Bogusław Hutek o kulisach negocjacji z rządem w sprawie przyszłości górnictwa

Bogusław Hutek, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Polskiej Grupie Górniczej, w programie „Śląska Opinia o górnictwie” mówił o kulisach negocjacji ze stroną rządową w sprawie ostatecznego kształtu umowy społecznej dotyczącej transformacji górnictwa. Zdradził również, czemu związkowcy domagają się powrotu Elektrowni Ostrołęka do węgla.

Jesteśmy po poniedziałkowych negocjacjach w sprawie projektu umowy społecznej dotyczącej transformacji górnictwa i śląskiego regionu. Spotkanie tym razem trwało o wiele dłużej niż ostatnio, bo aż siedem godzin. Jest pan zadowolony z przebiegu rozmów? 

Cóż, idzie to bardzo wolno. Tak naprawdę już 15 grudnia mieliśmy mieć gotową umowę społeczną. Polski rząd zobowiązał się, że przedstawi nam propozycje, ale to, co zaprezentowano było dla nas nie do zaakceptowania. Przygotowaliśmy swój projekt, który można wypełnić pewnymi zapisami. W poniedziałek odbyło się kolejne spotkanie, analizowaliśmy naszą propozycję punkt po punkcie i zdecydowano, że to projekt strony społecznej będzie podkładem do dalszej pracy. 

Nie ma pan w związku z tym poczucia, że trochę wykonaliście państwo pracę za polityków? Przecież to oni mieli ten projekt przygotować. 

Abstrahując od tego, że rządzący przyjeżdżają i – na razie – mają dobrą wolę… Jakbyśmy patrzyli i czekali na polityków różnych opcji, to byśmy wielu rzeczy nie mieli. Powstał „Program dla Śląska”, który zresztą jest zasługą strony związkowej, „Solidarności” i przewodniczącego Kolorza, ale on nie funkcjonuje – choć to nie nasza wina. Wykonaliśmy więc pracę za polityków, bo chcemy coś dla Śląska zrobić, mieć przyszłość po górnictwie, natomiast o nią trzeba zadbać. Jesteśmy związani z tym regionem i nie chcemy, by on umarł, tak jak stało się chociażby w Wałbrzychu.  

Przewodniczący Kolorz mówił o tym, że nie chcecie powtórki z błędów popełnionych przy „Programie dla Śląska”, mając na myśli między innymi system finansowania…

Dlatego proponujemy powstanie Śląskiego Funduszu Rozwoju, żeby szły tam pieniądze: częściowo z funduszy na transformację, częściowo z pakietu klimatycznego CO2, ale chcemy także, by rząd zaakceptował odpowiednie zapisy w ustawie budżetowej i ustalił, jakie środki w kolejnych latach będą przekazywane na transformację Śląska. Żeby nie było tak, jak w przypadku „Programu dla Śląska”, kiedy padały deklaracje, a potem żadnych miliardów nie było, albo nie realizowano  projektów, które miały dać miejsca pracy bądź były kluczowe dla energetyki i górnictwa, jak np. rewitalizacja Elektrowni Rybnik czy Elektrowni Łaziska. Uczymy się na błędach. Nie chcemy powtórki z czasów Buzka i innych, bo górnictwo restrukturyzuje się od 30 lat, kiedy puszczano ludzi na urlopy, likwidowano kopalnie, ale nie powstawały miejsca pracy. W niektórych miastach na Śląsku wciąż są dzielnice, które do tej pory nie mogą się podnieść po tym, jak zamknięto tam kopalnie. Mamy na uwadze to, żeby nikt nas – jak to się mówi po śląsku – nie wyciulał. 

Po ostatnim spotkaniu jest więcej wątków, które łączą, czy takich, które dzielą strony pracujące przy porozumieniu?

Nie mieliśmy zbyt wielu pytań czy uwag ze strony rządowej lub dyrektorów departamentów. Były pewne wątpliwości, daliśmy sobie czas na ich rozwianie. Minister Soboń zapowiedział, że niektóre zapisy wymagają konsultacji międzyresortowych, bo zahaczają np. o finanse czy ministerstwo polityki i pracy. Mamy nadzieję, że przy następnych spotkaniach przedstawiciele tych resortów również się pojawią. Czas nie działa na naszą korzyść, sytuacja staje się wręcz dramatyczna. Może nie wszystkich spółek, ale Polskiej Grupy Górniczej tak. Musimy zawrzeć umowę i zacząć notyfikować ją w Komisji Europejskiej. 

A jak pan ocenia pracę ministra Artura Sobonia? 

