Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Teenage drama Tima Burtona. Recenzja serialu „Wednesday”
Co powstałoby z połączenia Stranger Things, Harry’ego Pottera, teenage dramy i Rodziny Addamsów? Na to pytanie odpowiada Wednesday – najnowszy serial netflixa w reżyserii Tima Burtona. Kto się zna na wyrzutkach lepiej niż on?
Twórcy w ośmiu odcinkach opowiadają historie tytułowej bohaterki – ekscentrycznej Wednesday Addams, której znakami rozpoznawczymi są czerń, biel i lekkie skłonności do sadyzmu. Córka Morticii i Gomeza przez incydent z piraniami po raz kolejny zmienia szkołę – tym razem zamiast do liceum dla normis, trafia do Nevermore, w którym uczą się syreny, wilkołaki i gorgony. A i tak to Wednesday jest największą dziwaczką. Na początku niechętna do zmiany Addams, po paru dniach przeżywa dwa zamachy na swoje życie, trafia na trop seryjnego mordercy i masakry wyrzutków sprzed lat. Z niechęcią musi przyznać rację mamie – Nevermore to zdecydowanie miejsce dla niej.
Przy okazji detektywistycznego wątku, w którym Wednesday dochodzi prawdy o naturze Jerycha – miejscowości założonej przez pierwszych pielgrzymów, poznajemy małomiasteczkową mentalność. Mały spoiler: zderzenie normis z nadnaturalnymi postaciami nie zawsze przebiega przyjemnie. Czasami kończy się nawet oblaniem czerwoną farbą, co Wednesday kwituje krótko – mogli się postarać i załatwić świńską krew. Twórcy nawiązują nie tylko do Carrie Stephena Kinga – z klasyków literatury i kina grozy pojawiają się nawiązania do Frankensteina Mary Shelley czy Soku z żuka, najsłynniejszym absolwentem szkoły jest William Faulkner, a prawdziwy horror dla głównej bohaterki to Legalna Blondynka. Trudno się dziwić.
Wednesday to przede wszystkim jednak okazja do zobaczenia młodej Addams mierzącej się z prawdziwym koszmarem każdej nastolatki – zawieraniem przyjaźni, nawiązywaniem romantycznych relacji czy perspektywą, że może się stać jak właśni rodzice. Same straszne rzeczy. Pod tym względem rzeczywiście produkcji Tima Burtona blisko jest do chociażby pierwszego sezonu Riverdale, ale czy to taki znowu minus? Dzięki temu, że główna intryga miesza się z obserwowaniem, jak główna bohaterka wychodzi ze strefy komfortu, możemy chwilę dłużej z nią pobyć, bliżej ją poznać i dostrzec „ludzką” twarz Wednesday.
Nie ukrywam, że fani Rodziny Addamsów, zwłaszcza ekranizacji z lat 90., mogą być rozczarowani. Chyba nie będą zadowoleni także miłośnicy starszych filmów Tima Burtona – prawdę mówiąc, gdyby nie napisy końcowe, trudno byłoby poznać, że to serial, który współtworzył Burton. Oczywiście stroje i scenografia są imponujące; mają odpowiedni klimat, ale nawet nie w połowie tak dziwny, jak w poprzednich produkcjach reżysera. Obrazek z kolei świetnie dopełnia muzyka – klasyczne covery Nothing Else Matters czy Paint it, Black i wciąż przewijające się w tle dźwięki wiolonczeli idealnie pasują do mrocznego, gotyckiego charakteru Nevermore i samej Wednesday.
Ostatnia rzecz: kasting. Sporo jest głosów, że wybór aktorów nie był do końca trafiony. Dostało się głównie starszym przedstawicielom rodziny Addams, ale i samej Wednesday. No cóż, tak już bywa z ekranizacjami komiksów i remake’ami symboli lat 90 – trudno jest zadowolić wszystkich. Dla mnie najistotniejsza jest Jenna Ortega, która z rolą poradziła sobie świetnie – jest charyzmatyczna, kradnie uwagę widza tak szybko, jak szybko pojawia się na ekranie, przyciąga wzrok. Zresztą, jeśli kogoś nie przekonuje w całym sezonie, wystarczy sama scena tańca – po prostu wow! Oczywiście, fani Addamsów co do Morticii i Gomeza mogą mieć swoje zastrzeżenia, ale nie zapominajmy, że Catherine Zeta-Jones i Luis Guzman w serialu pojawiają się gościnnie – to nie jest ich serial, to jest serial Ortegi i Wednesday.
Nie jest to produkcja mocno związana z historią rodziny Addamsów. Czy można by było zastąpić Wednesday jakąkolwiek inną bohaterką? Oczywiście, ale serial sporo by na tym stracił – przede wszystkim humoru i samej Ortegi. Nie jest to też produkcja szczególnie ambitna, nie zmienia to jednak faktu, że Wednesday ogląda się bardzo przyjemnie. Bohaterowie dają się lubić, główny plot, choć przewidywalny, dalej jest wciągający, wszystko jest estetyczne i, przede wszystkim, pozostawia w oczekiwaniu na drugi sezon.