Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Cenzura w Muzeum Śląskim? Były pracownik mówi jak działają władze instytucji
Ostatnia głośna konferencja Muzeum Śląskiego pokazała pewną patologię w zarządzaniu jedną z najważniejszych instytucji kultury w regionie. Pani Dyrektor Maria Czarnecka odmówiła udziału w prezentacji wystawy organizowanej przez zewnętrzny podmiot do czasu usunięcia podpisu z tytułem spod jednej z prac. Po prawie godzinie, po uzyskaniu zgody autora i zdrapaniu ze ściany naklejonego tytułu – konferencja odbyła się. Jednak niesmak pozostał.
Przypomnijmy, że w ciągu dwóch lat od zwolnienia Alicji Knast z funkcji dyrektora, najważniejszą placówką muzealną w regionie zarządza już trzecia osoba. Maria Czarnecka objęła funkcję dyrektorka bez otwartego konkursu i bez znaczącego doświadczenia w muzealnictwie.
Za kadencji poprzednika dyrektor Czarneckiej, Marcina Gwoździewicza, wybuchł skandal związany z pamiątkami i zbiorami dotyczącymi Kazimierza Kutza. W 2020 roku w przestrzeni publicznej pojawiły się głosy o tym, że Muzeum nie chce formalnie przyjąć zbiorów dotyczących Kutza, które znajdowały się już w magazynie. Finalnie władze Muzeum Śląskiego wydały oświadczenie, w którym czytamy: „Z całą mocą pragniemy zaakcentować, że Muzeum Śląskie nadal podtrzymuje deklarację w zakresie upamiętniania dorobku artystycznego Kazimierza Kutza w ramach wystaw czasowych – tworzonych lub współtworzonych przez naszą instytucję”. Takiej wystawy w Muzeum nadal nie zobaczyliśmy.
– Maria Czarnecka urzędowanie rozpoczęła od ubezwłasnowolnienia muzealnej Komisji Zakupów i Darów (składającej się z kierowników wszystkich działów merytorycznych Muzeum), której odebrała prawo decyzji w sprawach pozyskiwania nowych zbiorów. Decyzje dotyczące strategii powiększania zbiorów miały być od tego momentu podejmowane arbitralnie przez nią. Ostatecznie dyrektorka z decyzji tej się wycofała, ale dopiero po długich miesiącach przekonywania jej do tej zmiany przez pracowników merytorycznych. Niesmak i poczucie daleko idącej ingerencji w kompetencje działów merytorycznych jednak pozostał – mówi nam Mariusz Gąsior, były kierownik działu fotografii w Muzeum Śląskim. Z Muzeum odszedł w czerwcu 2021.
Obecni pracownicy Muzeum nie chcą komentować wewnętrznej sytuacji w instytucji pod nazwiskiem. Jednak wśród byłych i obecnych pracowników jak mantra wraca słowo: szkoda. Szkoda potencjału i lat pracy nad marką Muzeum Śląskiego.
Ciekawym przypadkiem są dwie wystawy: „Opowiedzcie nam ich historię. Fotograficzna próba rekonstrukcji powstańczych losów” i „Szminki, szpilki i seks. Plakaty ze zbiorów Muzeum Śląskiego”. Obie były zapowiedziane, oczekiwane przez środowisko, ale zostały wykasowane z repertuaru i ślad po nich zaginął. To znaczy pozostał w medialnych zapowiedziach. Obie miały wystartować w kwietniu 2021 roku.
– Decyzja o jej odwołaniu została podjęta nagle, gdyż stało się to tydzień przed jej premierą. Wystawa więc była w pełni przygotowana, zapłacona, ruszyła też jej kampania promocyjna w prasie i mediach społecznościowych. Powodem odwołania wystawy, opartej na 50 portretach fotograficznych weteranów powstań śląskich autorstwa Stanisława Gadomskiego, była obecność na niej postaci generała Jerzego Ziętka, który według Czarneckiej powinien zostać z niej usunięty. Zakwestionowane zostały też postaci innych powstańców, głównie z powodu ich członkostwa w Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, pracy w strukturach Milicji Obywatelskiej i tym podobnych. Nie pomógł nawet fakt służby w Armii Krajowej w czasie II wojny światowej, jak to miało miejsce w jednym przypadku. – mówi nam Mariusz Gąsior o wystawie „Opowiedzcie nam ich historię. Fotograficzna próba rekonstrukcji powstańczych losów” przygotowanej przez Dział Dokumentacji Mechanicznej.
W przypadku wystawy „Szminki, szpilki i seks. Plakaty ze zbiorów Muzeum Śląskiego” powodem odrzucenia całości miały być plakaty kina radzieckiego oraz plakat serialu wojennego „Czterej pancerni i pies”. Zapytaliśmy o te decyzje dyrekcję i dział promocji Muzeum Śląskiego, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
– Nieliczne projekty wystawiennicze prezentowane w Muzeum w ostatnim półroczu często ocierają się o absurd, jak miało to miejsce w przypadku ekspozycji pt. „A więc wojna”. Pod wystawą, eksponowaną w październiku i listopadzie tego roku, nie podpisał się żaden z pracowników merytorycznych Muzeum, więc nie znalazła się osoba, która zgodziłaby się wziąć za nią zawodową odpowiedzialność. To absolutne kuriozum, nie mające wcześniej precedensu w historii Muzeum. – podsumowuje Gąsior. Faktycznie, przeglądamy stronę internetową Muzeum i przy wystawie „A więc wojna” brakuje nazwiska kuratora. Przy innych wystawach takie informacje są. O to także zapytaliśmy w Muzeum – ponownie nie dostaliśmy odpowiedzi.