Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Buszman: Nie siedź na rzyci, ino ciś welować!
Aż dziw bierze, że przez 20 lat członkostwa w Unii Europejskiej „stolycą Unii” nie stała się Warszawa, oficjalną walutą zamiast euro złotówka a jedynym oficjalnym językiem polski. Nie udało się tego osiągnąć, ale za to polskie społeczeństwo z najbardziej euro entuzjastycznego staje się coraz bardziej euro smutasami. Choć bardzo szybko przyzwyczailiśmy się do dotacji i korzyści płynących z Brukseli, dając w zamian to co mamy najcenniejsze, czyli naszą ciężką pracę oraz nasze polskie… narzekanie.
Niedawno, bo 1 maja, obchodziliśmy 20 rocznicę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Dwie dekady temu dokonało się coś co wielu naszym rodzicom i dziadkom się nawet nie śniło, aby dziś przez niektórych stać się niechcianą rzeczywistością. Niechcianą, bo nadal uznawaną za obcą, nie do końca zrozumianą a nawet przedstawianą jako „lager Europa”, „władzę okupacyjne” itp. Jak wyjaśnić fakt, że bilans członkostwa w Unii Europejskiej zdecydowanie wychodzący in plus, każdego roku coraz więcej Polaków ocenia gorzej?
Jak to pojąć, skoro dzięki członkostwu Polski w UE uzyskaliśmy szereg gwarancji geopolitycznych oraz wymiernych praktycznych korzyści cywilizacyjnych? Przystąpienie do UE i Schengen ułatwiło nam podróżowanie a wyjazdy do innych krajów zjednoczonej Europy stały się tak proste, jak wyjazd do Sosnowca (sąsiedniego miasta). Po drugie członkostwo, stworzyło możliwości wymian uczniowskich, studenckich i naukowych, takich jak program Erasmus. Po trzecie, nie możemy zapominać, że od szaletów miejskich przez ulice, mosty, szpitale, szkoły, obiekty sportowe do linii kolejowych i tramwajowych oraz lotnisk i wielu innych ułatwiających codzienne życie inwestycji, powstawało i powstaje w Polsce nadal dzięki brukselskim „ojro”. Musimy ponownie zacząć zwracać uwagę na tablice z informacją o współfinansowaniu ze środków europejskich, bo wydaje się, że jest ich w naszym krajobrazie tak dużo, że przestaliśmy już je zauważać. Nie ulega wątpliwości, że bez UE nie rozwinęlibyśmy się tak szybko, jak w ciągu ostatnich 20 lat.
Jednocześnie zauważając mankamenty Unii Europejskiej, które notabene po części istniały również 20 lat temu, takie jak: zbyt wielki rozrost Unijnej biurokracji, zbyt mała sprawczość Parlamentu Europejskiego. Czy chociażby veto, które zamiast pomagać raczej ogranicza wprowadzanie słusznych decyzji, tak jak obecnie veto-szantaż Węgier wobec większego wsparcia dla Ukrainy, lub nie-ekonomiczne oraz nie-ekologiczne rozdwojenie „stolic” w postaci Brukseli oraz Strasbourga.
Wszystkie te mankamenty są niczym w porównaniu z korzyściami, które płyną z członkostwa w Unii. To właśnie MY, obywatele „nowych” krajów członkowskich od 20 lat współtworzymy jej struktury i procedury. Dlatego dostrzegając przestrzeń dla ulepszenia europejskiej wspólnoty, powinniśmy wychodzić z naszymi propozycjami funkcjonalnych usprawnień działania i konkurencyjności. Niestety podczas polskiej kampanii do Parlamentu Europejskiego A.D. 2024, już okrzykniętej najnudniejszą kampanią dekady a nawet i dwóch, takich propozycji praktycznie nie było, a kampania skupiła się ponownie na skrajnych emocjach zamiast na merytoryce. Co powoli staje się już tradycją…
Po co skupiać się na realnych propozycjach, skoro Unia i tak jest do rzyci?
Bo do rzyci nie jest, a ponadto dzięki członkostwu w UE wiele w Polsce zmieniło się na lepsze. Nie możemy zapominać, że nie ma nic idealnego, Unia Europejska też idealną nie jest, a jednak to najlepsze, co przydarzyło się Polsce w ciągu stulecia. Dorastając w rodzinie ruchu oporu wobec antydemokratycznego reżimu komunistycznego, najważniejszą rzeczą, która moim zdaniem zmieniała się dzięki Unii był fakt, że Polska w końcu oficjalnie dołączyła do zachodniego klubu demokratycznego, zamiast pozostawać w klubie tzw. „demokracji” ludowej, czyli pod wpływami Rosji. Już 20 lat temu widoczne było, że istnieje wybór pomiędzy klubem antydemokratycznym pod przewodnictwem Rosji i Chin a klubem demokratycznym pod przewodnictwem UE i USA. Wybór, który dzisiaj powinien być jeszcze bardziej oczywisty. Wybór wzmacniania demokracji albo wzmacniania dyktatury, jest tym o czym w zasadzie będziemy decydować przy urnach wyborczych w najbliższą niedzielę.
Dlatego w niedzielę nie siedź na rzyci, ino ciś welować, a głosując wspieraj tych, którzy są za współpracą i rozwojem, tych którzy są za demokracją oraz Unią Europejską!