Moja Mama była dwujęzyczna, ale uświadomiłem sobie to dużo później

Moja Mama mówiła po Śląsku płynnie, ale używała go tylko w rozmowach z moją Babcią. Zawsze, kiedy babcia dzwoniła, Mama przełączała się na Śląski – używała innych słów, innej składni, zmieniało się jej akcentowanie i melodia głosu. Moja Mama była dwujęzyczna, ale uświadomiłem sobie to dużo później.

Wydawało mi się to normalne, tak jak to, że obuwie domowe to lać, a każdy w pierwszej klasie dostaje tyte.

Śląski jest dla mnie językiem dzieciństwa – właśnie dzięki dziadkom i babciom z obu stron. Dzięki spędzanym z nimi świętom i wakacjom, przynajmniej jakoś, rozumiem Śląski (choć nie wszystko!) i cośtam potrafię powiedzieć. U nas w domu Śląskiego się nie używało.

Kiedy podrosłem i zrozumiałem, że nie wszędzie starsi ludzie mówią inaczej, słowa, których używam nie są zrozumiałe dla moich przyjaciół z reszty Polski, spytałem Mamę, czemu nie mówili do nas w domu po Śląsku.

Mama powiedziała mi, o tym jak w szkole rugowano ich za używanie śląskich słów, dochodziło do kar cielesnych, wymierzano uderzenia linijką. Śląski był stygmatem, który sprawiał, że w Polsce miało się gorzej. Używanie go było postrzegane jako oznaka braku wykształcenia i ogłady.

Mama nie mówiła do nas po Śląsku bo chciała, żebyśmy nie mieli problemów, które ona miała. Moja Mama postanowiła, dla naszego dobra, że nie będzie sobą. Logiczny, ale tragiczny wybór. Jako osoba, która długo zmagała się ze swoją orientacją, doskonale znane są mi myśli i emocje, wiązane z maskowaniem swojej tożsamości.

Ale żaden obywatel nie powinien nigdy stawać przed takim wyborem, z żadnego powodu.

Śląska tożsamość i jezyk z wielu przyczyn są obiektem fobii w Polsce. Jest też, do dziś, obiektem natężonej polonizacji, która opiera się głównie ma zaprzeczaniu faktom i dziedzictwu wielokulturowości tego regionu. Temu, co czyni go wyjątkowym. (Wiecie, że w Katowicach mamy nowiutką Aleję Polskiego Dziedzictwa Śląska? Z pamiątkowymi dębami… Czy Wasz region potrzebuje przypomnienia, że jest Polską?).

Oczywiście rozumiem ten proces i ten strach. Śląski i Ślązacy dają sobie z nim radę i tym chętniej manifestują swoją odmienność w kolejnych Spisach oraz w małych inicjatywach (jak Śląsk Przegięty).

Jednak nie da się nie poczuć, że jest się w takiej sytuacji obywatelem drugiej kategorii i chyba mniej niż gościem we własnym państwie (zobaczcie jak łatwo udało się przystosować całą komunikację publiczną do języka angielskiego i ukraińskiego w ostatnich latach).

Dziś Sejm przegłosował ustawę, która ma dać Śląskiemu status języka regionalnego. Jeśli ta ustawa przejdzie przez Senat i biurko Andrzej Duda, stanie się rzecz, którą cieżko opisać.

Ktoś, może czyjś dziadek albo czyjaś mama, będą mogli wejść do urzędu miasta i nie zmieniać na wejściu języka, którego używa na codzień. Ktoś z osoby wyśmiewanej w klasie, może stać się autorytetem, bo u niego w domu Śląskiego się używało. Ktoś będzie mógł wziąć ślub w języku, w którym rozmawia ze swoim partnerem albo partnerką. Niektóre miejscowości wreszcie będą mogły mieć tabliczkę z nazwą, której faktycznie używają wszyscy mieszkańcy.

To by było, jakbyśmy jednak byli w domu.

Byłoby chyba normalnie. Wreszcie.

Ps. Dziękuję tym dwóm posłom PiS ze Śląska, którzy mieli dość przyzwoitości zagłosować za.

Mikołaj Wicher
Mikołaj Wicher

Artysta