Politycy, dlaczego jesteście takimi tchórzami? Czekacie na pogromy?

To nie będzie kolejny w ostatnim czasie tekst o tym, jak polska klasa polityczna (a w szczególności opozycja) popełniła na oczach milionowej publiczności zbiorowe samobójstwo, podnosząc karnie, w czasie największego od lat kryzysu, rękę za podwyżkami dla siebie. Po fakcie można się tylko zastanawiać, co było głupsze – pierwsze głosowanie „za” czy też drugie „przeciw”. Oba znamionowały tchórzostwo. Ale tchórzostwo właśnie ma różne wymiany. Skutkiem bojaźliwego głosowania może być samoośmieszenie, za to tchórzliwe zaniechanie działań w ochronie mniejszości może mieć opłakane skutki.

Powstrzymać dryf w stronę Rosji

Demonstracja w Sosnowcu miała być taka jak dziesiątki innych, które odbyły się w Polsce po ogłoszeniu dwumiesięcznego aresztu dla aktywistki LGBT Margot. Taka sama, czyli niosąca w sobie dużo złości, ale też i nadziei – pokazywały te wszystkie manifestacje, że w społeczeństwie jest energia, która może wystrzelić, gdy rządzący sięgną po siłowe rozwiązania wobec obywateli. 

Z takim też nastawieniem przystępowaliśmy do organizacji kolejnej, po Katowicach, demonstracji w obronie praw mniejszości. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę dwóch czynników – równolegle do naszych pro-równościowych starań swoje starania czynią politycy partii rządzącej i sprzyjające im media. Ich działanie można opisać krótko – to dalsze dehumanizowanie osób LGBT i przygotowanie gruntu pod prawodawstwo takie, jak widzimy w putinowskiej Rosji, gdzie „promocja homoseksualizmu” jest zabroniona. Drugim czynnikiem jest reakcja polityków opozycyjnych, jej niezdarność, a często nawet jej brak.

Efektem tego była dysproporcja, jakiej doświadczyliśmy podczas poniedziałkowych wydarzeń w Sosnowcu. Po jednej stronie stanęło kilkanaście osób (dużo większa liczba demonstrantów najzwyczajniej w świecie wystraszyła się, gdy zobaczyła, co się święci), po drugiej zaś kilkuset kiboli Zagłębia Sosnowiec, karnych, zwołujących się w internecie jak na ustawkę. A gdzieś pośrodku nie do końca przygotowana policja, której obecność jednak zapobiegła pogromowi. Tak, pogromowi. W 2020 roku, w środku Europy mogło dojść do pogromu na protestujących przeciw nienawiści.

Agresja fizyczna i słowna

Najpierw poleciała butelka z piwem. Ręka kibola znowu się zamachnęła, ale policjant zdążył wycelować z broni i ręka ta natychmiast się schowała za szpalerem innych, równie nienawistnie wymachujących. Następnie leciały zgniłe jajka. I niekończące się wyzwiska. Nawet gdy policja odprowadziła protestujących przeciw nienawiści w bezpieczne miejsce, ataki nie ustały i jeszcze jedna niecelnie rzucona butelka roztrzaskała się na chodniku, miast, na szczęście, na głowie. 

Jeszcze godzinę po zajściach przechodząc przez dworcowy plac, usłyszałem nawoływanie, by „za*ebać tego pedała w zielonej koszulce”. Spłynęły po mnie te groźby, tak jak spływają po raczej niebojaźliwym stukilowym facecie słowa paru podpitych kiboli. Jestem heterykiem, więc nie mogły mnie one dotknąć. A jednocześnie wyobrażam sobie, że dla osób LGBT to codzienna rzeczywistość. Są poniżani i nierzadko bici.

Politycy nieobecni

To wszystko działo przy (prawie zupełnej) nieobecności polityków opozycji, którzy w każdej chwili przed kamera skłonni byliby prawic frazesy o równości, którzy tez na każdym kroku rytualnie gromią działania PiS (no chyba że chodzi o podwyżki pensji). Mimo że regionalni politycy otrzymali zaproszenia, mimo że o wydarzeniu informowały media, to ich nie było, a nieobecność ta kluła wręcz w oczy.  Na sosnowieckiej patelni pojawiła się tylko trojka przedstawicieli parlamentu. A właściwie to tylko jedna osoba – katowicka posłanka Monika Rosa. 

