Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie

Prawda umiera w ciszy, a my scrollujemy dalej
Zaczynam się łapać na tym, że coraz częściej nie wiem, czy coś przeczytałem, czy ktoś mi to tylko wcisnął. I to wcale nie jest prywatny dramat. To jest informacyjny jazgot, który stał się naszą nową normalnością. Treści, które mają nas zatrzymać, nie przekonać. Scrollujemy, lajkujemy, zapominamy. Algorytmy karmią nas jak tuczniki – tym, co już znamy, co potwierdza nasze poglądy, nasze lęki. Coś, co wygląda jak fakt, ale nim nie jest. I już nawet nie próbujemy tego sprawdzać.
Z raportu „Global Risks Report 2024” wynika jasno: największym zagrożeniem nie są już bomby, fale upałów czy kryzysy gospodarcze. Największym zagrożeniem są kłamstwa. Tanie, szybkie, idealnie dopasowane do naszych baniek informacyjnych. Nie potrzebujesz już aparatu władzy, żeby rozłożyć społeczeństwo na łopatki. Wystarczy smartfon, dostęp do Wi-Fi, dobry montaż w aplikacji i krzykliwy tytuł. Wideo zamiast wiedzy. Wrzawa zamiast rozmowy.
To, co kiedyś było wyjątkiem – dziś jest normą. A porozumienie? W podstawowych sprawach? Zapomnij. Skoro każdy ma swoją wersję rzeczywistości, to rzeczywistość przestaje istnieć. I zostaje tylko chaos – świetne środowisko dla tych, którzy chcą utrzymać przewagę. Bo w chaosie zawsze wygrywa ten, kto zaczął z lepszej pozycji.
Za chwilę na całym świecie miliardy ludzi zagłosują. Ale to nie będą wybory poglądów. To będzie plebiscyt na to, kto głośniej wrzeszczy i skuteczniej manipuluje. Nie chodzi już o programy. Chodzi o lojalność. A raczej – o to, kogo bardziej nienawidzimy. I nie łudźmy się: AI już dziś potrafi wygenerować przemówienie, którego nigdy nie było, twarz, która nie istnieje, a potem wrzucić to do obiegu, gdzie połowa kliknie bez czytania. Druga połowa udostępni. I co wtedy? Jak rozpoznać prawdę? Nie da się. Bo prawda to już nie fakt, tylko opcja.
Ale to nie tylko problem demokracji. To brutalna kwestia sprawiedliwości. Bo kto cierpi na tym chaosie najbardziej? Ci, którzy nie mają czasu ani narzędzi, żeby to wszystko rozgryźć. Ludzie, którzy nie pracują przy biurku i nie mają czasu weryfikować każdego nagłówka. Kiedy klasa średnia się zmęczy i kliknie „wyloguj”, reszta zostaje w smogu informacyjnym. Bez mapy, bez filtra, bez ochrony.
I dokładnie to samo dzieje się z kryzysem klimatycznym. Jedni krzyczą „zielony ład”, drudzy „spisek”, a trzeci po prostu palą węglem, bo nie mają wyboru. W międzyczasie poziom mórz rośnie, susze wydłużają się, a systemy żywnościowe zaczynają pękać w szwach. I, jak zwykle, najbardziej dostaną ci, którzy zużyli najmniej. Bo to nie oni latali co tydzień do Lizbony na weekend. Ale to ich dom zmyje pierwsza powódź.
A my? Dalej kłócimy się o narrację, zamiast przyznać, że wspólne dobro dawno przestało być wspólne. Jedni korzystają, drudzy płacą. I wszyscy udają, że tak po prostu działa świat.A my? Dalej kłócimy się o narrację, zamiast przyznać, że wspólne dobro dawno przestało być wspólne. Jedni korzystają, drudzy płacą. I wszyscy udają, że tak po prostu działa świat.
Nie wierzę w świat, w którym wszyscy mają po równo. Ale nie zgadzam się na świat, w którym większość nie ma nic. Ani dostępu do wiedzy, ani do decyzji, ani do systemu, który naprawdę ich chroni. Wierzę, naiwnie może, że uczciwość to nie powinien być luksus.
Jeśli coś może nas jeszcze uratować, to nie nowe specustawa, program walki z fake newsami, czy cenzura. To uczciwość. Prosta, przyziemna, nudna uczciwość. I pytanie, które powinniśmy sobie codziennie zadawać: czy wszyscy mają przy tym samym stole choćby krzesło? Nie złote. Zwykłe. Stabilne.