Polityka jak ścianka. Gdy forma wypiera treść

Regularnie zaglądam na profile posłów i radnych – z nadzieją, że dowiem się, nad jakimi projektami pracują, jakie mają opinie na ważne tematy, jak głosowali w istotnych sprawach. Niestety, coraz częściej trafiam na zdjęcia z kolacji, relacje z imprez i selfie z celebrytami. Polityka coraz bardziej przypomina świat ludzi znanych z tego, że są znani. Nie influencerów, którzy próbują coś przekazać, ale celebrytów – obecnych, bo mogą. Tyle że zamiast reality show mamy transmisje z obrad sejmów, rad miast i sejmików wojewódzkich.

Nie zrozumcie mnie źle – polityk powinien być obecny w mediach społecznościowych. Jego twarz powinna się tam pojawiać, powinien być rozpoznawalny i dostępny. Ale kiedy przestajemy widzieć merytorykę, a zostaje tylko to, komu kibicuje, z kim się spotkał i gdzie się pokazał (często zresztą w ramach pełnionej funkcji) – to mamy problem.

Reklama

Zastanawiam się, czy samorządowiec z małego miasta przegrywa wybory nie dlatego, że głosował źle, ale dlatego, że nie ma konta na TikToku. Czy poseł zyskuje popularność nie projektami ustaw, ale komentarzami pod zdjęciem z siłowni. Chciałbym powiedzieć, że to nieprawda – ale patrząc na wyniki wyborów i to, kto zostaje „rozpoznawalny”, zaczynam mieć wątpliwości.

Media społecznościowe to dziś podstawowe narzędzie komunikacji. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy forma wypiera treść. Gdy znikają informacje o głosowaniach, projektach, interpelacjach, a zostaje tylko lifestyle, to polityka przestaje być funkcją, a staje się towarem. Rozrywką. A potem się dziwimy, że nikt nie rozumie, czym zajmuje się rada miasta. Ba – że nie wiemy, za co odpowiada radny czy poseł.

To efekt permanentnej kampanii, która sprawia, że politycy nigdy tak naprawdę nie wychodzą z trybu wyborczego. Zamiast rzetelnie informować o efektach swojej pracy, skupiają się na budowaniu ciągłego przekazu wizerunkowego – relacje z wydarzeń, zdjęcia z mieszkańcami, memy. Komunikacja sprowadza się do emocji i obecności, a nie do treści i odpowiedzialności. Merytoryka ustępuje miejsca narracji „jestem, zobaczcie mnie”. Taka forma przekazu sprzyja rozpoznawalności, ale prowadzi do spłycenia debaty publicznej – bo trudne tematy, wymagające wiedzy i wyjaśniania znikają.

Zastanawiamy się czemu nasza debata publiczna się brutalizuje i upraszcza, a tak wiele osób daje się nabrać na fakenewsy i fałszywe narracje. Może potrzebujemy mniej politycznych celebrytów, a więcej polityków z realnym wpływem. Takich, którzy zamiast tylko być widoczni – robią coś konkretnego. Bo choć dobrze wiedzieć, kto co je, znacznie ważniejsze jest wiedzieć, kto i za czym głosuje.

Reklama
Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.