Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Nerwy przy Pakcie Senackim na Śląsku
Najpóźniej 14 sierpnia Prezydent Andrzej Duda musi ogłosić datę wyborów parlamentarnych, to wtedy ruszy oficjalna kampania wyborcza. Jednak wcześniej muszą zostać ułożone listy wyborcze partii i opozycja musi dogadać się w temacie podziału okręgów w ramach „paktu senackiego”. A to wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać.
Partie przeprowadzają w ostatnich dniach proces układania list, między innymi w Nowej Lewicy i Platformie Obywatelskiej koła miejskie dają rekomendacje potencjalnym kandydatom na posłów i senatorów. Zebrała się też rada regionu Polski 2050. I chyba na tym odcinku sejmowym nie ma większych problemów (sprawa pewnie wyglądałaby inaczej przy jednej liście).
Dobór kandydatów na senatorów jest już cięższą przeprawą, bo najpierw okręgi muszą zostać podzielone między partie – według paktu senackiego w każdym okręgu ma być tylko jeden kandydat opozycji, a potem mają zostać wskazani kandydaci. I problem jest zarówno w tych okręgach, w których opozycja już ma senatorów, jak i w tych, w których muszą zostać wykreowani nowi kandydaci.
Tak jest chociażby w chorzowskim okręgu senatorskim, gdzie opozycja poprzednie wybory przegrała – przypomnijmy, że kandydatem paktu senackiego był tam Henryk Mercik, a PiS Dorota Tobiszowska. Tobiszowska wygrała z podwójnego osłabienia kandydata opozycji. Po pierwsze pojawiła się dwójka dodatkowych kandydatów – Dawid Kostempski (były członek PO i były prezydent Świętochłowic) i Leon Swaczyna (szef partii Ślonzoki Razem, formalnie w koalicji z PSL). Po drugie Mercik wzbudzał mieszane uczucia wśród polityków opozycji w regionie – w ostatnich wyborach samorządowych atakował ogólnopolskie partie, a później chciał startować z ich poparciem. Co ciekawe, już po tamtej przegranej, w przyśpieszonych wyborach na prezydenta Rudy Śląskiej w 2022 roku poparł kandydata PiS.
Teraz o ten okręg ma walczyć Polska 2050, wcześniej mówiło się o tym, że kandydować mogłaby z tego okręgu profesor Małgorzata Myśliwiec, jednak jej kandydatura zdaje się, że przepadała z powodu braku popracia którejś z opcji tworzącej pakt senacki. Z okręgu byłaby też zadowolona Lewica, która chce mieć po tych wyborach trzech senatorów z województwa śląskiego. W zasadzie najwięcej miejsca musi swoim partnerom robić Koalicja Obywatelska, z której chyba najwięcej stracić może Platforma Obywatelska.
Do tego te negocjacje, z poziomu warszawskiego, często pomijają lokalne konteksty. I tak chociażby w rozmowach o okręgu katowickim – propozycją Lewicy był samorządowiec mocno kojarzony z Zagłębiem i Będzinem, wcześniej proponowano mało rozpoznawalnego szerzej polityka katowickiej Lewicy, teraz pada nazwisko posła z innego okręgu. O okręg katowicki chcieli początkowo zawalczyć także regionaliści, ale przynajmniej na razie odpuścili. Jak słychać od poszczególnych działaczy – jeżeli zostanie wystawiony kandydat niekojarzony lokalnie/regionalnie, to może pojawić się kandydat z tych środowisk. Platforma Obywatelska i Koalicja Obywatelska ma swojego kandydata – Jarosława Makowskiego, radnego miasta Katowice, byłego kandydata na prezydenta miasta i szefa Instytutu Obywatelskiego. Makowski zebrał poparcie swojego koła i – jak mówi się w kuluarach – środowiska swojego samorządowego konkurenta, czyli Marcina Krupy.
W Tychach nie będzie kandydować obecna wicemarszałkini senatu, Gabriela Morawska Stanecka, bowiem swoich sił ma spróbować z list Koalicji Obywatelskiej do Sejmu. Na jej miejsce ma wejść kandydat Ruchu Samorządnego Tak! Dla Polski, czyli Andrzeja Dziuba, obecny prezydent Tychów. Z tą kandydaturą nikt raczej nie chce się spierać.
W Rybniku mówi się o negocjacjach Platformy Obywatelskiej z Polską 2050, ta druga ma tu pomysł na kandydata z lokalnego samorządu w osobie wiceprezydenta Rybnika – Piotra Masłowskiego.
Przy tej okazji warto zastanowić się też nad rolą senatu. Niestety, jak pokazuje chociażby obecna kadencja – rola senatu jest marginalna. Mimo, że opozycja ma w nim większość, to w żaden sposób nie wpływa to na decyzje rządzących, co najwyżej spowalnia je. Sami senatorowie nie mają ani możliwości samodzielnego działania, ani silnego mandatu społecznego. Przez ordynację i dodatkowo „pakt senacki”, który pomaga wygrać z PiS, ale w żaden sposób nie odzwierciedla preferencji politycznych obywatelek i obywateli.
A sam Senat? Kilkanaście lat temu Platforma Obywatelska mówiła o potrzebie likwidacji izby wyższej w takiej formie, w jakiej on nadal działa, mówiło się też wiele o tym, by zmienić Senat w izbę samorządową, która mogłaby mieć wpływ na tworzone prawo dotyczące regionów, powiatów i gmin. To wzmocniłoby samorządy i może pomogłoby w negocjacjach paktu? Może wtedy kandydaci z samorządu (partyjni, bezpartyjni i ze środowisk regionalistów) mieliby więcej sensu?