Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
#CzwartaPseudowładza, czyli parę słów o tym, że rolą mediów nie jest chwalenie opozycji
„Czy przy takich mediach jest szansa, by ocalić demokrację?” – zapytał dramatycznie Tomasz Lis na łamach Newsweeka w maju ubiegłego roku. No i się zaczęło. Fraza Czwarta pseudowładza, a taki właśnie tytuł nosił wspomniany tekst Lisa, w hashtagowej wersji stała się bastionem radykalnych wyborców Koalicji Obywatelskiej, którzy każdą krytykę opozycji traktują jak kolaborację. A nie daj Boże, żeby ktoś zapytał, gdzie są pieniądze z OFE – od razu zostaje przechrzczony na „pisiora”, co z ust prominentnych użytkowników hashtagu, jest oczywiście obrazą ostateczną. Miejsce w sieci, które zrzeszyło popularnych „kodziarzy”, szybko przepełniło się przykładami dziennikarskiej niesubordynacji; na czarnej liście znajduje się każdy, który zamiast poświęcić czas antenowy na krytykę Prawa i Sprawiedliwości, zadaje pytania ich politycznym przeciwnikom.
Mechanizm jest prosty: stworzenie atmosfery wyjątkowego zagrożenia, prowadzenie mobilizacji i internetowe biczowanie tych, którzy nie podporządkują się „niezależności” dziennikarskiej. Żaby było jasne, dziennikarzem niezależnym, który „nie zostanie rozliczony” po wielkiej wygranej Donalda Tuska, jest dziennikarz zależny, ale od opozycji. Stanie po dobrej stronie barykady użytkownicy #CzwartaPseudowładza widzą zero-jedynkowo; albo jesteś z nami bezkrytycznie, albo możesz szukać dla siebie miejsca po drugiej stronie płotu. Powiedzenie „wszystkie ręce na pokład” nabiera tu wyrazu wręcz autorytarnego – trzeba odbić od brzegu, to że płyniemy bez kapitana i z dziurami w pokładzie, należy przemilczeć.
Tak po głowach dostaje się dziennikarzom, którzy od miesięcy próbowali wydusić z polityków Platformy jakiekolwiek deklaracje programowe, bo nie, „trzeba odsunąć PiS od władzy” to nie jest program. Przypominam, że dopiero parę miesięcy temu pojawiła się na stole propozycja programu mieszkaniowego, o który dziennikarze śmieli krytycznie dopytywać. Nie mają wstydu. Bo, zdaniem Łukasza Pawłowskiego, takie pytania są tylko elementem maskarady; udawania, że kampania toczy się jak zwykle, że można się silić na bezstronność, a mamy przecież do czynienia z sytuacją wyjątkową. Tym samym, zdaje się, że publicysta sugeruje od tej bezstronności odejście. Na rzecz czego? Ogólnego budowania wiary w zwycięstwo. Bo to, zdaniem hashtagowiczów, jest rola mediów i za jej niewypełnienie wszyscy krnąbrni krytycy opozycji (również z TVN24, nikt nie jest bezpieczny) trafią na czarną listę.
Nie wiem, jak szanowni czytelnicy, ale ja się, jako obywatelka, z taką narracją nie zgadzam. Media mają patrzeć na ręce KAŻDEJ władzy. Jeśli tak się składa, że wypisujący w Internecie głupoty Jacek Sutryk jest członkiem opozycji, trudno – to powinien być sygnał dla jej działaczy, że być może należy pomyśleć nad zmianą kandydata na prezydenta Wrocławia przed następnymi wyborami. Kontakty z Platformą Obywatelską nie mogą być przepustką do przechodzenia suchą stopą przez każdą aferę i skandal, w imię demokracji. O jakiej demokracji my tu mówimy? Nie tylko przedstawiciele mediów, ale i obywatele, muszą być świadomi prostej rzeczy; mamy takie elity polityczne, jakie sobie sami wychowamy.
Jeśli rozpieścimy Koalicję Obywatelską; przestaniemy zwracać uwagę na jej błędy, dopytywać o plan na koalicyjny rząd, zmiany w prawie, które mają naprawić konstytucyjny bałagan, dając wilczy bilet PiS-owi, jednocześnie damy przepustkę opozycji do działania… cóż, jakiegokolwiek. Tym samym, zamiast walki o konstytucję, zacznie się eksploatacja zajętych stanowisk, korzystanie z machiny wyprowadzenia publicznych środków, którą stworzyła partia Kaczyńskiego.
Jeśli kogoś zadowala to, że kraść będą „nasi”, a nie „oni”, rzeczywiście – może uznać, że mówiąc kolokwialnie, czepiam się i zupełnie nie rozumiem stawki tych wyborów. W przeciwnym razie, należy sobie zadać pytanie, czego od kolejnych rządów, o ile do nich dojdzie, oczekujemy. Bo jeśli naprawienia błędów Prawa i Sprawiedliwości, bezkrytyczne obserwowanie, co po stronie opozycji dzieje się przed wyborami, nic nam nie da.