Czy mamy już w Warszawie drugi Budapeszt?

Marzenia Jarosława Kaczyńskiego z 2011 roku o drugim Budapeszcie w Warszawie dzisiaj u progu trzeciej kadencji Zjednoczonej Prawicy się spełniają. Tabliczki z napisem „awaria dystrubutora” na stacjach paliw Orlenu pokazują, że Polacy nie dojadą na groby. Tym razem z powodu spodziewanej podwyżki cen paliwa po wyborach.

Daniel Obajtek, szef Orlenu, jeszcze na początku 2023 roku przekonywał, że koncern nie może obniżyć cen paliw, bo stałoby się to, co na Węgrzech, gdzie rząd wprowadził, a później nagle zrezygnował z ustalenia maksymalnej ceny litra benzyny i oleju napędowego.

– Słyszeliście państwo kilka miesięcy temu, że paliwa powinny być regulowane i kosztować 5 złotych za litr. Gdybyśmy regulowali ceny, to nie płynąłby import do Polski. Podawałem przykład gospodarki węgierskiej i nie pomyliłem się. Tam tak się stało. Ręczne sterowanie doprowadziło do braków paliwa – stwierdził szef kontrolowanego przez państwo giganta.

Węgry wprowadziły w połowie listopada 2021 roku, przed wyborami parlamentarnymi, limit cen paliwa – benzyna 95-oktanowa oraz olej napędowy nie mogły kosztować więcej niż 480 forintów (wówczas około 6,05 zł) za litr. Następnie w kolejnych krokach zawężano grupę kierowców, którzy mogli tankować po niższych cenach.

W końcu w grudniu 2022 roku, pół roku po wygranych przez Viktora Orbana wyborach, rząd Węgier zniósł limit cen na paliwo. Stało się to na wniosek węgierskiego koncernu MOL, po tym, jak paniczne zakupy i kłopoty z importem doprowadziły do niedoborów paliw w całym kraju. Spółka energetyczna wskazywała, że na krajowym rynku paliw wystąpiła „sytuacja krytyczna”. Tuż po zniesieniu limitu ceny paliw mocno wzrosły.

Sławomir Dudek, prezes i założyciel Instytutu Finansów Publicznych oraz były dyrektor Departamentu Polityki Makroekonomicznej w Ministerstwie Finansów, w rozmowie z TVN24 Biznes powiedział: Orlen jako monopolista decyduje o rynku, sztucznie zaniża ceny (…) Po wyborach ceny wystrzelą. Ceny są zaniżone od 20 do 30 procent. Jeśli dzisiaj olej napędowy kosztuje około 6,20 złotych, to po wyborach może kosztować około 8,40 złotych – ocenia ekonomista. W jego ocenie „tymi działaniami powinien się zająć Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i Urząd Regulacji Energetyki, ale oni siedzą cicho”.

Tymczasem gdyby rząd PiS dotrzymał słowa i dynamicznie rozwijał elektromobilność w Polsce, manipulacje Daniela Obajtka nie byłyby dla nas groźne. Gdyby więc argument o blokadzie rozwoju elektromobilności w Polsce wydał się nieco wyblakły, z całkiem nowym wystąpił szef resortu rozwoju i technologii Waldemar Buda oceniając, że po wyborach nie powinno być żadnych znaczących podwyżek cen paliw.

Blokując transformację w motoryzacji, rząd Prawa i Sprawiedliwości funduje Polkom i Polakom scenariusz węgierski. Manipulacje przy cenach paliw może i pomogą wygrać PiSowi wybory, ale źle się skończą dla obywateli. A jeśli to PiS przegrałby wybory? Takiej możliwości Jarosław Kaczyński chyba nie przewiduje. I to właśnie powinno być ostrzeżeniem.

Patryk Białas
Patryk Białas

Radny Miasta Katowice. Ekspert stowarzyszenia BoMiasto.