Jest młody, zaangażowany. Na początku był może nie tyle niezorientowany, co dopiero wdrażał się w sytuację. Został niedawno ministrem odpowiedzialnym za górnictwo, a to bardzo trudny temat, klimaty śląskie jeszcze trudniejsze. Widać, że chce mu się pracować, więc mam nadzieję, że wspólnie, jeszcze z ministrem Kubowem z kancelarii premiera Mateusza Morawieckiego, doprowadzimy to do końca i sprawimy, że w jak najszybszym czasie ta umowa powstanie. 

Pytam o to, ponieważ związkowcy działający przy Jastrzębskiej Spółce Węglowej napisali list otwarty do prezesa PiS, w którym – mówiąc delikatnie – negatywnie oceniają pracę ministra Sobonia zarówno w zakresie dotyczącym samych negocjacji, jak i w ogóle sprawowania przez niego funkcji w tematach branży górniczej. 

Jeśli chodzi o to pismo, najlepiej byłoby, gdyby zaprosił pan kogoś spośród trzech szefów reprezentatywnych organizacji związkowych, którzy się tam podpisali, a następnie zapytał ich, czemu to zrobili. Ja oceniam ministra Sobonia w miarę dobrze, tak samo pana ministra Kubowa. Są zaangażowani i chętni do rozmów, a co z tego wyjdzie? Zobaczymy. To są panowie w randze wiceministrów, więc my i tak ostateczne rozmowy będziemy, mamy nadzieję, prowadzić z premierem Mateuszem Morawieckim, być może ministrem Sasinem i innymi osobami, ministrami konstytucyjnymi, którzy powinni podpisać umowę społeczną. Tak, by była ona realizowana. 

Zostawmy temat ministrów, wróćmy do umowy społecznej. W jaki sposób wyliczano kwotę jednorazowych odpraw, które pracownicy odchodzący z zakładów mogliby przyjąć? To 120 tys. złotych, które wzbudziły nie lada dyskusję. Jak pan odpowie tym, którzy twierdzą, że to być może za dużo? 

Kontrowersje się pojawiły, bo oficjalnie podaliśmy tę kwotę. W wielu innych branżach, np. w energetyce, dalej są tzw. dobrowolne odejścia i ludzie biorą tam pieniądze nawet 2- czy 3-krotnie wyższe. W związku z tym, że nie jest to nagłaśniane, to nie ma kontrowersji. Jeśli dojdzie do tego, że ci młodzi ludzie odejdą, to muszą się na nowo odnaleźć na rynku. Uczyli się w zawodzie górnika, więc muszą się przekwalifikować. Trzeba wziąć pod uwagę to, że odchodzą ze swojego zawodu, co oznacza, że po 25 latach pracy nie przejdą na emeryturę. To rekompensata na jeden rok, żeby mogli się odnaleźć. Jeśli prześledzimy średnie wynagrodzenie ze wszystkich spółek wydobywczych, to wyjdzie nam, że to średnie roczne wynagrodzenie – mniej więcej. W porozumieniu też jest zapisane, że pracownicy likwidowanych kopalń będą mogli z tego skorzystać, jeśli nie znajdą możliwości alokacji, pracy w innym zakładzie. To odległy czas. 

Drugi kontrowersyjny wątek, który pojawił się po ostatnich negocjacjach chyba dość niespodziewanie, to powrót Elektrowni Ostrołęka C do węgla. Skąd ten wniosek? 

My od dawna walczyliśmy o Ostrołękę, parę razy pisaliśmy pisma, by budować ją dalej na węglu. Gdy oddano ją do PKN Orlen, który ma wpisane, że nie może inwestować w aktywa węglowe, pojawił się warunek, że Ostrołęka nie może być dalej budowana na węglu. Z moich informacji wynika, że ogólnie wydano już od 2 do 3 miliarda złotych na tę elektrownię. Dziś będzie to wyburzone i za kolejne miliardy powstanie elektrownia gazowo-parowa. Ostrołęka jest zgłoszona do Unii Europejskiej, ma notyfikację i otrzymaną zgodę, jest niskoemisyjna, ma zapewnioną dostawę środków z rynku mocy, jeśli nie będzie produkowała 100% energii, więc nie rozumiemy, dlaczego nie może być na węgiel. Ponadto doprowadzenie tam gazu to bardzo duże koszty. Gdyby elektrownia była na węgiel, skończyłaby żywność w 2038 roku i w tym czasie pomogłaby nam przejść transformację, zapewniając zbyt na węgiel z kopalń, które będą jeszcze w tym czasie funkcjonowały. 

Rozmawiał: Bartosz Wojsa

Pełną rozmowę z Bogusławem Hutkiem w ramach „Śląskiej Opinii o górnictwie” w wersji audio znajdziecie Państwo tutaj oraz w serwisach podcastowych.

Serwis Śląska Opinia o górnictwie jest wspierany przez Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce.

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Dziennikarz, wydawca strony głównej w „Super Expressie”.