Pułapka wiatrakowa: rząd gra, PiS się miota, a wiatraki na tym tracą

Rząd zastawił pułapkę: doskonale wie, że posłowie PiS i Konfederacji zagłosują przeciwko ustawie wiatrakowej. To było do przewidzenia – od lat blokują rozwój energetyki wiatrowej, bo kiedy rządzili, uzależnili Polskę od drogiego węgla i gazu. Teraz chodzi już nie o energetykę, ale o politykę: rząd chce oskarżyć opozycję i Andrzeja Dudę o działanie na korzyść Rosji. Tylko wiatraków szkoda.

Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej podaje konkretne dane: każdy dodatkowy gigawat mocy wiatrowej obniża średnią cenę energii o 9 zł/MWh. Nowe farmy wiatrowe mogłyby oznaczać 133 mld zł wzrostu PKB do 2030 roku, 51–97 tys. nowych miejsc pracy i nawet 935 mln zł wpływów do budżetów samorządów. A zmniejszenie minimalnej odległości turbin od zabudowań do 500 metrów podwoi potencjał energetyki wiatrowej do 41 GW do 2040 roku. Bez tej zmiany byłoby to tylko 22 GW.

Mimo to PiS uparcie powtarza swoje tezy. Według Janusza Kowalskiego krowy przestaną dawać mleko, Grzegorz Braun mówi o „mieleniu ptaków”, a Jacek Ozdoba straszy destabilizacją sieci elektroenergetycznej. Problem w tym, że żadne badania tego nie potwierdzają.

Zamiast modernizować Polskę i inwestować w tańszą energię, politycy PiS i Konfederacji wolą bronić przestarzałego modelu opartego na węglu. Import tego surowca kosztował Polskę w 2023 roku aż 138 mld zł. Przez osiem lat rządów PiS konsekwentnie blokował rozwój odnawialnych źródeł energii, skazując Polaków na wyższe rachunki za prąd i większe uzależnienie od zagranicznych surowców.

Co więcej, to właśnie mobilizacja wyborców zainteresowanych transformacją energetyczną pomogła odsunąć PiS od władzy w 2023 roku. Rząd zapowiadał szybkie odblokowanie ustawy wiatrakowej, ale Paulina Henning-Kloska zaliczyła falstart. Mimo szumnych zapowiedzi prace nad ustawą ciągnęły się miesiącami, a w końcu projekt został przyjęty w trybie obiegowym, bez wielkiej politycznej ofensywy. Twardy elektorat koalicji rządowej pewnie to kupi, ale wielu wyborców, którzy 15 października liczyli na prawdziwą zmianę, może czuć się oszukanych.

Teraz pałeczkę przejmuje parlament. Naiwnym byłoby liczyć na to, że Sejm i Senat odrzucą ustawę i narażą się własnemu obozowi politycznemu, który od lat wmawia Polakom, że lepiej inwestować w przestarzałe technologie niż w tańszą, zieloną energię. Będziemy świadkami politycznej pyskówki, podobnej do tej przy uchwale w sprawie bezpieczeństwa Polski.

Nie biorę poważnie słów Pauliny Henning-Kloski, że „rząd włączy wiatraki, wybory prezydenckie nie przeszkodzą”. To brzmi jak polityczna deklaracja, ale rzeczywistość wygląda inaczej. Tak naprawdę rządowe „tak” dla energetyki wiatrowej to test, w którym PiS, Konfederacja i Andrzej Duda mogą tylko przegrać.

Opcje są dwie – i obie dla opozycji fatalne. Jeśli poprą ustawę wiatrakową, przyznają, że przez osiem lat blokowali korzystne dla Polaków rozwiązania, podnosili ceny energii i uzależniali Polskę od drogiego importowanego węgla. Jeśli ją odrzucą, będą bronić drogiego prądu i energetycznego zacofania, stając się symbolem blokowania nowoczesności.

Rząd zastawił pułapkę – i zrobił to z premedytacją. Najważniejsze jest to, by pokazać Konfederację, PiS i Andrzeja Dudę jako hamulcowych transformacji energetycznej. A same wiatraki? Ich los jest tu drugorzędny. Bo choć nowelizacja ustawy wreszcie przeszła, to sposób, w jaki to się stało – bez szerokiej debaty, z politycznym napięciem w tle – wcale nie daje gwarancji, że rozwój energetyki wiatrowej w Polsce rzeczywiście przyspieszy.

Patryk Białas
Patryk Białas

Radny Miasta Katowice. Społeczny koordynator polskich liderów The Climate Reality Project. Ekspert stowarzyszenia BoMiasto.