Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Największe polskie partie wykazały się również wielką obłudą
Dwie główne siły na polskiej scenie politycznej doszły w końcu do tych samych wniosków, bez gadania o bezpieczeństwie kraju w kontekście migracji nie można uzyskać poparcia większości opinii publicznej. Trochę to trwało, prawie dekadę.
Największe polskie partie wykazały się również wielką obłudą wobec własnych obywateli, chociaż różniło je i różni niemal wszystko.
W 2015 roku straszenie niekontrolowanym najazdem barbarzyńców z Bliskiego Wschodu, Afganistanu i Afryki pomogło PiSowi wygrać wybory. W ciągu swoich rządów, pomimo zbudowania muru na granicy z Białorusią i systematycznego używania retoryki antyimigracyjnej przeciwko obcym i przeciw polityce migracyjnej Unii Europejskiej, sprowadzili do Polski legalnie 366 tysięcy migrantów z Azji i Afryki. Większość z nich rozpłynęła się w Polsce i w krajach Unii, głównie w Niemczech, nie podejmując deklarowanych studiów, czy rejestrowanej pracy.
W 2015 roku rząd Ewy Kopacz popierał na swoje nieszczęście relokację migrantów w Europie. Również przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk początkowo wykazywał zrozumienie dla otwartej polityki Angeli Merkel i Ursuli von der Leyen.
Również w okresie budowy muru na granicy z Białorusią czołowi politycy Koalicji Obywatelskiej krytykowali siłowe uszczelnianie granicy z państwem Łukaszenki i promowali film Agnieszki Holland „Zielona granica”.
Po przejęciu władzy przez koalicję 15 października rząd Donalda Tuska nie poparł jednak unijnego paktu migracyjnego i podjął prace nad rozbudową muru nie tylko na granicy z Białorusią, ale również z obwodem królewieckim, a w swojej retoryce nie tylko wskazywał na obłudę pisowskiego reżimu, ale krytykował go również za niewystarczające zabezpieczenie granicy północno-wschodniej.
Obecnie poszedł o krok dalej zapowiadając nie tylko przyjęcie przez rząd strategii migracyjnej, ale również zawieszenie prawa azylowego. Święte prawo azylu to pojęcie znane już w czasach starożytnych, a obecnie skodyfikowane nie tylko w konwencji genewskiej i w regulacjach unijnych, ale również w polskiej Konstytucji.
Jest to również prawo niezbędne również dla prowadzenia skutecznej polityki wobec naszego wschodniego sąsiada – Białorusi. Polska jest i powinna być azylem dla białoruskich opozycjonistów wobec reżimu Łukaszenki, w tym naszych rodaków tworzących stowarzyszenia kulturalne mniejszości polskiej na Białorusi.
Zawieszenie prawa azylowego to pójście o jeden most za daleko.
Oczywiście Polska powinna wypracować skuteczną politykę migracyjną i dbać o bezpieczeństwo naszych granic. Sprowadzać do Polski pracowników niezbędnych dla naszej gospodarki, najlepiej z krajów bliskich nam kulturowo, a jednocześnie uszczelniać zewnętrzne granice Unii, chroniąc nas przed nielegalną imigracją i wywrotowy mi działaniami reżimów że Wschodu.
Trzeba też dbać o integrację nowych mieszkańców i obywateli, po to, aby uniknąć problemów społecznych narastających w Europie zachodniej.
Ale nie można w imię bieżącej polityki i rywalizacji z populistycznymi ugrupowaniami polskiej prawicy wylewać dziecka z kąpielą, zaprzeczając własnym wartościom, otwartości, tolerancji i wolności, z których dumna była jeszcze I Rzeczypospolita.
Nie można też brać przykładu z Niemiec, które w polityce migracyjnej odbijają się od ściany do ściany; od przyjęcia wszystkich chętnych przez kanclerz Angelę Merkel po kontrole graniczne wewnątrz strefy Schengen kanclerza Olafa Scholza.
Potrzeba nam skuteczności, ale też cierpliwości, wytrwałości i równowagi.
I w Polsce i w Unii Europejskiej.
Zbliżające się wybory prezydenckie powinny demokratyczne partie rządzące obecnie krajem skłaniać raczej do krytycznego przeglądu realizacji zobowiązań wyborczych i przedstawienia nowego harmonogramu ich realizacji, a nie do licytacji z opozycją na populizm. Ludzi bardziej boli, że ze 100 konkretów na 100 dni Koalicji Obywatelskiej zrealizowano zaledwie 8 w 300 dni. Podobnie jest z zobowiązaniami innych partii koalicyjnych. Potrzeba również usunąć rozbieżności w najważniejszych sprawach i wyjść poza opłotki Warszawy z nową kampanią wyborczą. Trzaskowski nadal jest prezydentem stolicy, a nie potencjalnym przywódcą kraju. Najwyższy czas to zmienić.