Zamknijmy się na świat. Może i świat wreszcie zamknie się na nas

sobotę znów usłyszałem głosy: donośne, gniewne, wypowiadane z przekonaniem i nienawiścią. Transparenty, hasła, okrzyki – wszystkie skierowane przeciwko „innym”. Przypominały bardziej polowanie niż demonstrację. I to nie była już tylko frustracja. To był jawny brak szacunku dla człowieka. A wszystko to w biało-czerwonych barwach, z cytatami z Biblii i powołaniem na chrześcijańskie wartości. Gdyby nie było mi tak smutno, byłoby mi wstyd.

Zrozumiałem jedno: to już nie jest tylko spór o migrację. To jest decyzja, w jakim kierunku zmierza Polska. Nie tylko w sensie moralnym, ale też gospodarczym. Bo wyrzucając obcych, naprawdę zaczynamy wyrzucać coś jeszcze: kapitał zagraniczny.

Od czasu wejścia do Unii Europejskiej byliśmy przez lata przykładem sukcesu. Polska stała się magnesem dla firm, dla inwestorów, dla ludzi szukających pracy i możliwości. W najlepszych latach napływało do nas ponad 30 miliardów dolarów rocznie. Te pieniądze nie trafiały do sejfów. One budowały nowe miejsca pracy, rozwijały miasta, finansowały nasze codzienne życie. To dzięki nim Polska nie była tylko fabryką taniej siły roboczej, ale krajem z ambicjami.

Dziś ten strumień słabnie. Drastycznie. Inwestycje zagraniczne spadły poniżej połowy tego, co jeszcze niedawno uznawaliśmy za standard. I kiedy patrzę na nienawiść na ulicach, nie mogę się dziwić. Co ma myśleć inwestor z Niemiec, Francji, Tajwanu czy Japonii, kiedy widzi kraj, w którym imigrant to „zagrożenie”, obcy to „wrogi agent”, a różnorodność traktowana jest jak zaraza?

A przecież w tych firmach z kapitałem zagranicznym pracuje dziś ponad 2,2 miliona Polaków. To niemal 15% wszystkich zatrudnionych. A teraz wyobraźmy sobie, że kapitał zaczyna znikać. Bo klimat staje się zbyt toksyczny, nieprzewidywalny, nieopłacalny. Czy naprawdę ktoś wierzy, że nasza gospodarka to udźwignie?

To jest właśnie największy paradoks tej narodowo-patriotycznej polityki strachu. Z jednej strony mówi się o „polskim interesie”, o „suwerenności”, o „silnym państwie”. Z drugiej robi się wszystko, by ten interes podkopać, by odpychać ludzi i pieniądze, które mogłyby nas wzmacniać. Wszystko w imię rzekomego bezpieczeństwa, które okazuje się zwykłym lękiem przed światem.

Nie chodzi tu tylko o inwestorów. Chodzi o ludzi, którzy przyjechali do Polski, by tu żyć, pracować, płacić podatki. Spotykam ich codziennie w tramwaju, na targu, w szpitalu. To nie są statystyki. To są nasi sąsiedzi. I to oni dziś stają się kozłem ofiarnym. A razem z nimi wypychamy z Polski także inwestorów, technologie, rozwój.

Mieszkam na Górnym Śląsku. Tu się urodziłem, tu dorastałem. Ten region był zawsze ziemią spotkania. Tutaj zawsze ktoś przyjeżdżał, ktoś inny odchodził, a jeszcze ktoś inny zostawał na zawsze. Na Śląskiej ziemi przez lata najważniejsze było to, czy ktoś potrafi dobrze pracować i żyć uczciwie, nie to, skąd pochodzi.

Wybierając drogę zamykania się, strachu, wskazywania palcem, nie bądźmy zaskoczeni, że inwestorzy też się odwrócą. Bo prawda jest brutalnie prosta: wyrzucając obcych, wyrzucamy przyszłość.

Patryk Białas
Patryk Białas

Radny Miasta Katowice. Społeczny koordynator polskich liderów The Climate Reality Project. Ekspert stowarzyszenia BoMiasto.