Dlaczego dzieci nie bawią się już na dworze?

Kiedyś to było, a teraz to nie ma, jak mawiają boomerzy. Na te kilka akapitów postanowiłam stać się właśnie kimś takim. Kimś, kto wspomina z rozrzewnieniem stare czasy, najczęściej swojej młodości i porównuje do obecnych, mniej udanych. Tak więc zamieniam się w Panią Marudę i już tłumaczę o co mi chodzi.

Od kilku tygodni mamy do czynienia z prawdziwym latem. W skrócie jest ciepło i świeci słońce. W tym czasie zdarzyło mi się kilkukrotnie odwiedzić dzielnicę, w której spędziłam dzieciństwo. Lato na Giszowcu to w mojej pamięci zdarte kolana, piasek we włosach i butach, rolki, plac zabaw, koleżanki, piłki, skakanki i lody na bazie wody oraz barwnika spożywczego. Hałas, krzyki, piski młodszych dzieci i krzyczenie pod oknem Mamo zrzuć mi picie!. Moje życie jako uczennicy szkoły podstawowej latem toczyło się pod blokiem. Kiedy odwiedziłam stare kąty w tym tygodniu, nie słyszałam radosnych okrzyków pod oknami. Gdzie się podziały wszystkie dzieci?

Nie chodzi mi o podjęcie retoryki typu to wszystko przez te komputery, bo technologia to rozwój i szansa. Dobrze wiem, że świat się zmienia, zmieniają się nawyki kolejnych pokoleń, pojawiają się nowe opcje spędzania wolnego czasu, nowe możliwości i to dobrze. Nie chcę obwiniać dzieci za to, że nie bawią się na dworze. Rodziców? Może trochę. Postęp? Nie wiem.

Żeby potwierdzić moje obserwacje zaprzyjaźniona nauczycielka zapytała siedmioro dzieci z klas 1-3 czy w środę po szkole bawiły się na podwórku. 7 razy nie. Tak jak podkreśliłam nie chodzi o obarczanie kogoś winą, chociaż wiem, że wybór między rodzicami a komputerami mógłby być emocjonujący. Warto jednak zadać sobie pytanie, co dzieci robią, kiedy nie bawią się na dworze i dlaczego zjeżdżalnia i gra w ziemniaka nie są już atrakcyjne?

—————————————

Nie jestem boomerem, uznajmy, że to nostalgia typowa dla pokolenia Z.

Natalia Wrocławska
Natalia Wrocławska

Redaktorka prowadząca Śląskiej Opinii. Prowadzi podcast Szum Sporego Miasta. Prezeska stowarzyszenia BoMiasto.