Czysty przemysł brzmi jak oksymoron. Z jednej strony – dymiące kominy, hałas hal produkcyjnych, widmo zwolnień w górnictwie. Z drugiej – kolorowe foldery o zielonej energii, neutralności klimatycznej i „dobrych praktykach ESG”. Gdzieś pomiędzy nimi stoi Śląsk: region, który jeszcze niedawno żył z węgla, a dziś ma być wizytówką zielonej gospodarki.
Właśnie o tym rozmawiali uczestnicy debaty „Czysty Przemysł: potrzeba czy ułuda” w SPIN Uniwersytetu Śląskiego podczas debaty organizowanej przez Fundację Rzecz Społeczna, Koalicję Śląskie Kwitnące i Śląską Opinię. Były bardzo konkretne pytaniach: czy „czysty przemysł” to realny plan, czy raczej zręczna PR-owa naklejka? Kto na tej transformacji zyska, a kto ma prawo czuć się po prostu zostawiony sam sobie? Przy stole zasiedli: Ewa Lipka, wiceprezeska Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, dr Iwona Kapustka – ekonomistka i ekspertka od ESG oraz redaktor naczelny Śląskiej Opinii, Sebastian Pypłacz.
Co to w ogóle znaczy „czysty przemysł”?
Dla jednych „czysty” znaczy oparty o zieloną energię. Dla innych – o gospodarkę obiegu zamkniętego. Jeszcze inni będą patrzeć na wodę, emisje czy wpływ na lokalną społeczność. W Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej próbuje się to wszystko ze sobą połączyć:
– „Naszą wizytówką są inwestorzy – ponad 700 firm. Wiele z nich realizuje cele zrównoważonego rozwoju ONZ. Dostają zwolnienia podatkowe, ale w zamian muszą pokazać, że tworzą nie tylko zysk, lecz także miejsca pracy i rozwiązania w duchu odpowiedzialności społecznej. To jest dla mnie czysty przemysł: biznes, który pamięta o człowieku” – mówiła Lipka.
Dr Iwona Kapustka dodała do tego perspektywę ESG – skrótu, który jeszcze niedawno funkcjonował głównie w prezentacjach korporacji, a dziś coraz częściej decyduje o tym, kto dostanie tańszy kredyt, lepszy rating, a kto zostanie na marginesie.
– „E to środowisko, S to wpływ społeczny, G – ład korporacyjny, przejrzystość. W teorii to ma być kompas dla firm. W praktyce – firmy wciąż się z tym zmagają. Raportować ma być łatwo, ale 60 proc. podmiotów w Europie zgłaszało problemy z metodyką i wskaźnikami” – podkreśliła.
Czysty przemysł jako „proces”, nie stan
Z brzmiących dobrze definicji szybko zeszliśmy na ziemię. Lipka uderzyła w ton, który często w debacie o transformacji jest pomijany: czysty przemysł nigdy nie będzie gotowy „na zawsze”.
– „Dla mnie kluczowe jest jedno: bycie w procesie. Nie ma tak, że firma raz coś zmieni i może ogłosić się czystą. Stawiamy farmę fotowoltaiczną – super. Ale za kilka, kilkanaście lat pojawia się pytanie: co zrobimy z panelami? Kto je zutylizuje? Jak zamkniemy obieg? Dziś firm zajmujących się recyklingiem baterii czy paneli jest ciągle za mało” – mówiła.
To samo dotyczy technologii i modeli biznesowych. KSSE powstawała w czasach, gdy celem było jedno: ściągnąć inwestorów. Udało się – Śląsk stał się sercem automotive. Ale świat się zmienił:
– „W 1991 roku wyprodukowano w Polsce tyle samo samochodów, co w ubiegłym roku. A my widzimy, jak chińskie marki wchodzą dziś do naszego krajobrazu niemal z dnia na dzień. To nie jest abstrakcja – to są realne konsekwencje dla firm i miejsc pracy” – przypomniała Lipka.
Kiedy zielona transformacja zamienia się w greenwashing?
Dr Iwona Kapustka z każdą minutą mocniej rysowała drugą stronę medalu: system, w którym pieniądze, regulacje i dobre intencje często wpadają w sprzeczne tryby.
Były przykłady łopat od turbin wiatrowych zakopywanych w piaskach, paneli fotowoltaicznych zostawianych właścicielom gruntów po zakończeniu umowy dzierżawy, akumulatorów samochodów elektrycznych składowanych w starych kopalniach. Do tego dochodzi handel emisjami i tzw. offsety:
– „Podmiot, który ma pieniądze, może kupić certyfikaty i w papierach wyjść na zero. Pytanie, czy to jest realna zmiana, czy tylko obejście problemu. W wielu tych rozwiązaniach widzę poważne dylematy etyczne” – mówiła Kapustka.
Przytoczyła też przykład przedsiębiorcy, któremu bank zamknął linię kredytową, bo firma nadal ogrzewała siedzibę węglem. Z punktu widzenia polityki klimatycznej – krok w dobrą stronę. Z punktu widzenia właściciela firmy – drastyczna ingerencja w funkcjonowanie biznesu.
