Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Z cyklu: „jak nie prowadzić negocjacji”
Starszy z chłopaków potrafi czasem wykonać manewr, przypominający zachowanie dzika, który z rozpędu wali głową w sosnę. Do momentu zderzenia, wszystko wygląda naprawdę nieźle. Tak było niedawno przy śniadaniu, gdy mama przypomniała mu, że miał o czymś ze mną porozmawiać.
– Tato, chciałbym dostawać kieszonkowe. Pięć albo dziesięć złotych. We wtorki.
– Zanim podejmę decyzję, mam kilka pytań: dlaczego taka kwota, co będziesz chciał robić z pieniędzmi i czemu wypłata ma być we wtorki?
Z boku padła podpowiedź, że może dlatego, iż tego dnia był wtorek, ale młody miał zupełnie inne uzasadnienie.
– Pięć albo dziesięć złotych, bo lubię te kwoty. Zbierał będę na jakiś zestaw lego, a pieniążki chcę otrzymywać we wtorki, bo we wtorki chodzę na basen, więc to już z tego powodu jest świetny dzień.
Zadumałem się. Jako że nie spałem od kilku godzin („spałem” to też określenie na wyrost) przez kieszonkowego terrorystę, a na dodatek od ponad godziny pracowałem zdalnie, mój wzrok był raczej pusty. Oczy skierowane były na mego rozmówcę, co najwyraźniej mu się nie spodobało.
– Co się tak gapisz? – warknął, a ja miałem już gotową odpowiedź na temat kieszonkowego.