Katastrofa w kopalni Halemba, zginęło 23 górników. Osoby odpowiedzialne usłyszą wyroki

Pod koniec minionego tygodnia przed sądem odbyła się rozprawa odwoławcza w procesie osób oskarżonych o zaniedbania, które mogły doprowadzić do katastrofy w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej w 2006 roku, gdzie w wyniku wybuchu metanu i pyłu węglowego zginęło 23 górników. Wiadomo już, kiedy dokładnie oskarżeni usłyszą wyroki. 

Do katastrofy górniczej w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej doszło dokładnie 21 listopada 2006 roku. Wówczas zdarzył się wybuch metanu, który zainicjował eksplozję pyłu węglowego. Pod ziemią zginęło 23 górników, spośród których 8 osób to pracownicy kopalni, a 15 osób – pracownicy firmy MARD. To jedna z najtragiczniejszych katastrof górniczych w Polsce. Proces w sprawie osób oskarżonych o zaniedbania, które mogły doprowadzić do tragedii, ciągnie się od kilkunastu lat. W ostatni czwartek (25 marca) przed sądem odbyła się rozprawa odwoławcza, na której prokurator domagał się zaostrzenia kar wobec byłego dyrektora kopalni i byłego szefa działu wentylacji. Obrona wniosła o uniewinnienie oskarżonych. Sąd uznał, że charakter sprawy jest „skomplikowany” i odroczył wyrok. Zapadnie on 8 kwietnia 2021 roku.

Trzech głównych oskarżonych związanych ze sprawą to były dyrektor kopalni – Marek Z., Kazimierz D. oraz były naczelny inżynier Halemby – Jan J. Sąd Okręgowy w Gliwicach we wrześniu 2019 roku skazał Marka Z. na rok i dwa miesiące więzienia, zakazał mu też pełnienia stanowisk kierowniczych w górnictwie na trzy lata. Mężczyzna był oskarżony między innymi o sprowadzenie katastrofy w kopalni. Kazimierz D. usłyszał wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat za „sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób (…) którego skutkiem była śmierć człowieka”. Ostatni z trzech głównych oskarżonych, Jan J., otrzymał wówczas karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. W dniu tragedii sprawował on funkcję zastępcy kierownika ruchu zakładu. Gdy wyrok w 2019 roku zapadł, zarówno obrona, jak i prokuratura natychmiast się od niego odwołały. Prokurator Wiesław Kużdżał zażądał ostrzejszej kary, twierdząc, że oskarżeni wysłali do pracy górników, choć wiedzieli, jakie grozi im niebezpieczeństwo. „Tej śmierci można było uniknąć”, podkreślał prokurator. Z kolei obrońca Krystian Ślązak jako argument do uniewinnienia poruszył wątek braku konkretnej przyczyny wybuchu w kopalni i tego, że oskarżeni nie wydawali celowo poleceń, które mogły w efekcie narazić pracowników. Decyzję sędziego w tej sprawie poznamy 8 kwietnia 2021 roku.

Przypomnijmy, że do tragedii doszło 21 listopada 2006 roku, około godz. 16:30, w pokładzie 506 na głębokości 1030 metrów. Górnicy pracowali przy ścianie przeznaczonej do likwidacji, dostali za zadanie wydostać sprzęt warty około 18 milionów złotych. Miejsce wypadku znane było jako zagrożone metanem, co miało związek z poprzednim wypadkiem w tamtym rejonie. Dopiero 10 maja 2007 roku komisja zjechała tam po raz pierwszy z wizją lokalną, która miała pomóc zbadać przyczyny wybuchu. Do przeanalizowania zdarzenia została powołana komisja Wyższego Urzędu Górniczego, w której niezależni fachowcy sprawdzali wszelkie okoliczności katastrofy. W marcu 2008 roku za „ustawienie przetargu” na likwidację ściany, w której zginęli górnicy, skazano Ewę K. Poza nią zarzuty postawiono jeszcze 19 osobom, które są oskarżone o niedopełnienie przepisów bezpieczeństwa oraz fałszowanie dokumentów. 14 listopada 2008 roku rozpoczął się proces w sprawie, w którym oskarżonymi są były dyrektor kopalni i 17 innych osób: były główny inżynier kopalni, dyspozytorzy, sztygarzy oraz właściciel firmy pracującej dla kopalni. Wedle aktu oskarżenia do wypadku doszło w wyniku łamania przepisów i fałszowania odczytów z metanomierzy. W procesie przesłuchiwanych jest 356 świadków.

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Dziennikarz, wydawca strony głównej w „Super Expressie”.