Trybunał gra politykę, a Ślązacy jak zwykle płacą cenę

Czytając sygnowany przez Krystynę Pawłowicz, Stanisława Piotrowicza i Bogdana Święczkowskiego wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 10 czerwca, miałem wrażenie, że patrzę nie na salę sądową, ale na scenę teatru politycznego. Niby poważna sprawa – zgodność unijnej polityki klimatycznej z Konstytucją – a jednak wszystko było do bólu przewidywalne. Kolejna inscenizacja. Kolejny akt w sztuce, w której prawo staje się rekwizytem, a suwerenność – pustym sloganem.

Nie kupuję tej narracji. I nie dlatego, że uważam politykę klimatyczną UE za świętość. Przeciwnie – można ją krytykować, można się z nią spierać. Ale trzeba mieć do tego moralne prawo. A rząd, który sam zgodził się na unijne cele redukcji emisji, dziś udaje, że został nimi zaskoczony. To nie jest polityka. To hipokryzja.

Pamiętam dobrze grudzień 2020 roku. Premier Morawiecki z uśmiechem ogłaszał sukces negocjacyjny. Polska zgodziła się na zaostrzenie celów klimatycznych w zamian za dostęp do unijnych pieniędzy. Wszyscy wiedzieli, że to będzie kosztowne. Że transformacja uderzy w Górny Śląsk, Bełchatów, w ludzi żyjących z węgla. Ale rząd się zgodził. Świadomie, bez przymusu. A dziś ci sami ludzie próbują wmówić nam, że zostali wmanewrowani w pułapkę przez Brukselę. Że to nie ich podpisy, nie ich decyzje. Nie ich odpowiedzialność.

I to mnie naprawdę złości. Bo znam ludzi z Jastrzębia, Rybnika, Katowic, Bytomia. Ludzi, którzy nie potrzebują kolejnych oświadczeń i konferencji prasowych, tylko realnego wsparcia. Szkoleń. Miejsc pracy. Inwestycji. Czego dostają najwięcej? Deklaracji. Politycznych spektakli. Narracji, w której winny jest zawsze ktoś inny. Unia, Tusk, klimat, wszystko tylko nie oni sami.

Najbardziej boli mnie to, że w tym całym przedstawieniu zabrakło miejsca na zwykłą, uczciwą rozmowę o przyszłości. Bo kiedy ktoś w końcu zada pytanie: dlaczego okłamaliście górników? Dlaczego podpisaliście umowę społeczną, której nawet nie zgłosiliście Komisji Europejskiej?, zapada niezręczna cisza. A przecież mieli wszystko – rząd, prezydenta i sądy po swojej stronie. Wystarczyło dopilnować formalności, notyfikować dokument. Fundusze były gotowe. Komisja nie blokowała pieniędzy. To Warszawa nie ruszyła palcem. Bo łatwiej było rozgrywać dramaty o suwerenności niż naprawdę zadbać o ludzi, którym tyle naobiecywali.

Mam już po prostu dość takiej polityki, w której odpowiedzialność to puste słowo rzucane na wiecach. W której każda trudna decyzja jest zrzucana na „obcych”, a każda porażka jest sukcesem. Jeśli naprawdę chcemy bronić suwerenności – a nie tylko używać jej jako politycznej pałki – musimy zacząć od uczciwości. Od przyznania się: to my zgodziliśmy się na te zmiany. To my ich nie dopilnowaliśmy. To my dziś chowamy się za Trybunałem.

Trybunał Konstytucyjny obsadzony politykami? Niestety – to już nie jest sąd. To dziś polityczny megafon. Wzmacniacz dla wygodnych narracji, które mają przykryć niewygodną prawdę. A wyrok z 10 czerwca? To nie żadna „obrona Konstytucji”. To kolejny odcinek telenoweli, w której winnych zawsze szuka się gdzie indziej, a rachunek za błędy – jak zwykle – płacimy my.

Prawdziwym problemem nie jest unijna polityka klimatyczna, ale krajowy sabotaż własnych zobowiązań. Sami sobie podkładamy nogę, a potem krzyczymy, że to Bruksela nas popchnęła.

Patryk Białas
Patryk Białas

Radny Miasta Katowice. Społeczny koordynator polskich liderów The Climate Reality Project. Ekspert stowarzyszenia BoMiasto.