Iwona Kapustka: Zielone umiejętności mają też zastosowanie w skali mikro

Iwona Kapustka, główna specjalistka ds. innowacji w Urzędzie Miasta Żory,
Prezeska zarządu Żorskiej Agencji Rozwoju sp. z o.o.

Cześć! Opowiedz, czym się zajmujesz zawodowo? 

Praktycznie od początku mojej zawodowej drogi jestem związana z administracją publiczną. Najpierw pracowałam w gminie wiejskiej, potem w samorządzie regionalnym w wydziale funduszowym. A od ponad 10 lat jestem związana z miastem Żory. 

Bardzo wiele czasu poświęciłam na zgłębianie tajników związanych z projektami unijnymi i to jest moja główna specjalizacja. Pracuję też z dokumentami strategicznymi. Moim zadaniem jest badanie zależności – patrzenie na to, co było kiedyś i odnoszenie tego do teraźniejszości, ale również przewidywanie tego, co może się zdarzyć za 10,15, 20 lat. Do moich obowiązków należy myślenie m.in. o tym, w jaki sposób przygotować miasto i jego mieszkańców na zmiany, które nadejdą i jakie innowacyjne działania należy podjąć.

Obecnie pracuję z moimi kolegami z urzędu nad 2 projektami kluczowymi. Jeden jest związany z samowystarczalnością energetyczną gminy. Okazało się, że miasto Żory jest położone na gorących skałach. I jest nadzieja na to, że te gorące skały pozwolą nam uzyskać temperatury na tyle wysokie, żeby po zbudowaniu elektrociepłowni dostarczać mieszkańcom tańszy prąd i tańsze ciepło.

Drugi, mój ukochany, projekt jest związany z innowacyjnym rolnictwem miejskim. Postanowiłam sobie, że będę pierwszą miejską rolniczą w Polsce (śmiech). Pomysł narodził się w kontekście procesu transformacji, ponieważ Żory są miastem pogórniczym. W latach 90tych kopalnia została zamknięta, więc ten odchodzenia od gospodarki opartej na węglu trwa już od ponad 20 lat. Niedawno pojawiła się możliwość wykorzystania środków z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Szukaliśmy rozwiązania, które pozwoliłoby zagospodarować te środki w mądry sposób, i przeobrazić oblicze miasta. Szukaliśmy czegoś, co pozwoli nam zbudować nową gałąź gospodarki związaną z transformacją i z nowymi, zielonymi miejscami pracy. Wpadliśmy więc na pomysł centrum innowacyjnego rolnictwa miejskiego. 

Jak rozumiesz pojęcia: zielone umiejętności czy zielone zawody?

Kolory w pewien sposób służą uporządkowaniu naszej rzeczywistości. Na przykład, gdy mówimy o srebrnych miejscach pracy, mamy na myśli obszar związany z opieką nad seniorami, o niebieskich – gdy mówimy o zawodach związanych z wodą. Kolor zielony automatycznie przywodzi na myśl przyrodę, naturę, drzewa, więc zielone miejsca pracy są związane z umiejętnościami, które bezpośrednio służą naturze, przyrodzie. Każdy z nas jest coraz bardziej świadomy skutków zmiany klimatu, a właśnie ze zmianą klimatu związane są zielone umiejętności. W skali globalnej działania mają na celu przeciwdziałanie ocieplaniu się klimatu oraz ochronę środowiska z uwzględnieniem założeń zrównoważonego rozwoju. Działania te mogą również toczyć się na poziomie kraju, na poziomie miast, również w kontekście troski o dziedzictwo naturalne czy ochronę bioróżnorodności. Zielone umiejętności mają też zastosowanie w skali mikro, czyli innymi słowy, jak ja mogę dokładać swoją cegiełkę do tego, aby zachować nasze dziedzictwo naturalne dla następnych pokoleń. Przykładem może być tak błaha rzecz jak segregowanie śmieci w domu. 20 sekund trwa, by opakowanie plastikowe wyrzucić tam, gdzie powinno trafić. Albo zamiast kupować wodę w plastikowej butelce, wykorzystuję butelkę wielorazowego użytku. Albo w ogóle zdecyduję się, żeby pić kranówkę. Niedawno przeprowadziliśmy się do domu, mamy niewielki ogród i teraz uprawiam swój własny warzywnik z pomidorkami, ogórkami, papryczką, miętą. To przynosi olbrzymią satysfakcję i też wymaga zielonych umiejętności w skali mikro.

Myślę, że wykorzystanie zielonych umiejętności pozwala żyć bardziej świadomie i szukać prostych rozwiązań, które docelowo mogą dać większe efekty. Świadomość konieczności zmian powoduje, że chcemy wpływać na swoje otoczenie w trochę szerszym aspekcie.  Pracuję w mieście na stanowiskach, które pozwalają mi, m.in. we współpracy z prezydentem miasta, kreować rozwiązania właśnie w tym szerszym kontekście i staram się z tego dobrze korzystać.

Jakiś przykład?

