Premier Morawiecki wątpi w sens inwestowania w górnictwo? „To bardzo kosztowne i długotrwałe”

Związkowcy apelują do polskiego rządu o podjęcie decyzji dotyczących inwestowania w górnictwo, w obliczu kryzysu energetycznego w Polsce. Wszystko po to, by zabezpieczyć kraj i uniezależnić się od zewnętrznych państw, z których sprowadzany jest do nas węgiel. Czy premier Morawiecki wierzy w sens takich działań? Jego ostatnie wypowiedzi każą w to wątpić.

Za nami poniedziałkowe (7 listopada) posiedzenie Rady Dialogu Społecznego, podczas którego głos zabrał między innymi premier Mateusz Morawiecki. Z jego wypowiedzi zapewne nie będą zadowoleni związkowcy, którzy ostatnio mocno apelują o podjęcie decyzji w sprawie inwestowania w górnictwo. Wszystko przez wojnę w Ukrainie i wstrzymanie importu surowców z Rosji. Chcąc zwiększyć możliwości wydobycia polskich kopalni, konieczne jest zatrudnienie większej liczby osób oraz inwestycje. Wypowiedź premiera Morawieckiego każe sądzić, że prawdopodobnie wątpi on w sens tego typu działań. Dlaczego? „Wielkie inwestycje w górnictwie są bardzo kosztowne i długotrwałe. Nie ma też żadnej gwarancji, że po zakończeniu taka inwestycja nadal będzie opłacalna”, stwierdził. Premier wyjaśniał, że rząd szykuje co prawda plan inwestycyjny dla górnictwa, ale mają to być inwestycje „krótkoterminowe”, na „niewielką skalę”, które nie dadzą jakiegoś ogromnego efektu w zakresie zwiększania wydobycia w kopalniach.

Premier Morawiecki wyraził obawę, że po zakończeniu tego typu inwestycji może się na przykład okazać, że ceny węgla na rynku spadną. Wówczas należałoby poddać w wątpliwość sens takich działań. Szef rządu dodał, że do zamykania polskich kopalń „zmusza polityka klimatyczna Unii Europejskiej”, a rząd starał się ten proces „zorganizować racjonalnie”. „Zyski spółek Skarbu Państwa są dziś wysokie i na tym polega zmiana sposobu kształtowania cen, aby zysk netto był niewielki, bo ten zysk pokrywa wszystkie koszty. Ja jestem za tym, żeby te spółki miały pokryte koszty, ale żeby zysk był minimalny”, mówił podczas RDS.

Jak rząd zamierza do tego doprowadzić? Poprzez właśnie „ograniczenie inwestycji do niezbędnych”, ale też przez wprowadzenie mechanizmów zamrażania cen energii, które mają sprawić, że w 2023 roku zyski netto spółek energetycznych i wydobywczych będą „tylko nieco wyższe od zera”. „Nie będę żałował obrotu, dystrybucji, wytwarzania, ten sektor musi się zamknąć zyskiem zero plus”, przekonywał premier Morawiecki.

Co na to wszystko związkowcy? Czas pokaże. Już dziś wiadomo, że przygotowują się oni do protestu w Warszawie, który zaplanowano na 17 listopada. „Jedziemy do Warszawy wykrzyczeć głośno, że obietnice nas nie zadowalają. Oczekujmy konkretów. Mamy własne pomysły, własne propozycje rozwiązań. Domagamy się od rządzących systemowej obniżki cen energii, aby ulżyć mieszkańcom Polski i polskim przedsiębiorstwom”, zapowiadał Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności. To nie jedyny powód, bo związkowcy domagają się także podwyżek płac w budżetówce, chcą też realizacji obietnic w sprawie emerytur stażowych.

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Dziennikarz, wydawca strony głównej w „Super Expressie”.