Stawiamy i zapominamy, czyli pomnikoza z powikłaniami.

Pamięć o wydarzeniach, a co dla dzisiejszego tekstu może i ważniejsze, o postaciach, które odcisnęły piętno na naszym kraju, regionie lub mieście można ukazać na wiele sposobów. Jednak najczęściej kończy się na postawieniu pomnika.

Bo w teorii taki pomnik to najłatwiejsze rozwiązanie. W teorii, bo w praktyce większość stawiających pomniki zapomina o tym, że będą one stały i może wypadałoby o nie zadbać. Koniec końców wiele zamiast przypominać nam o kimś staje się symbolem zapomnienia.

Niemal codziennie mijam aleje zasłużonych dla mojego miasta, aleję złożoną z kilkunastu popiersi znakomitych postaci, z których wszystkie są ufajdane ptasimi odchodami. Czasami ktoś próbuje je domyć, ale ptasie odchody mają taką właściwość, że kiedy dłużej poleżą to zostawiają trwałe ślady. I tak trwają ci zasłużeni.

Jednak nie chodzi o ten konkretny przypadek, bo jest wiele takich pomników, które poszarzały od smogu, pozarastały, są brudne albo co chyba najgorsze, obłożone zgniłymi kwiatami, które złożone były z okazji jakiejś uroczystości, a sprzątnięte będą dopiero z okazji następnej.

Stawiamy jako społeczeństwo te pomniki, bo tacy jesteśmy dumni, bo to taki wyższy poziom hasła „zastaw się, a postaw się”, bo zrobimy sobie zdjęcia przy odsłanianiu, bo mamy większy lub droższy niż inni i tak dalej. Postawimy, a potem mamy spokój na niemal cały rok albo już na zawsze.

Więcej nie zawsze znaczy lepiej. Czasem naprawdę lepiej zafundować nagrodę czyjego imienia niż postawić mu pomnik, bo nagrodzić można kogoś żyjącego, kto kontynuuje jego pracę w jakiś sposób. A może zrobić festiwal albo wydarzenie w innej formule? Można skutecznie upamiętniać na wiele sposobów.

Czytam, że w Polsce mamy ponad 700 pomników Jana Pawła II. Jak przeglądam hasło „pomnik Jana Pawła II” w wyszukiwarce to wiele z nich raczej ośmiesza postać papieża, niż przypomina o jego pracy, słowach, czy naukach. Jakby ktoś chciał naprawdę zająć się znieważeniem uczuć religijnych to proponuję zacząć od wzięcia na warsztat tego tematu.

Podobnie jest z pomnikami z okazji powstań, wojen, bitew, o których przypominamy sobie w kolejne rocznice, w które lokalni politycy robią swoisty objazd połączony ze składaniem kwiatów. 10 minut tu a 10 tu, kwiaty tu, ten wieniec tu, oblane dumą i datami przemówienie i można uciekać do domu. Najczęściej nie ma to większego sensu, a całość przypomina szkolne akademie z większym budżetem.

Oczywiście pomniki to nie samo zło, ale musimy wbić sobie do głowy, że wartością pomnika nie jest samo jego postawienie. Ale wykreowanie takiego symbolu, który wpisuje się w przestrzeń, ma jakąś wartość artystyczną i przypomina nie tyle o postaci, jej wizerunku, ale o tym co zrobiła.

Z tym wpisywaniem się pomników w przestrzeń bywa naprawdę różnie, bo chociażby taki pomnik Wojciecha Korfantego na placu Sejmu Śląskiego w Katowicach. W teorii stoi w godnym miejscu, przy budynku Sejmiku Śląskiego, a w praktyce przez cały tydzień otoczony jest samochodami. Kierowcy często parkują nawet na wybrukowanym podejściu do pomnika. Niejednokrotnie słyszałem opinie, że pomnik wygląda jakby miał być parkingowym pobierającym opłaty za postój. Godne to?

Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.