Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie

Zaborowski: Wydamy ogromne pieniądze na dwie transformacje energetyczne, a nie mamy pieniędzy nawet na jedną
Globalizacja światowej gospodarki zabrnęła w ślepy zaułek. Ameryka, która była prekursorem optymalizacji kosztów działalności gospodarczej, a przy okazji podatków już się zorientowała, że dzięki temu przemysł wyemigrował głównie do Azji, ale również do Meksyku, a nawet Kanady. Chińskich czy tym bardziej wietnamskich, tajlandzkich czy malezyjskich kosztów pracy i innych kosztów działalności gospodarczej nie można w żaden sposób przebić na zamożnym Zachodzie, w USA czy tym bardziej w spętanej regulacjami Europie.
Klasycznym przykładem jest los przemysłu samochodowego.
Z Detroit najpierw przeniesiono do Meksyku produkcję drzwi do samochodów, potem różnych podzespołów, a na końcu silników i w końcu całych samochodów, a w wielu fabrykach Detroit i całego „pasa rdzy” hula wiatr, ludzie tracąc dobrą pracę staczają się po równi pochyłej, a elektorat Trumpa rośnie.
Ameryka z wolna dochodzi do przekonania, że przenoszenie produkcji przemysłu samochodowego, tekstylnego, ale również elektronicznego czy farmaceutycznego za granicę jest na dłuższą metę szkodliwa, a nawet niebezpieczna, co szczególnie ujawniło się w okresie pandemii.
Dla gospodarki i finansów publicznych problemem staje się ogromny i ciągle rosnący deficyt w wymianie handlowej, pomimo rozwoju nowoczesnych technologii (szczególnie informatycznych) i przewagi USA w sektorze usług.
Nowa administracja remedium upatruje w polityce celnej oraz presji politycznej, których skuteczność jest wysoce wątpliwa oraz w obniżeniu kosztów energii i paliw poprzez zwiększenie wydobycia węglowodorów i węgla kamiennego. Zmienność taryf amerykańskich oraz odwetowe cła głównych partnerów handlowych USA i inne retorsje np. chińskie ograniczenia w eksporcie metali ziem rzadkich nie pozwalają ocenić skuteczności tych środków na dłuższą metę. W krótkim horyzoncie z pewnością wzrosną ceny towarów importowanych i spadną obroty handlowe.
Europa, obudzona rosyjską agresją na Ukrainę, chce odbudować przemysł obronny, ale jest spętana „zielonym ładem”, dekarbonizacją, nakręcaną ETSami (teraz już dwoma) i wysokimi kosztami energii.
O reindustrializacji kontynentu w zasadzie zapomniano niedługo po zgłoszeniu tej szczytnej idei. Polityka klimatyczna jest najwyższym priorytetem, ciągle zresztą zaostrzana i ciągle ze skracanymi, jak przystało na prymusa, terminami osiągania poszczególnych celów. Europa do tej pory niechętnie oglądała się za siebie czy ktoś jeszcze za nią idzie i działała tak jakby sama została na świecie, albo jakby przynajmniej była oddzielona od reszty świata jakimiś skutecznymi zaporami.
Polska prezydencja z Donaldem Tuskiem na czele zgłosiła słuszne propozycje deregulacji gospodarki oraz wzmocnienia wspólnej polityki obronnej w ramach Unii, a w szczególności wydzielenia kwoty na wspólne zakupy sprzętu i uzbrojenia i nie liczenia zwiększonych wydatków wojskowych do krajowych limitów deficytu budżetowego. Mówi się też o rozłożeniu w czasie celów polityki klimatycznej, ale na gadaniu się na razie kończy. Wojna na Ukrainie i sankcje na Rosję, a przede wszystkim rezygnacja z rosyjskich surowców energetycznych, doprowadziły do drastycznego wzrostu kosztów energii, już wcześniej sztucznie zawyżanych sterowanym handlem prawami do emisji CO2.