Żeństwo i brak męstwa

Jedna z bohaterek powieści Olgi Tokarczuk zastanawia się, dlaczego tak jest, że pewne cechy przypisywane są tylko mężczyznom. „Myślałam o słowach, które są niesprawiedliwe pewnie dlatego, że wyrastają z nierówno i niechlujnie podzielonego świata. Co jest żeńskim odpowiednikiem słowa >>męstwo<<? >>Żeństwo<<? Jak nazwać w kobiecie tę cnotę, żeby nie przekreślić jej płci?” Żeństwo moglibyśmy przypisać Rosie, za to męstwem na pewno nie odznaczyli się dwaj posłowie lewicy, których nazwisk z litości nie podam. Obaj pojawili się w pobliżu naszej demonstracji przeciw nienawiści, najpewniej zachęceni sukcesem manify katowickiej. Zgłaszali wcześniej chęć przemawiania, najpewniej liczyli też na jakieś efektowne selfie z morzem ludzi wymachujących tęczowymi flagami. Gdy okazało się jednak, że zamiast z ładnymi zdjęciami mogą z Sosnowca wyjechać z podbitym okiem i ubrudzonym ubraniem, oddalili się od nas.  

Nie wiem co gorsze – nieobecność czy obecność warunkowa – gdy jest bezpiecznie. Nie należę do żadnej partii, ale wierzę w sens polityki i działań politycznych. Być może płacimy politykom głównie nie za to, ze w odpowiednim momencie podnoszą ręce, stanowiąc prawo, ale za to, żeby byli obecni – uczestnicząca obecność w starciu idei i postaw powinna być ich obowiązkiem. A sens polityki lewicowej czy liberalnej to opowiedzieć się po stronie mniejszego, słabszego, to iść za słowami Camusa „zawsze decydowałem się stanąć po stronie ofiar, aby ograniczyć szkody”. Obojętność to przyzwolenie na szkody.

Faszyzm znów pełza po ulicach naszych miast

I nie można mówić, że wydarzenia sosnowieckie to był incydent. Cztery dni później w Katowicach odbyła się demonstracja „Stop LGBT – Nie oddamy im Polski” zorganizowana przez Nacjonalistyczny Śląsk. Krótkie, piętnastominutowe wydarzenie przepełnione było nienawiścią wobec osob nieheteroseksualnych. Jak najłatwiej wkurzyć polskiego faszystę? Wystarczy przejść w odległości kilkudziesięciu metrów od niego z… kolorowymi balonikami. Od razu zerwał się cały tłum, skandując i wymachując pięściami w stronę osób z balonikami. Lub też podnosząc rękę w nazistowskim geście hajlowania. Nie, historia się nie skończyła. Ona dzieje się na naszych oczach.

Nie odpowiadać nienawiścią, egzekwować prawo

Zawsze mi żal tych, którzy nienawidzą. Nie nienawidzę ich, raczej lituję się nad nimi. Wiem, że nienawiść jest córką rozpaczy. Rodzi się z nieszczęścia i rozdźwięku między marzeniami o życiu a samym życiem. Wróg, obiekt nienawiści przydaje sensu nieszczęśliwemu życiu. Budzi to we mnie litość, bo widzę ten wewnętrzny, duchowy krwotok u tych ludzi. Nie nienawidzić nienawidzących, ale surowo egzekwować wobec nich prawo. Żadna rzucona butelka, żaden hitlerowski gest nie może ujść im na sucho. 

Jednocześnie wierzę, że nienawiść jest uleczalna. Ale do pracy nad tym trzeba szerokiego frontu ludzi mądrych, odważnych i zaangażowanych. Mówi się, że ludzi dobrej woli jest więcej. To już czas, żeby pokazali swoją nieobojętność. A że pracy zdaje się być moc? To nie powinno nas zniechęcać.

zdj. Aleksandra Olszówka / blankacyka

Marcin Musiał
Marcin Musiał

Ślązak zaangażowany, literaturoznawca, bloger, autor projektu ustawy o śląskim języku regionalnym, współautor książki "Kiedy umrze ślōnsko godka". Mieszka w Katowicach.