Kopalnia Turów znów na ustach wszystkich. Czechy chcą ogromnej kary dla Polski

Premier RP Mateusz Morawiecki miał „załatwić” rozejście sprawy po kościach, tymczasem Czesi wcale nie zamierzają wycofać się ze skargi złożonej do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Z najnowszych doniesień wynika, że Czechy będą chciały ogromnej kary dla Polski w związku z naruszeniem decyzji i dalszym wydobyciem, które jest prowadzone w kopalni Turów. 

Wszystko zaczęło się od informacji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który – po skardze wniesionej przez czeski rząd – przekazał, że Polska musi natychmiast zaprzestać wydobycia węgla brunatnego w kopalni w Turowie. Informacja wzburzyła polski rząd, który nie zgadza się ze stanowiskiem TSUE. Premier Mateusz Morawiecki zapowiadał interwencję w Czechach, natomiast Polska Grupa Energetyczna, do której należy kopalnia Turów, odpierała zarzuty dotyczące swojej działalności. Tymczasem zamiast rozejścia sprawy po kościach, co „załatwić” miał premier Morawiecki, mamy eskalację konfliktu. Okazuje się, że Czechy nie zamierzają wycofać się ze skargi wniesionej do TSUE. Dziennik „Ceskie Noviny” donosi, że Czeska Rada Ministrów miała nakazać Pełnomocnikowi Rządu ds. Reprezentacji Republiki Czeskiej przed TSUE, Martinowi Smolkowi, zaproponowanie kary w wysokości 5 milionów euro za każdy dzień zwłoki dla Polski. 

O co chodzi w konflikcie na linii Polska – Czechy? Nasi zagraniczni sąsiedzi wskazali, że rozbudowa kopalni Turów może zagrozić utratą wody pitnej dla kilkunastu tysięcy mieszkańców sąsiadujących z wyrobiskiem po czeskiej stronie granicy. Podniesiono także argument dotyczący fatalnego w skutkach wpływu na środowisko. Polska Grupa Energetyczna, do której należy kopalnia Turów, odpiera zarzuty. „Kilkadziesiąt kilometrów od Turowa, a nawet kilkaset metrów od granicy z Polską funkcjonuje dziewięć kopalni odkrywkowych węgla brunatnego – pięć na terenie Czech, cztery w Niemczech, a UE pozwala na ich działalność, mimo ich zdecydowanie większego wpływu na środowisko”, czytamy w mediach społecznościowych. Tego typu wpisów PGE wypuściła w ciągu ostatnich dni wiele. Wojciech Dąbrowski, prezes PGE, oświadczył również, że kopalnia Turów posiada ważną, legalnie wydaną koncesję, na podstawie której prowadzi i będzie prowadzić wydobycie. „Decyzja TSUE to droga do dzikiej transformacji energetycznej (…) To zwykły szantaż”, stwierdził Dąbrowski.

24 maja premier Mateusz Morawiecki, przed wylotem do Brukseli, zwołał konferencję prasową w tej sprawie. Mówił, że będzie interweniował u premiera Czech Andreja Babisa. Zapowiedział także, że Polska wybuduje jeszcze w 2021 roku ekran, który będzie chronił Czechy przed „negatywnym wpływem wydobycia węgla w Turowie na poziom wody”. Inwestycja zostanie w całości pokryta przez Polskę. „Nie możemy sobie pozwolić na ryzyko utraty dostaw energii elektrycznej do milionów domów”, podkreślał Morawiecki i dodał, że mimo komunikatu TSUE kopalnia Turów dalej będzie prowadzić wydobycie. Negocjacje, w świetle nowych doniesień, najwyraźniej nie były skuteczne. 

„Rząd wiedział o problemie znacznie wcześniej i nic z tą sprawą nie zrobił. Twierdzenie, że to stanowisko jest nagłe i wydane bez ostrzeżenia to po prostu nieprawda”, oceniała Joanna Flisowska, koordynatorka zespołu ds. klimatu i energii w Greenpeace Polska, w audycji „Śląska Opinia o górnictwie”. Zdaniem aktywistów, rząd powinien zrobić „krok w tył” i wrócić do dyskusji o odejściu od węgla do 2030 roku. Jaka będzie faktyczna decyzja? Póki co nic nie zapowiada zmiany zdania rządu w tej kwestii. Kopalnia Turów, jak informowała PGE, nadal będzie prowadzić wydobycie. 

Do sprawy z pewnością jeszcze wrócimy.

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Dziennikarz, wydawca strony głównej w „Super Expressie”.