Na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach, w trakcie panelu o hutnictwie myślałem, że śnię. Przedstawiciel Ministerstwa Przemysłu oświadczył ni mniej ni więcej, że teraz dopiero rząd ma świadomość w jak trudnej sytuacji znalazł się sektor stalowy z uwagi na ceny energii, politykę dekarbonizacji i nadprodukcję stali na świecie, głównie w Chinach.
Ten proces trwa od wielu lat, a rząd też nie powstał wczoraj. W ostatnich kilku latach zlikwidowano już np. 3 rurownie w Polsce.
Wcześniej w swoim wystąpieniu na Kongresie pani Minister Przemysłu mówiła wyłącznie o rekultywacji terenów pohutniczych.
Czy to jest ten sam rząd, który chce odbudować przemysł zbrojeniowy i 50% sprzętu i uzbrojenia zamawiać w rodzimym przemyśle?!
Podobnie jest w energetyce. Państwowe koncerny prześcigają się w wyłączaniu lub deklarowaniu wyłączania kolejnych bloków w elektrowniach węglowych. Pierwsza elektrownia jądrowa będzie gotowa ok. 2038 roku, jak dobrze pójdzie, druga – kilka lub kilkanaście lat później.
W OZE mamy już zainstalowanych 30 GW mocy, ale w deszczowy kongresowy dzień odnawialne źródła energii wytwarzały 7 GW.
Przejściowym surowcem od węgla do atomu ma być gaz, którego mamy tyle co kot napłakał, w przeciwieństwie do węgla, którego w dającej się przewidzieć przyszłości – nie zabraknie. Czyli wydamy ogromne pieniądze na dwie transformacje energetyczne, a nie mamy pieniędzy nawet na jedną.
Czy nie lepiej dotrwać na węglu do czasów atomu i wodoru i wybudowania farm wiatrowych na morzu?
Póki co wyłączamy stare bloki energetyczne i zamykamy kopalnie zanim wybudujemy nowe moce energetyczne i zanim dostosujemy do nich sieci przesyłowe.
W 2024 wyeksportowaliśmy 350 tys MWh energii elektrycznej, a kupiliśmy za granicą 4,5 mln MWh; bilans ujemny – 4.150 tys. MWh, w kraju leżącym na węglu kamiennym i brunatnym.
Dyrektorowi kopalni „Bolesław Śmiały” w Łaziskach Górnych, który wieszczy upadek miasta po zamknięciu kopalni i sąsiedniej elektrowni zamyka się usta, a blackout coraz bliżej.
Nie zawsze Niemcy, Szwecja czy Ukraina będą nas w stanie ratować, bo często już sami mają kłopoty, zwłaszcza nasi zachodni sąsiedzi, którzy zrezygnowali z atomu, a na Ukrainie, przypominam tylko – trwa wojna i infrastruktura energetyczna jest systematycznie niszczona.
Główny Geolog Kraju natomiast oświadczył, że na liście Unii Europejskiej 34 krytycznych surowców znajdują się tylko trzy, które możemy wydobywać w Polsce: ruda miedzi, węgiel koksujący i wolfram; z tym, że w sprawie tego ostatniego protestują mieszkańcy i ekolodzy.
I tak ze wszystkim.
Czy leci z nami pilot?!
Czy premier w końcu wyznaczy koordynatora resortów gospodarczych w rządzie?
Czy energetyką nadal będą zajmować trzy resorty?
Czy nadal będziemy klepać wszystko w Brukseli, a dopiero potem zastanawiać się jak wyjść z kłopotów?
Jeżeli nie zostanie wypracowana jednolita strategia gospodarcza i nie będzie później konsekwentnie realizowana, żadna polonizacja czy deregulacja nie pomogą. Zresztą deregulować trzeba przede wszystkim europejskie przepisy, a zacząć od racjonalnego myślenia.