Gdy prąd w Unii Europejskiej kosztuje 0,199 euro za kWh, a w USA 0,075 i w Chinach 0,082, to już sygnał strategicznej słabości Europy. Dlatego czytając komunikat Komisji Europejskiej, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w Brukseli wreszcie energia przestaje być technicznym przypisem do polityki klimatycznej, a zaczyna być traktowana jak twarda waluta bezpieczeństwa. I dzieje się to dokładnie w momencie, w którym świat – jak przyznają sami Amerykanie w nowej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa – wchodzi w epokę po hegemonii USA.
Nowa NSS USA może szokować europejskich polityków, ale nie wzięła się znikąd. W globalnej grze o wpływy Waszyngton traci przewagę, a triumfalistyczna retoryka Donalda Trumpa maskuje fakt znacznie mniej wygodny: Ameryka musi się wzmacniać. Także kosztem Europy. Jeśli więc ktoś wciąż wierzy, że bezpieczeństwo Starego Kontynentu da się outsourcować za Atlantyk, to jest to wiara z tej samej półki co przekonanie, że tani rosyjski gaz będzie wieczny.
Co w tym świecie robi Unia Europejska? Przez lata podcinała gałąź, na której siedzimy. W 2022 roku aż 70 proc. energii w UE pochodziło z paliw kopalnych, a 98 proc. ropy i gazu było importowane. To nie była tylko porażka klimatyczna. To była strategiczna krótkowzroczność. Skutek? Europa wystawiła się na szantaż cenowy i geopolityczny, a rachunki za energię stały się politycznym dynamitem.
Dzisiaj Komisja Europejska już wie, że jest to efekt niedoinwestowanej, źle zintegrowanej infrastruktury transgranicznej i braku faktycznej unii energetycznej. Dlatego propozycję Komisji Europejskiej modernizacji infrastruktury energetycznej i budowy „autostrad energetycznych” czytam jak przebudzenie mocy. Bez gęstej, zintegrowanej sieci nie będzie ani tańszej, czystej energii, ani realnego przyspieszenia elektryfikacji, a bez niższych cen nie da się mówić o bezpieczeństwie i stabilności dostaw.
Europejska perspektywa planowania, połączona z szybkimi procedurami i uczciwym podziałem kosztów projektów transgranicznych, jest warunkiem pełnego wykorzystania istniejącej infrastruktury i szybkiej rozbudowy tej, której dramatycznie brakuje. To prosty łańcuch zależności: tania energia utrzymuje przemysł, przemysł buduje zdolności obronne i odporność społeczną, a dopiero na takim fundamencie można mówić o realnym bezpieczeństwie Europy.
Szczególnie ważny jest sygnał finansowy. Pięciokrotne zwiększenie budżetu „Łącząc Europę” – Energia, z 5,8 do blisko 30 miliardów euro, to przyznanie się do winy, ale też próba jej naprawienia. Komisja mówi wprost: brak sieci kosztuje nas więcej niż ich budowa. I ma rację. Każdy dzień opóźnień to kolejne miliardy euro wypływające z Europy do eksporterów paliw kopalnych i kolejny argument dla tych, którzy twierdzą, że UE jest gospodarczo bezradna.
Dlatego w czasach wojny w Ukrainie coraz częściej myślę, że prawdziwa suwerenność nie zaczyna się od haseł, tylko od kabli, transformatorów i mądrych decyzji inwestycyjnych. Bo w epoce po amerykańskiej hegemonii Europa albo zbuduje własną siłę – również energetyczną – albo stanie się kolonią cudzych strategii.









