W czwartek, siedząc na Akademii Barbórkowej PGG w sali Akademii Muzycznej w Katowicach, miałem wrażenie, że kilkaset osób to czuło, ale nikt nie chciał tego głośno powiedzieć. Mundury błyszczały od medali, lampka trafiła w ręce młodego geologa, a Marcin Wyrostek zagrał tak, że na chwilę można było zapomnieć o wszystkim. A jednak w powietrzu wisiała prawda, której nie dało się zignorować: polskie górnictwo znajduje się w punkcie, z którego nie ma już odwrotu.
Bo liczby są brutalne. Po trzech kwartałach 2025 r. sektor węglowy zanotował 6,17 mld zł straty, choć jeszcze dwa lata wcześniej notowano ponad 4 mld zł zysku. Wydobycie węgla energetycznego spadło do 36–38 mln ton – najniżej od dekad – a import, głównie z Kolumbii, Kazachstanu i RPA, przekroczył 13 mln ton. Bo sprowadzany z krańców świata węgiel był tańszy o 200–250 zł za tonę. Magazyny w elektrowniach są pełne, a PGG zmuszona jest sprzedawać węgiel poniżej kosztów wydobycia. Upadłość PG Silesia i likwidacja kopalni Bobrek od 1 stycznia 2026 r. kładą się cieniem na Barbórce bardziej niż jakikolwiek kryzys ostatnich dekad.
W tym samym czasie w Warszawie ważyła się przyszłość tysięcy rodzin. Sejm debatował nad nowelizacją ustawy górniczej, która od 1 stycznia 2026 r. ma uporządkować wygaszanie kopalń i wprowadzić ochronę socjalną. I dobrze, bo po raz pierwszy ustawa uwzględnia cały ekosystem górniczy. Nie tylko fedrujących pod ziemią, ale także pracowników spółek zależnych, serwisu, transportu, administracji i zakładów remontowych. Przewiduje jednorazowe odprawy w wysokości 170 tys. zł netto, urlopy górnicze z 80% wynagrodzenia oraz pozwala spółkom samodzielnie przeprowadzać likwidację zakładów, wspieraną dotacjami budżetowymi. Z urlopów górniczych skorzysta ok. 6,5 tys. osób, a odprawy obejmą kilka tysięcy pracowników w PGG, JSW i powiązanych spółkach.
Jednak problem jest głębszy niż pieniądze. Polska traci unikalne kompetencje techniczne, które budowano przez pokolenia. W całym sektorze pracuje dziś ok. 71,5 tys. osób – najmniej w historii. Wielu potrafi zejść kilometr pod ziemię i na podstawie drgań, zapachu i dotyku skały ocenić zachowanie górotworu. To nie jest „praca przy łopacie”. To wiedza potrzebna przy geotermii, magazynach energii, podziemnym składowaniu CO₂, budowie tuneli czy wydobyciu metali krytycznych. Jeśli pozwolimy, by ci specjaliści odeszli bez planu, stracimy nie tylko tradycję, lecz przewagę technologiczną, której Polska będzie potrzebować w nadchodzących dekadach.
Najgorsze jest to, że politycy wciąż udają, że trudną rozmowę można odłożyć. Harmonogram likwidacji kopalń przewiduje odejście od węgla energetycznego do 2049 r., ale spadek popytu jest szybszy niż jakikolwiek scenariusz rządowy. Prognozy wskazują, że już w 2028 r. zapotrzebowanie na węgiel może być o 25–30% niższe niż zakładano. Byli prezesi mówią wprost: „rzucamy się od ściany do ściany”. Dobrymi minami i patosem Barbórkowych przemówień tego nie przykryjemy.
Dlatego Barbórka to moment, by spokojnie, ale uczciwie powiedzieć górnikom coś, co wszyscy czuliśmy między nutami akordeonu Wyrostka: górnictwo się kończy. Nie dlatego, że Bruksela kazała. Nie dlatego, że ktoś zdradził sektor. Tylko dlatego, że energetyka, przemysł, technologie i logika całej gospodarki idą dalej.