Coraz częściej mówi się o kwestiach związanych z retencją wody, żeby zatrzymywać wodę w glebie i przeciwdziałać tzw. betonozie, a nie wyłapywać wodę do kanalizacji, wypuszczać do rzek, z których trafia bezpośrednio do morza.  Rabunkowa gospodarka wodna spowodowała, że warzywa, owoce coraz trudniej się uzyskuje i mają one coraz słabszą jakość. Coraz bardziej muszą być nawożone. W zeszłym roku pojawił się kryzys w Wielkiej Brytanii, we Francji czy we Włoszech, w konsekwencji którego warzywa i owoce były reglamentowane. Można było kupić przykładowo 2 ogórki i 3 papryki na osobę i więcej nie. Ponadto negatywne piętno na rolnictwie i uprawach odciskają kwestie związane z wojną w Ukrainie, przerywane łańcuchy dostaw zboża oraz niedobór wody w Polsce. W zeszłym roku w kilku regionach naszego kraju oficjalnie ogłoszono klęskę suszy. Rolnicy wymagali wsparcia po to, żeby w ogóle móc zebrać jakiekolwiek plony. Przewiduje się, że w latach trzydziestych wiele regionów świata będzie się zmagać nie dość, że z brakiem wody, to jeszcze z klęską głodu. Patrząc na to wszystko, zaczęliśmy zastanawiać się, w jaki sposób, w mniejszej (samorządowej) skali jesteśmy w stanie przeciwdziałać temu, co może nas spotkać już niedługo. Miasta borykają się bardzo często, oprócz braku wody, też z tym, że mają wiele przestrzeni, które są poindustrialne, stanowią pustostany. Kluczowym aspektem (a zarazem języczkiem u wagi) staje się innowacyjne rolnictwo miejskie, które łączy zapotrzebowanie na jedzenie i wolne niewykorzystane przestrzenie, nawet na niewielkich areałach, które maksymalnie wykorzystuje dzięki wertykalnej uprawie roślin. 

W jaki sposób innowacyjne rolnictwo miejskie może wpływać na lepsze wykorzystanie wody?

W rolnictwie wertykalnym, takim jak hydroponika czy aquaponika, wodę wprowadza się w obieg zamknięty. Dzięki temu ubytki wody w skali roku nie przekraczają 5-7%, więc oszczędzamy bardzo duże jej zasoby. Dla porównania główka sałaty w czasie swojego wzrostu przez około 3-4 tygodnie w ramach rolnictwa tradycyjnego potrzebuje około 250 l wody, a przy rolnictwie wertykalnym główka sałaty zużywa około pół litra wody w ciągu okresu wegetacyjnego. 

Co więcej, rośliny, żeby wzrastać potrzebują dwutlenku węgla. W tym rodzaju rolnictwa mówimy zarówno o wykorzystaniu dwutlenku węgla, jak i o ujemnej emisji CO2. Ponadto jedzenie nie jest obciążone metalami ciężkimi, rośliny wzrastają bez nawożenia nawozami sztucznymi. W aquaponice dodatkowo wykorzystuje się jeszcze ryby. Hoduje się je w basenach w zamkniętych przestrzeniach. Ryby karmi się odpowiednimi mieszankami wzbogaconym w żelazo, w potas czy w miedź – w zależności od tego, jakiego typu rośliny chcemy hodować, bo my docelowo oprócz tych sałat bazylii, ziół, chcemy rozwijać i inne uprawy – hodować truskawki, poziomki, maliny, pomidory, soję. A w efekcie wytwarzać świeże, zdrowe jedzenie, które trafia bezpośrednio na nasze stoły w bardzo krótkim terminie. Oprócz tego, że chcemy zbudować centrum z uprawami eksperymentalnymi, to od niedawna pracuję jako ekspert w partnerstwie tematycznym przy Komisji Europejskiej, które skupia się nad zmianami legislacyjnymi i wsparciem finansowym w obszarze bezpieczeństwa żywności. Wiodącym tematem, który chcę poruszyć, jest bezpieczny transfer wiedzy i technologii do innych miast, do innych krajów; dzielenie się wypracowanymi rozwiązaniami po to, żeby w przestrzeniach miejskich innowacyjne rolnictwo mogło się rozwijać.

Co wydaje Ci się ważne w pracy, w budowaniu swojej ścieżki kariery?

Po pierwsze, to co mnie bardzo mocno napędza, to możliwość dokonywania zmian. I tutaj widzę, olbrzymią zasługę mojego szefa, który pozwala mi na realizację najbardziej szalonych pomysłów. Bardzo ważne są osoby, z którymi można współpracować i które nie uśmiechają się złośliwie, gdy słyszą o moich wizjach i pomysłach, tylko wręcz je rozwijają i podkręcają. Można mieć piękne pomysły, można być przekonanym co do ich realizacji i niestety nie mieć wokół siebie ludzi, którzy jakkolwiek by wspierali, a czasem nawet dzieje się wręcz odwrotnie, jeszcze blokują i zniechęcają. Myślę, że wiele bardzo wartościowych idei w ten sposób umiera. 

