Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Czipy – sprawa narodowa
W Polsce mamy nową fazę wzmożenia patriotycznego, tym razem powodem są restrykcje amerykańskie w sprawie eksportu najnowszych technologii, a konkretnie – chipów. Polska nie znalazła się w grupie najbliższych sojuszników Ameryki, ale w grupie pośredniej z limitami 50 tys. sztuk rocznie, z możliwością zwiększenia do 100 tys.
Bez ograniczeń Amerykanie będą współpracować w tej sferze z tzw. starą Europą z wyjątkiem krajów neutralnych (Szwajcaria i Austria) oraz Portugalii i Grecji. W grupie priorytetowych sojuszników znalazły się również Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Japonia, Korea Południowa oraz Tajwan.
Polscy politycy i dziennikarze są ogromnie zdziwieni, a niektórzy wręcz oburzeni, że Polski nie ma wśród tej technologicznej światowej elity. I nie ma dla nich znaczenia, że administracja Bidena potraktowała tak samo całą Europę środkowo-wschodnią; jesteśmy przecież najwierniejszym sojusznikiem USA, największym obecnie, obok Ukrainy, klientem ich firm zbrojeniowych i przywódcą całego regionu.
Niektórzy są tak bardzo zawiedzeni, że pytają dlaczego rząd tego nie załatwił z Markiem Brzezińskim lub winią za sytuację brak tytularnego ambasadora w Waszyngtonie. Oczywiście czynią to ze względów politycznych.
Sprawa jest bardzo poważna. Najnowsze produkty amerykańskiej Doliny Krzemowej są potrzebne w rozwoju nie tylko informatyki, ale również sztucznej inteligencji czy super inteligencji.
Amerykanie o tym wiedzą i starają się ograniczyć dostęp do najnowszych technologii największym konkurentom gospodarczym, militarnym i politycznym na świecie, zwłaszcza Chinom i Rosji, ale również Korei Północnej, Libii czy swoim rywalom na Bliskim Wschodzie.
Zasoby ziem rzadkich niezbędne w produkcji czipów są ograniczone i często trudno dostępne i o dostęp do nich również toczy się gra.
Za decyzją administracji amerykańskiej nie stoją sympatie ani praca tego czy innego dyplomaty tylko realne interesy strategiczne Stanów Zjednoczonych i ich gospodarki.
Przy pomocy najnowszych technologii Ameryka chce wygrać rywalizację w skali globalnej na nowym jej etapie. Współpracuje przede wszystkim ze sprawdzonymi sojusznikami, którzy mogą realnie w tej informatycznej rewolucji pomóc i zrobić to bezpiecznie.
Polska w bieżącym roku jest w stanie wykorzystać zaledwie 10% przyznanego limitu (oświadczenie wiceministra cyfryzacji Standerskiego), ale oburzamy się na wyrost. Limity są pomyślane tak, aby dobrodziejstwa rewolucji informatycznej mogły być spożytkowane przez wszystkich sojuszników, w kluczowych sferach funkcjonowania państwa, ale z pewnością nie pozwolą na samodzielną budowę centrów obliczeniowych opartych na technologiach półprzewodnikowych o wielkiej mocy, które potrzebują również dużej ilości taniej energii.
Zamiast nadymania się na zapas lepiej byłoby, gdyby państwo polskie zaczęło na poważnie finansować badania naukowe i wdrożenia w zakresie kluczowych technologii.
Dobrze byłoby też wykorzystać przezbrojenie polskiej armii do transferu najnowszych technologii z USA czy Korei Południowej. Poprzedni rząd zamawiał dużo i szybko, ale drogo i bez offsetu, a lepszej okazji na zacieśnienie współpracy badawczej i przemysłowej z kluczowymi partnerami – długo nie będzie.