Na dobre i złe czasy

Co tam Panie w polityce? Chińczycy trzymają się mocno…
Prezydent Trump, z właściwą sobie dezynwolturą oświadczył, że Ameryka nałoży na Rosję w związku z wojną na Ukrainie dotkliwe sankcje, które od dawna zapowiada zresztą, ale najpierw Europa musi zaprzestać importu rosyjskiej ropy i gazu (20% potrzeb) i nałożyć na Chiny 50-100% cła z powodu wspierania przez ten kraj rosyjskiej gospodarki i w konsekwencji jej machiny wojennej.
Problem polega na tym, że ropę i gaz importują w Europie głównie Węgry i Słowacja – najwierniejsi sojusznicy ideowi Trumpa i jednocześnie kraje utrzymujące dobre relacje z Kremlem, których z powodów głównie ekonomicznych nie chcą zerwać.
Unia Europejska jako całość natomiast nie może sobie pozwolić na wciągnięcie przez Trumpa do wojny celnej z Chinami, ponieważ w dużym stopniu pozbyła się własnego przemysłu i to często w bardzo wrażliwych sektorach, np. w branży farmaceutycznej (substancje czynne do większości lekarstw) czy elektronicznej i informatycznej, nie mówiąc już o hutnictwie, produkcji ubrań czy butów.
Deficyt Unii Europejskiej w handlu z Chinami wyniósł w ubiegłym roku 305,8 mld euro, z tego udział Polski w tymże deficycie to 45,6 mld euro (49,2 mld euro – import, a eksport to zaledwie 3,6 mld euro).
Europa ponadto łyknęła 15% cła Trumpa i przejęła niemal w całości finansowe koszty wspierania Ukrainy, a także zobowiązała się w ramach NATO do zwiększenia wydatków na obronność do 5% PKB.
Wojna handlowa z Chinami jest jej obecnie potrzebna jak dziura w moście.
Zanim na nowo określi swoje stosunki gospodarcze z Chinami musi najpierw odbudować własny przemysł, co czyni zresztą bardzo niekonsekwentnie, skrępowana ETSami i całym tym Zielonym Ładem.
Trump ma zapewne tego świadomość, ale nie zamierza rezygnować z prób wciągnięcia całego świata do globalnej rywalizacji z Chinami. Jest to dla niego ważniejsze niż rozpychanie się Putina w Europie. Nadal wierzy, że Rosję można oderwać od Chin, a Europę całkowicie zwasalizować.
A co w tym czasie dzieje się w Polsce?
Prowokacja rosyjska z dronami – wabikami doprowadziła do współpracy prezydenta z premierem w sferze bezpieczeństwa – cud nad cudami.
Przy okazji wyszło, że pomimo trwającej trzy i pół roku wojny na Ukrainie, gdzie drony są game changerem, nie zbudowaliśmy do tej pory obrony antydronowej i w sytuacji zagrożenia strzelamy z armat do wróbli i w dodatku muszą to robić sojusznicy.
Ale też sojuszników mamy zacnych, nie tylko wyrazili solidarność gębą w ramach NATO i ONZ, ale natychmiast też wysłali kolejne samoloty i inny sprzęt wzmacniający naszą obronę powietrzną kraju. Tylko wuj Sam zza oceanu wyraził swoją solidarność bardzo powściągliwie jakby był niepewny swoich ocen i nie dysponował kilkoma agencjami wywiadowczymi, albo w ogóle nie rozumiał co się wokół niego dzieje.
Generalnie odnieśliśmy w tej sytuacji więcej korzyści niż strat, ale w internecie mnożą się teorie spiskowe i przejawia się brak wiary w deklaracje naszych władz i wojska.
Ja jestem teraz pewny, że wojska antydronowe teraz szybko zostaną zbudowane, a sojusznicy europejscy w razie czego nie zostawią nas na lodzie jak nie przymierzając we wrześniu 39 roku.
Z powodu trwających manewrów rosyjsko-białoruskich „Zapad”, wzmocnionych atakiem dronów, Polska zamknęła do odwołania granicę z Białorusią. Mam nadzieję, że jej nie otworzymy dopóki Łukaszenka nie zaprzestanie wojny hybrydowej z Polską w postaci zwożenia na granicę migrantów z Azji i Afryki oraz zamykania do więzień polskich działaczy na Białorusi.
Dotychczasowa presja w postaci zamknięcia przejść drogowych, z wyjątkiem Terespola, nie była skuteczna, potrzebna więc była pełna blokada, łącznie z terminalami kolejowymi, w tym w Małaszewiczach, ważnym punkcie na jednej z kolejowych odnóg Jedwabnego Szlaku.
Po stronie białoruskiej utknęły m. in. kontenery z Chin. Państwo Środka nie może być z tego zadowolone, więc z pewnością dało temu wyraz ustami swojego ministra spraw zagranicznych na spotkaniu z Radosławem Sikorskim. Z oświadczenia rzecznika naszego MSZ, wynika, że rozmowy były konkretne i możemy liczyć na wsparcie Chin w sprawie naszych starań o przyjęcie do grupy G-20, a także na odblokowanie eksportu naszych kurczaków.
Drób nie zdoła zasypać naszej ogromnej dziury w bilansie handlowym z Chinami, ale odblokowanie handlu w tym segmencie rynku jest dobrą wiadomością dla hodowców i można również z niej wróżyć, że blokada granicy z Białorusią też nie potrwa zbyt długo. Chiny powinny wywrzeć presję na swojego partnera tranzytowego – Łukaszenkę i mam nadzieję, że ta presja będzie bardziej skuteczna od ustawicznej presji jego patrona – współczesnego cara Rosji Władimira Putina.
Współpraca gospodarcza może się rozwijać tylko w warunkach pokoju i wzajemnego zrozumienia. Czego Polsce, Europie, a nawet Chinom życzę z całego serca.