Teraz buduję nową spółkę i też mam wokół się cudownych, motywujących mnie ludzi. W zeszłym roku została powołana Żorska Agencja Rozwoju, która ma właśnie za zadanie wdrażanie innowacji. Okazało się to konieczne, bo projekty urosły do olbrzymich rozmiarów. Finalizujemy pozyskiwanie funduszy – 100 milionów na realizację właśnie farm wertykalnych i Centrum Innowacyjnego Rozwoju. Coraz wyraźniej przekonuję się, że to, co zrodziło się w mojej głowie 3-4 lata temu, ma sens.

Drugim czynnikiem jest wewnętrzna motywacja. Czuję olbrzymi głód działania i wychodzenia ze swojej strefy komfortu, zdobywania coraz to nowych szczytów. 

A czy można być zielonym kołnierzykiem, pracując w zawodach, które na pierwszy rzut oka nie kojarzą się z ochroną klimatu?

Jeśli chodzi o zielone miejsca pracy, to są potrzebne osoby, które kreują, mają wizję, ale też osoby, które dopilnują, żeby ta wiza była realizowana – na różny sposób. Dopilnują odpowiednich przetargów, prawidłowo przeprowadzą zamówienia, zatroszczą się o promocję albo przygotują analizy i przeniosą wyniki do Excela. Ważne jest wchodzenie w interakcje z różnymi osobami posiadającymi różne predyspozycje, ale też mającymi wątpliwości. Myślę, że najlepsze pomysły powstają wtedy, gdy osoby o różnych predyspozycjach i o różnej wizji świata się ze sobą zderzają. Spotykają się, rozmawiają, wypowiadają swoje wątpliwości, obawy i szukają kompromisu. Poszukiwanie optymalnych rozwiązań powoduje, że każdy ma swoje miejsce. Nie trzeba być wielkim kreatorem i wizjonerem, żeby móc się realizować jako zielony kołnierzyk. Nawet, jeśli to jest przysłowiowa pani księgowa, która opisuje faktury i robi przelewy, to ta praca jest tak samo ważna, bo służy większej sprawie. Widzę olbrzymie możliwości dla każdego. 

Czyli jak budować satysfakcjonującą karierę jako zielony kołnierzyk?

Najważniejsze jest pozostawanie w zgodzie ze sobą i głęboka autorefleksja, na czym mi zależy, w czym się czuję dobrze – co bym chciała robić, jak siebie widzę za 10, 20 lat. Nie kwestia predyspozycji powinna być głównym drogowskazem. O księgowych już rozmawiałyśmy, można, np. obsługiwać projekty unijne służące zielone rozwiązaniom. Innym przykładem może być ktoś, kto świetnie się czuje w kwestiach związanych z edukacją, z prowadzeniem szkoleń. 

Myślę, że można też – muszę to powiedzieć (śmiech) – rozważyć związanie ścieżki kariery z rolnictwem miejskim. Można się skupiać na farmach wertykalnych, na transferze technologii. W przypadku naszej ogromnej przestrzeni (16 000 m2) będą powstawać jeszcze inne funkcje i potencjalne miejsca pracy i zawodowego rozwoju, ale także edukacji. Planujemy na przykład laboratoria dla dzieci, chcemy zapraszać szkoły, rodziny itp. Chcemy zaszczepić w nich miłość do fizyki, chemii, biologii, dać szansę na zobaczenie jak rosną rośliny, jak się o nie dba w praktyce, jakie procesy zachodzą przy ich uprawie, jakie zielone rozwiązania się stosuje.

Innym tematem może być edukacja o otaczającej nas przyrodzie chociażby w naszych przydomowych ogrodach. W mojej ocenie jest ogromna potrzeba takich warsztatów. Chciałabym, żeby mieszkańcy uczyli się tego, jak tworzyć rabaty, żeby kwitły od marca do listopada, jak tworzyć zielone ściany, jak produkować zdrową żywność. 

Docelowo centrum stanie się takim miejscem, żeby dzielić się swoimi pasjami (np. do ziołolecznictwa, przetworów, rybek akwariowych), zainteresowaniami, żeby się wzajemnie od siebie uczyć. Potem chciałabym stworzyć tam centrum kompetencji – umożliwić certyfikowanie kompetencji i kwalifikacji. Wyobrażam sobie to tak, że ktoś przychodzi i mówi, że ma konkretną umiejętności, a my ją sprawdzamy i potwierdzamy, organizując egzamin państwowy. Następnie nadajemy uprawnienia, które się równoważne np. egzaminowi zawodowemu po szkole technicznej.

Podsumowując, jeśli ktoś chciałby pracować jako zielony kołnierzyk, to wydaje mi się, że kluczowa jest kwestia bycia w zgodzie ze sobą i odpowiedzenia sobie na jedno kluczowe pytanie, co bym chciała robić i co mi da satysfakcje. I w tym obszarze szukać.

Dziękuję za rozmowę.

Tekst powstał we współpracy ze stowarzyszeniem BoMiasto.

Alicja Piekarz
Alicja Piekarz

Ekspertka, Związek Stowarzyszeń Polska Zielona Sieć.