Czasami jest to trudniejsze niż walka z politycznym rywalem. Małgorzata Kidawa-Błońska będzie teraz lizać rany po ucieczce z pola walki przed decydującym starciem, a Rafał Trzaskowski, który jeszcze na pole bitwy nie dotarł – już otrzymuje pierwsze ciosy.

Rządzący nie mają sentymentów: szydzą z Kidawy, a zarazem walą w Trzaskowskiego. Czym tylko mogą – zaczynając od publicznych mediów. Rozpoczyna się znany nam chocholi taniec. Jest okazja to PO i PiS wezmą się za łby skupiając na sobie uwagę. A żaden z kandydatów: ani Duda, ani Trzaskowski – prawdziwymi i samodzielnymi liderami nie są. To tylko narzędzia w cudzych rękach.

Mam już dość tych partyjnych gierek. Mimo powtarzanych frazesów – wszystkim chodzi o to samo. O władzę, prestiż, stanowiska i pieniądze. Duże pieniądze. Podkupywanie posłów, radnych, zmiany na stanowiskach – znamy to nie tylko z Warszawy, ale i z naszego, lokalnego, śląskiego podwórka.

Dlatego kibicuję Szymonowi Hołowni. Nie jest liderem z łaski politycznych kolegów, nie musi oglądać się na partyjne struktury, może stać z boku tego całego syfu i zaoferować realną, bezpartyjną alternatywę. Chociaż na początku bagatelizowany, wyszedł z cienia – nie, nie ostrego cienia mgły – tylko z cienia swoich swoich rywali. Bo ma za sobą nie partyjną strukturę, nie ogromną, budżetową kasę, ale zwykłych ludzi. Tego suwerena, o którym tak chętnie pociskają politycy.

To ja stoję za Hołownią!

Bezpartyjni samorządowcy, którym zwyczajnie zależy na rozwoju swoich miast – pokazali, że są prawdziwą siłą. Niektórzy rządzą miastami od wielu lat, robiąc to po prostu dobrze. Nie skupiają się na przepychankach, tylko na rozwiązywaniu realnych problemów. Łataniu dziur w drogach, poprawianiu jakości życia mieszkańców. Bajzel robi się tylko wtedy, kiedy w tym wszystkim zobaczą szansę dla siebie “partyjniaki”. Nikt nie robi takiego syfu “na dole” jak działacze z legitymacją, prawda?

Wierzę, że podobnie jak bezpartyjni samorządowcy, sprawdzi się bezpartyjny Prezydent. Ktoś kto będzie reprezentował nas, a nie ich. Ktoś, kto pokaże działaczom partyjnym, że nie są pępkiem świata. Choć trudno w to uwierzyć – jest życie poza PiS i PO. Takiego życia – wolnego od chorego politycznego sporu, wiecznej wojny i nienawiści, bez podziałów i wykrzywionych wściekłością twarzy sobie życzę. Mamy do zaoferowania coś więcej. Uśmiech, szacunek i zwyczajną, ludzką życzliwość.

Krzysztof Turzański
Krzysztof Turzański

Wiceprezydent miasta Piekary Śląskie