– „Banki też raportują ESG i nie chcą mieć w portfelu ‘brudnych’ klientów. Tylko że często wychodzi z tego system, w którym ten, kto ma środki, stać go na bycie ‘zielonym na papierze’, a mniejsze firmy zostają na boku” – ostrzegała.
Energetyczny fundament: bez prądu nie ma czystego przemysłu
W pewnym momencie rozmowa zeszła na pytanie pozornie banalne, a tak naprawdę kluczowe: skąd ma się brać energia dla tego całego „czystego przemysłu”?
– „Dostęp do energii jest dziś pytaniem numer jeden, a zaraz za nim stoi pytanie o jej cenę” – mówiła Ewa Lipka.
Strefa, samorządy i rząd rozmawiają z potencjalnymi inwestorami – także takimi jak producenci półprzewodników z Tajwanu – i słyszą wciąż to samo: ludzie są, tereny są, kompetencje są. Ale potrzebna jest stabilna, tania energia w ogromnych ilościach.
Dr Kapustka dopowiedziała, że polska infrastruktura energetyczna – od linii przesyłowych po przyłącza – realnie nie nadąża za ambicjami transformacyjnymi. Zmiana źródeł energii (atom, geotermia, OZE, SMR-y) ściga się tutaj z opóźnionymi inwestycjami, polityką i wojną w Ukrainie.
– „Mamy jako Europa ambitne cele: redukcja emisji o 55 procent do 2030 roku, neutralność klimatyczna do 2050. Ale jednocześnie Stany Zjednoczone, Chiny, Tajwan grają w zupełnie inną grę – o dostęp do surowców, półprzewodników, taniej energii. I coraz trudniej wierzyć, że przy obecnym tempie zmian będziemy w stanie utrzymać konkurencyjność” – mówiła Kapustka.
Kto będzie pracował w tym „czystym przemyśle”?
Kiedy padło pytanie o miejsca pracy, dyskusja znów skręciła w stronę bardzo konkretnych liczb i doświadczeń.
Dziś w górnictwie pracuje ok. 20 tys. osób – w najbliższych latach ta liczba ma spaść znacząco. Jednocześnie firmy produkcyjne biją się o pracowników fizycznych – na liniach produkcyjnych coraz częściej pracują osoby z Ameryki Południowej, bo brakuje rąk na miejscu.
– „Największe koszty to dziś energia i praca. Jeśli pracownik może przejść do sąsiada za złotówkę więcej, przedsiębiorca zaczyna inwestować w automatyzację. Hala, w której kiedyś pracowało kilkadziesiąt osób, dziś bywa obsługiwana przez kilku operatorów” – opisywała Lipka.
Czy w takim świecie jest miejsce dla ludzi z kopalń? Odpowiedź nie jest prosta – ale nie jest też wyłącznie pesymistyczna. Z jednej strony powstają projekty wprost adresowane do tych grup, jak Tyski Hub Zielonej Gospodarkiczy planowane Centrum Nowej Mobilności dla branży automotive. Z drugiej – zmienia się sposób myślenia o kompetencjach.
Dr Kapustka mocno akcentowała rolę kompetencji miękkich i humanistycznych: umiejętność uczenia się, komunikowania, rozumienia kontekstu społecznego i technologicznego.
– „Agent AI bez dobrego promptu jest bezużyteczny. Ktoś musi umieć zadać pytanie, zinterpretować wynik, osadzić go w realiach firmy. Coraz częściej słyszę od pracodawców: ‘nie potrzebujemy gotowych geniuszy, nauczymy ich fachu, potrzebujemy ludzi otwartych na zmianę’” – mówiła.
Słowo do górników: lęk jest realny, ale potencjał też
Na koniec padło pytanie, które wisi nad całym procesem transformacji: co powiedzieć górnikowi i jego rodzinie, którzy boją się, że „czysty przemysł” oznacza po prostu utratę pracy i statusu?
Ewa Lipka zwróciła uwagę na dwie rzeczy: czas i wsparcie.
– „To wygaszanie nie dzieje się z dnia na dzień. Terminy już są przesuwane. Ten czas trzeba wykorzystać nie tylko na oswajanie lęku, ale na działanie. I najważniejsze: nie zostawać z tym samemu. Są projekty, są instytucje, są środki – od Tyskiego Hubu po dotacje do 100 tys. zł na własny biznes. Tylko trzeba po nie sięgać” – mówiła.
Dr Iwona Kapustka dodała osobisty wątek – z domu, w którym górnictwo jest czymś więcej niż zawodem.
– „Patrzę na mężczyzn w mojej rodzinie. Oni nie są ‘tylko’ górnikami. To są ludzie, którzy potrafią naprawić instalację, obsłużyć sprzęt, wybudować dom. Ten potencjał jest ogromny i na rynku jest na niego zapotrzebowanie. Znam wielu górników, którzy po odejściu z kopalni świetnie odnaleźli się w innych branżach. Tradycję górniczą trzeba szanować, ale to nie znaczy, że życie zawodowe kończy się na bramie kopalni” – podkreśliła.









