Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie

Deregulacją nie zastąpimy rozwoju
Znamienne, że reakcje mediów i komentatorów na „plan gospodarczy” ogłoszony przez premiera w poniedziałek skupił się prawie całkowicie na namaszczeniu Rafała Brzoski, założyciela i współwlaściciela InPostu, na „polskiego Elona Muska”. Owszem, powierzenie mu misji deregulacji gospodarki jak najbardziej zasługuje na komentarz, ważne jednak by nie odwracał on uwagi od problematyki bardziej fundamentalnej. Oprócz szumnych haseł Donald Tusk nie zaoferował nam żadnych konkretów w sprawie nakładów na infrastrukturę ani wsparcia dla nauki i innowacyjności, krytycznie potrzebnych Polsce do wspięcia się na wyższy poziom rozwoju niż bycie montownią zagranicznych koncernów.
Tusk rządzi od ponad roku i zdążył już wszystkich przyzwyczaić, że projekty, które lansował jako sztandarowe, odkłada na święte nigdy. Niewykluczone, że i „misja Brzoski” okaże się kolejnym z nich, kiedy premier uzna, że potrzebuje nowego spinu na nowym zakręcie politycznym. Jeżeli tak, to obejdzie się bez tragedii, jako że szef InPostu znany jest z zamiłowania do takich pomysłów deregulacyjnych, które oznaczają po prostu pracowników pracujących więcej za mniej i łatwiejszych do zwolnienia. Wbrew nadal utrzymującym się mitom nie jest to droga do rozwoju, a wyłącznie do większych nierówności, a jak uczy historia ostatnich czterech dekad neoliberalizmu, dramatyczny ich wzrost idzie w parze z postępującym osłabieniem wiodących gospodarek w zakresie kluczowych parametrów makro: wzrostu PKB, produktywności, płac realnych, zadłużenia wewnętrznego.
Wezwanie do deregulacji zbiega się z trwającą od jesieni 2024 r. dyskusją wokół tzw. raportu Draghiego, który przeregulowanie gospodarek wskazał jako zasadniczą przyczynę słabej pozycji Unii Europejskiej pod względem konkurencyjności. Od tego czasu nie milkną utyskiwania, że nie jesteśmy jak Chiny, ani USA. Tyle że gospodarka ChRL obfituje w regulacje, jakich u nas sobie nie wyobrażamy, a USA, gdzie płaca minimalna jest rzeczywiście niższa niż w Polsce, tonie w pladze bezdomności, a zgodnie z oficjalnymi danymi w ubóstwie żyje 11 proc. populacji, podczas gdy obywatele UE od dekad cieszą się jednym z najwyższych poziomów życia na świecie. Wielka szkoda, że jak ognia unikamy poważnej dyskusji o tym, czemu ma służyć ta mityczna konkurencyjność i na czym polega rozwój.
To tym bardziej niebezpieczne, że dotychczasowy model rozwoju Polski właśnie się wyczerpuje. W 2029 roku po raz wykorzystamy unijne fundusze strukturalne, które w ogromnej mierze stały za koniunkturą ostatnich 20 lat. Nie toczy się żadna poważna debata na temat nowych motorów wzrostu. Pojawiają się słuszne sugestie, że taką lokomotywą może być transformacja energetyczna. Tak, ale jest ona w zupełnych powijakach.
Zielony Ład, który się z tym wiąże, jest przesadnie demonizowany. Zawiera regulacje najzupełniej słuszne, np. całą strategię „od pola do stołu”, która miałaby realną szansę poprawić pozycję polskich rolników na rynku dzięki skróceniu łańcuchów wartości. Jest ona jednak odrzucana przez społeczeństwo w pakiecie z resztą przepisów, które Komisja Europejska postanowiła wdrożyć bez rzeczywistego dialogu społecznego i lekceważąc interes grupy zawodowej, od której zależy suwerenność żywnościowa krajów UE.
Fiksowanie się na dychotomii regulacje-deregulacja nie zastąpi namysłu nad źródłami rozwoju, a mają one głęboko społeczną naturę. Cenne zasoby naturalne prawie nigdzie nie zagwarantowały powszechnego dobrobytu. Tegoroczni nobliści z ekonomii otrzymali tę nagrodę właśnie za udowodnienie, że równościowe, inkluzywne instytucje, gwarantujące spójność społeczną są kluczem do długotrwałego rozwoju. Nie ukrywajmy: dziedzictwo lat 90. sprawia, że mamy trudność z przyjęciem tego do wiadomości.
Doskonałym przykładem takich instytucji są spółdzielnie: demokratyczne firmy, dla których zysk nie jest jedyną wartością – jest nią też wspólnota. Na świecie istnieją ponad 3 miliony spółdzielni, w których zrzeszonych jest ok. 12 proc. ludzkości. Kooperatywy są nośnikiem autentycznie zrównoważonego rozwoju, ponieważ tworzona przez nie wartość jest szeroko dystrybuowana, a nie wyłącznie przechwytywana przez garstkę najbogatszych/najsilniejszych/najbardziej bezwzględnych. Czy w Polsce ktoś w ogóle wie, że ONZ ogłosiła rok 2025 rokiem spółdzielczości. Prawie nikt, bo to słowo kojarzy się niesłusznie z czym passe.
A jest wręcz przeciwnie. Idee takie jak spółdzielczość przyciągają setki młodych ludzi. W 2024 r. spotkali się oni na Kongresie Regeneracja!, gdzie jak co roku Polska Sieć Ekonomii wraz z partnerami pozarządowymi i samorządowymi wykuwa wizję bardziej demokratycznego, wspólnotowego ładu w polityce, gospodarce i życiu społecznym. Regulacje, deregulacje – ostatecznie nie o to chodzi. Rozwój musi polegać na zastąpieniu modelu ekploatacyjnego uczestniczącym.
Jak to się robi? Przede wszystkim wraz z 500 innymi osobami jedzie się na czwartą edycjęKongresu Regeneracja! W 2025 r. odbędzie się on ponownie w Dąbrowie Górniczej, która jest doskonałym przykładem mądrego rozwoju. I tam właśnie się to robi.