Kacza krzywa i dlaczego bez niej czeka nas blackout

Polska energetyka nie przetrwa kolejnego lata w tym stanie. Fala piekielnych upałów, która na przełomie czerwca i lipca uderzyła w Europę i Polskę, nie była „chwilowym ociepleniem”. To był bezlitosny sprawdzian dla naszego systemu energetycznego. A państwo, zamiast działać, bezradnie przyglądało się kryzysowi, który sam przecież zapowiadał się od lat.

Najnowsza analiza EMBER nie pozostawia złudzeń: temperatura poszybowała w górę, a wraz z nią zapotrzebowanie na energię. W Polsce ceny prądu wystrzeliły aż o 106%. Sieci przeciążone, system chwieje się wieczorami, bo słońce zachodzi, panele fotowoltaiczne milkną, a ludzie wciąż potrzebują chłodu, żeby w ogóle przetrwać. Klimatyzacja to już nie luksus. To element przetrwania. A my? Bezradnie patrzymy, jak prąd staje się dobrem luksusowym, dostępnym tylko dla tych, którzy jeszcze mają na niego pieniądze.

Między 28 czerwca a 2 lipca temperatura w Polsce sięgnęła 37°C. W ciągu tygodnia zapotrzebowanie na energię wzrosło o 5%. System nie wytrzymuje obciążenia, bo wieczorem nie mamy czym tej energii uzupełnić. Brakuje magazynów. Nie ma elastycznego zarządzania popytem. Efekt? 1 lipca ceny energii poszybowały do absurdalnych 470 euro za MWh.

W Europie Zachodniej wcale nie było lepiej. We Francji 17 z 18 elektrowni jądrowych musiało ograniczyć pracę, bo rzeki były zbyt ciepłe, by chłodzić reaktory. Od blackoutu dzieliło nas tylko to, że w dzień słońce biło rekordy produkcji – 45 TWh energii w UE, o 22% więcej niż rok wcześniej. Ale to za mało. Jeśli nie nauczymy się tej energii magazynować, kolejne fale upałów zakończą się czymś więcej niż tylko wysokim rachunkiem.

A państwo? Co robi w tym czasie? Ministerstwo Rozwoju i Technologii zamiast szukać rozwiązań, przygotowuje rozporządzenie, które w praktyce zablokuje rozwój magazynów energii. Zamiast wspierać transformację, rzuca jej kłody pod nogi. Zamiast chronić obywateli, nakłada na nich nowe obowiązki: osobne pomieszczenia, kosztowne zabezpieczenia, bez względu na technologię. To nie jest drobna pomyłka. To jawny sabotaż.

Przepisy, które mają wejść w życie w lipcu 2025 roku, według branży mogą zwiększyć koszty inwestycji o 30–60%. To nie tylko cios w prosumentów. To atak na odporność całego systemu. Przypomnijmy: właśnie brak magazynów sprawił, że mimo rekordowej produkcji energii słonecznej, wieczorami sieć jęczała pod ciężarem popytu, a ceny eksplodowały.

Polska energetyka nie potrzebuje kolejnego politycznego księgowego, który będzie pilnował budżetowych rubryk. Potrzebuje ministra, który rozumie, czym jest „kacza krzywa”, zna pojęcie „elastyczności popytu” i wie, że bez szybkiego rozwoju magazynów energii powiesimy się na własnych przewodach.

Patryk Białas
Patryk Białas

Radny Miasta Katowice. Społeczny koordynator polskich liderów The Climate Reality Project. Ekspert stowarzyszenia BoMiasto.