„Morze, jakie mam w pamięci”. Jędrzej Siwek o swojej nowej kasecie „La Mer Live”

W najbliższy czwartek swoją premierę mieć będzie zapis koncertu Jędrzeja Siwka, jaki odbył się w kwietniu w ramach jedenastej edycji katowickiego JazzArt Festivalu.

Jędrzej Siwek to ceniona postać w kręgach kulturowych, taka, o której zwykło się mawiać „człowiek renesansu”. Współprowadzi wydawnictwo literacko-muzyczne Out of Stock oraz dwie księgarnie kameralne w Katowicach i Wrocławiu. Jest didżejem i malarzem. Jakby tego było mało, zajmuje się również tworzeniem logotypów i identyfikacji wizualnych. Jego projekt Analogue Meditations (kwartalne spotkania ambientowe w Katowicach) ma aktualnie swoją kontynuację w formie audycji w rozgłośni Radio Kapitał. Jako muzyk serwuje syntezę elektroniki, improwizacji oraz elektroakustycznych eksperymentów. Właśnie to połączenie zostało docenione przez publikę obecną na tegorocznym JazzArt Festivalu w Katowicach. Występ, w ramach którego artysta zaprezentował materiał z kasety „La Mer” (fr. morze), doczekał się pozytywnego odbioru, a część uczestników uznała go nawet za najlepszy punkt w programie całej imprezy. Ironią w tym wszystkim jest to, że koncert niemal do ostatniej chwili stał pod znakiem zapytania.

– Występ zaplanowaliśmy w dawnym bufecie NOSPR w poprzedniej siedzibie Orkiestry, czyli gmachu przy placu Sejmu Śląskiego 2, gdzie obecnie znajduje się instytucja kultury Katowice Miasto Ogrodów – tłumaczy Jędrzej Siwek. Ustalenia te, jak niemal wszystko, co nas otacza, końcem lutego musiały zostać poddane korekcie. Agresja Rosji na Ukrainę i zorganizowany w siedzibie instytucji punkt recepcyjny dla uchodźców wymusiły zmiany logistyczne. Osoby odpowiedzialne za JazzArt w trybie nadzwyczajnym przystąpiły do szukania zastępczych lokalizacji dla koncertów. Niestety, nie wszystko udało się zorganizować przed rozpoczęciem promocji festiwalu w mediach. – Przy moim występie widniała informacja niczym z undergroundowego rave’u: secret location – tłumaczy Siwek, dodając jednocześnie, że ta sekretna lokalizacja pozostała tajemnicą niemal do samego wydarzenia: – Na godzinę przed koncertem otrzymałem wiadomość z pytaniem „Czy będą nas wywozić na hałdy albo inne dziwne miejsca?”.

Fot. materiały prasowe

Album „La Mer” wybrzmiał ostatecznie 30 kwietnia w punkcie Music Hub, który na katowickiej mapie muzyki elektronicznej funkcjonował jednak pod nazwą Elektro. – O nowym miejscu dowiedziałem się na kilka dni przed koncertem. Była to przestrzeń zlokalizowana w podziemiach budynku, na co dzień niedostępna dla publiczności, w dodatku nazywana potocznie labiryntem. Na początku XXI wieku Elektro było lokalem, w którym szeroki wachlarz imprez muzycznych kształtował gusta młodej śląskiej publiki. Berlińskie trio To Rococo Rot czy reprezentujący brytyjską scenę Jamie Lidell to bodaj największe gwiazdy, jakie mniej więcej dwie dekady temu czarowały dźwiękami katowickich odbiorców. Jędrzej Siwek doskonale pamięta tamte kultowe imprezy, ponieważ sam brał w nich udział. – Gdy przekroczyłem próg Elektro po latach, oprócz zapachu niedrożnych rur kanalizacyjnych dobiegającego z toalety, w której Max Tundra zasnął przed swoim koncertem, poczułem jakby wszystko, czego doświadczyłem w klubie, wydarzyło się wczoraj – wspomina z nutką nostalgii w głosie artysta.

Fizyczna premiera materiału pod tytułem „La Mer” miała miejsce w 2020 roku. Album w zamierzeniu nawiązuje do dzieła francuskiego impresjonisty Claude’a Debussyego. Siwek zapytany przeze mnie o genezę projektu, odpowiada: – Podobnie jak Debussy postanowiłem użyć wyobraźni do opisania morza, jakie mam w pamięci. Dzieło kompozytora jest mi na tyle bliskie, że skorzystałem z oryginalnych tytułów jego trzech szkiców symfonicznych. Dzięki takiemu zabiegowi artysta chciał zbudować więź z oryginalną kompozycją, co z kolei miało swój cel w nakłonienie słuchaczy do sięgnięcia po morską muzykę w wersji orkiestrowej. Reinterpretacji trzech szkiców symfonicznych z początku XX wieku polski artysta dokonał za pomocą syntezatora, rekordera oraz thereminu. Ponadto na „La Mer” słyszymy samo morze. Użycie takich dźwięków było możliwe dzięki wykorzystaniu nagrań terenowych. W sytuacji koncertowej sprzętowe zaplecze zostało poszerzone jeszcze między innymi o gramofon, mikser audio, sampler, hydrofon i… wodę.

Koncert zebrał pozytywne oceny i wywołał zadowolenie nie tylko wśród publiczności. Szczęśliwy był również sam wykonawca. Sukces, jaki udało mu się odnieść, nie był jednak dziełem przypadku. Poprzedziły go długie przygotowania, w których pierwszoplanową rolę odegrała nauka.

– Przygotowując się do występu wyszedłem z naukowego podejścia, że dźwięk jest falą akustyczną natrafiającą na fizyczne obiekty rozmieszczone w przestrzeni. Tak samo jak fale morskie uderzające o brzeg. Ten punkt styku fali morskiej z brzegiem postanowiłem rozwinąć podczas wykonania koncertowego – tłumaczy Siwek.

Dźwiękowy zapis wydarzenia doskonale oddaje ten koncept. Łagodne i niskie tony przeplatają się tutaj z wysokimi i ostrymi dźwiękami uderzeń o skały, betonowe konstrukcje wałów i drewnianych belek podpór molo. Eksperymentalna – niespokojna i hipnotyzująca jednocześnie struktura – współgra z fragmentami przesyconymi glitchem. „Le Mer Live” to paleta melodii, które ukierunkowują wyobraźnię na lekką nerwowość morskiego prądu, której daleko jest od wakacyjnego oniryzmu spokojnej plaży. Surowe faktury brzmień, jakimi raczy nas Siwek na prawie godzinnym albumie, akcentują bowiem obraz morza obecny w pamięci samego artysty: głośnego, zimnego, niebezpiecznego, a momentami wręcz brutalnego i przerażającego, przy czym ciągle pociągającego.

Materiał zatytułowany „La Mer Live” jest pierwszym koncertowym albumem w dorobku Jędrzeja Siwka. Jego premiera została zaplanowana na 7 lipca. Nagranie dostępne będzie w digitalu oraz na kasecie magnetofonowej (w dwóch kolorach: pomarańczowym i fioletowym) w limitowanym nakładzie.

Mateusz Kołodziej
Mateusz Kołodziej

Nauczyciel j. polskiego, autor książek, były bloger muzyczny.