Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie

Głosujesz na Mentzena? Oddaj Państwu 200 000 złotych
Nie ma już Janusza Korwin-Mikkego w polskiej polityce, ale jego miejsce zajął Sławomir Mentzen. Mniej sprawny retorycznie, ale równie podobnie sprowadzający rzekomo liberalne poglądy do pseudoekonomicznego gadania. Jak zawsze jest wiele o tym, że edukacja, czy wiele innych usług publicznych, powinna być płatna. To bzdura i ktoś to już kiedyś policzył – był liberałem, wolnorynkowcem i wyszło mu to co każdemu, kto potrafi trochę szerzej spojrzeć na „usługi publiczne”.
Taka publiczna edukacja się opłaca, bo społeczeństwo potrafi czytać, dbać o higienę, żyć w społeczeństwie, a także i myśleć i rozmawiać – także o historii tańca, czy innych „nieprzydatnych” dziedzinach nauki – to społeczeństwo, które generuje mniej uciążliwych i droższych problemów, daje generalnie lepsze zdrowie, ale i większe bezpieczeństwo.
W zasadzie każdy z nas w wieku 20 lat został obdarowany usługami i wsparciem Państwa na poziomie średnio 200 000 zł. I to raczej nie maksymalna kwota, ale bezpieczne założenie minimum naszego „długu” wobec Państwa. Nie chodzi o dług finansowy, który mielibyśmy spłacać przelewem, ale o dług społeczny, który polega na tym, że ktoś – zanim zaczęliśmy zarabiać i płacić podatki – zainwestował w nasze bezpieczeństwo, zdrowie i rozwój.
Weźmy choćby edukację. Według danych NIK i MEN, roczny koszt edukacji ucznia w szkole podstawowej i średniej w Polsce to średnio 12–14 tysięcy złotych. Przez 12 lat daje to ok. 150 000–170 000 zł na jednego ucznia – bez uwzględnienia przedszkola czy ewentualnych studiów publicznych. Do tego dochodzi opieka zdrowotna. NFZ wydaje rocznie średnio ok. 2 000 zł na jedną osobę w wieku dziecięcym i młodzieżowym. Przez 20 lat to ok. 40 000 zł. Programy społeczne? Sama wypłata 500+ przez 7 lat (2016–2023) to 42 000 zł dla jednej osoby. Poród i opieka okołoporodowa to kolejne kilka tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty infrastruktury, szczepień, ochrony przed ubóstwem energetycznym, dostępu do komunikacji czy kultury.
A ten liberalny ekonomista, o którym wspominałem? To Gary Becker, noblista i twórca teorii kapitału ludzkiego, już w latach 60. dowodził, że edukacja — szczególnie publiczna — nie jest kosztem, lecz inwestycją, która przynosi wymierne zyski w postaci wyższej produktywności, lepszego zdrowia, niższego poziomu przestępczości i większych wpływów z podatków. W jego ujęciu państwo nie tylko może, ale wręcz powinno inwestować w rozwój obywateli — bo na dłuższą metę to się po prostu opłaca.
Mentzen zdaje się tej logiki nie rozumieć — albo nie chce. W jego wizji wolność jest jednostkowa, rachunek społeczny nie istnieje, a państwo staje się wyłącznie przeszkodą. Tyle że bez tego państwa — jego szkół, szpitali, programów — nie byłoby nie tylko wolności, ale nawet podstawowej równości szans, ba, wolnego rynku. Bo gdzie wolny rynek, jak Państwo nie miałoby dróg i pracowników?
Mentzen z akolitami nie rozumieją, że wielu z nas nie zaczyna życia z tych samych pozycji. Że podatki to nie haracz, ale forma ubezpieczenia społecznego — dla siebie, swoich dzieci i tych, którzy mieli mniej szczęścia. W tym sensie poglądy Mentzena nie są ani nowoczesne, ani liberalne — są raczej anachroniczne, niedojrzałe, często podszyte pogardą dla słabszych.
Dlatego dziś, w czasach kryzysów: klimatycznego, demograficznego i społecznego, potrzebujemy nie mniej, a więcej państwa. Mądrzejszego, sprawniejszego, bardziej odpornego na cynizm i populizm. I przede wszystkim — opartego na zaufaniu, że inwestycja we wspólne dobro to nie balast, ale fundament stabilnej przyszłości.
Planujesz głosować na Sławomira Mentzena? To zanim wrzucisz kartę do urny, może spróbuj najpierw spłacić ten „niewidzialny” dług wobec państwa — nie ten społeczny, ale chociaż ten finansowy. Możesz zacząć od przelewu na 200 tysięcy złotych – tytułem: „za szkołę, szczepienia i asfalt pod blokiem”. Państwo nie oczekuje, że go spłacisz. Ale jak już chcesz je rozmontować, wypadałoby chociaż oddać to co sam dostałeś.