Publikujesz wizerunek dziecka w sieci? Zastanów się czy postępujesz słusznie

W 1826 roku na metalowej płycie powstał obraz, który dziś uznawany jest za pierwszą fotografię. Zdjęcia są stałym elementem naszego życia. Najpierw robi się nam zdjęcia, gdy jesteśmy dziećmi. Potem sami fotografujemy, utrwalając na nich wycieczki czy szalone wygłupy z przyjaciółmi. Gdy dorastamy, robimy zdjęcia wiedząc, jak ulotne było dzieciństwo i jak ulotna może być chwila. Czasami jednak fotografia może krzywdzić, nawet jeśli idea zrobienia zdjęcia była inna. 

Małe dzieci kojarzą nam się z niewinnością, dobrem. Gdy spoglądamy na nie, to mówimy często, że są słodkie, takie kochane. Wiele rodziców robi dziecku dużo zdjęć, chcąc utrwalić ważne momenty, chcąc zachować wspomnienia. Każdy ma w domu album ze zdjęciami z dzieciństwa. Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy wszystkie te papierowe zdjęcia pojawiłyby się na profilach Waszych rodziców w sieci. Dorastając, wchodzimy na Facebooka taty lub mamy i widzimy setki, tysiące swoich zdjęć z podpisami: Mój aniołek ma dziś roczek, Mój skarb wygrał dziś w konkursie itd. Czy widzicie problem? Czy jednak tego problemu nie ma?

40% rodziców dzieli się w sieci zdjęciami i filmami, na których są ich dzieci. Chciałbym w tym artykule poruszyć temat sharentingu i być może skłonić Was do pochylenia się nad tematem. 

Sharenting to słowo składające się z członów share-dzielić się i parenting-rodzicielstwo. Określa ono zjawisko, kiedy rodzice regularnie zamieszczają w sieci zdjęcia i filmy z wizerunkiem swoich dzieci, naruszając ich prywatność. Trzeba jednak zaznaczyć, że aby stwierdzić czy dany rodzic dopuszcza się sharentingu, należy każdą sytuację zbadać oddzielnie, biorąc pod uwagę pewne kryteria:

  • ilość zamieszczanych informacji o dziecku (czy tylko wizerunek i imię, czy być może upodobania dziecka, czy publikowane są jego lęki, przykre zdarzenia, zdjęcia z konkursów na tle szkoły, do której chodzi, może zdjęcia z ogrodu domu, dzięki czemu da się rozpoznać ulicę),
  • częstotliwość publikacji (czy jest to jedno zdjęcie na pół roku, a może jedno zdjęcie dziennie, może 5 dziennie, a może jedno na 5 lat),
  • treść (czy chwalimy się, że nasze dziecko nauczyło się korzystać z łyżeczki czy że nauczyło się korzystać z nocnika, może, że wygrało konkurs a może, że zajęło ostatnie miejsce),
  • liczbę odbiorców (czy mamy profil prywatny, gdzie tylko rodzina widzi zdjęcia, czy może mamy profil publiczny i każdy może znaleźć zdjęcie dziecka, a może mamy własną firmę i wizerunek dziecka wykorzystujemy do promocji produktów lub marki).

Z sharentingiem związane są również trzy inne pojęcia takie jak:

  • Parental trolling – rodzice za pomocą zdjęć ośmieszają swoje dziecko w sieci, narażając je nie tylko na śmiech ze strony rówieśników, ale wręcz na ostracyzm, który może narazić dziecko na wiele problemów w tym choroby i zaburzenia psychiczne.
  • Oversharenting – rodzice publikują w sieci ekstremalnie dużo zdjęć swoich dzieci.
  • Profit Sharenting – rodzice czerpią dochody z reklam, w których udział bierze ich dziecko, problem dotyczy głównie osób, które wykorzystują dziecko do prezentowania produktów nadesłanych przez firmy w ramach współpracy.

Youtuber Gimper użył takiego określenia, że stosowanie sharentingu wobec własnego dziecka jest jak rzut kostką. Jeden rzut oznacza świetną przyszłość dla swojego dziecka, trampolinę, która pomoże mu szybciej wkroczyć w świat show-biznesu i już od młodzieńczych lat dziecko będzie mogło zarabiać duże pieniądze. Każdy rodzic chciałby dobra swojego dziecka w przyszłości, więc dążenie do zapewnienia mu dobrobytu nie jest niczym złym. Jednak drugi rzut kostką może okazać się dużo gorszy w skutkach. Zamiast dużych pieniędzy i rozpoznawalności w rozumieniu sławy może pojawić się lęk i strach przed wyjściem z domu. Problem z sharentingiem wynika też z samej oceny zjawiska przez społeczeństwo. Rodzice, którzy publikując zdjęcie z wakacji, zasłaniają twarz dziecka emotką, spotykają się z szyderstwem i niezrozumieniem. Rośnie jednak świadomość problemu i możemy mieć tylko nadzieję, że sytuacja się poprawi wraz z biegiem lat.

Czy mając prawa do wizerunku dziecka, rodzice powinni publikować zdjęcia, zaspokajając w ten sposób swoje potrzeby?

Tekst powstał w ramach praktyk studenckich w redakcji Śląskiej Opinii.

Andrzej Sobota
Andrzej Sobota

Student Komunikacji promocyjnej i kryzysowej na Uniwersytecie Śląskim.