Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie

Energetyczna fatamorgana: miliardy wydane, decyzji brak. Co zrobi Donald Tusk?
Kiedy słyszę, że Polska robi „transformację energetyczną”, czuję się trochę jak ktoś, komu obiecano remont mieszkania, ale od miesięcy widzi tylko wizualizacje. W exposé jest. Na slajdach powerpointa — oczywiście. Ale kiedy schodzimy z poziomu deklaracji na poziom decyzji, czar pryska.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że chce wreszcie rozmawiać o energii z jednym ministrem, a nie pięcioma, którzy prowadzą osobne wojny podjazdowe. Pojawił się też pomysł stworzenia super-resortu — centrum koordynacji transformacji. I wiecie co? Brzmi to naprawdę dobrze. Tylko że ja — jak pewnie wielu z nas — mam już w głowie całą półkę podobnych „centrów” i „agend”, które zniknęły, zanim cokolwiek zdziałały.
Bo nie chodzi o to, jak się coś nazywa, tylko czy potrafi działać. A z tym w Polsce — zwłaszcza gdy temat jest trudny i politycznie kosztowny — bywa krucho.
Forum Energii w swoim najnowszym raporcie mówi wprost: nasz system energetyczny jest zbyt sztywny na czasy, w których energia zależy od słońca i wiatru. Wydaliśmy ponad 100 miliardów złotych na rynek mocy, a pieniądze popłynęły do wielkich, powolnych bloków węglowych i gazowych. I teraz mamy kłopot: bo kiedy potrzebujemy szybkiej reakcji systemu — nie dostajemy nic.
A przecież chodzi o coś bardzo realnego. O to, czy senior z punktowym ogrzewaniem będzie mógł je włączyć zimą bez strachu o rachunki. O to, czy młoda rodzina nie będzie się musiała zastanawiać, czy panele na dachu to inwestycja, czy kaprys. Dziś płacimy za brak decyzji. I nie są to koszty abstrakcyjne.
Więc zamiast kolejnej zmiany nazwisk czy konferencji, może lepiej po prostu usiąść i przeanalizować dane. Takie, które pokazują, że bez elastyczności systemu nie będzie ani bezpieczeństwa, ani tańszej energii. I że czas najwyższy otworzyć rynek na nowe technologie: magazyny, szybkie jednostki gazowe, DSR.
Transformacja nie dzieje się sama. Ktoś musi się odważyć przestawić wajchę z przeszłości na przyszłość. I jeśli Donald Tusk naprawdę chce coś po sobie zostawić w energetyce — nie tylko narrację, ale realną zmianę — to ten moment właśnie nadszedł. Bo najgorsze, co możemy teraz zrobić, to jeszcze raz odłożyć decyzję „na później”.