Czy na miejskiej przyrodzie można zarobić?

Kochani! Na początek krótkie wyjaśnienie mojej nieobecności w Śląskiej Opinii. Z uwagi na liczne dodatkowe obowiązki związane z kampanii wyborczą, po prostu nie miałem wystarczająco dużo czasu, aby pisać. Drugim powodem mojej obecności był oczywiście sam start w wyborach. Nie chciałem w żaden sposób łączyć wyborów z pisaniem dla Śląskiej Opinii. Wybory zakończone, więc wracam i zapraszam na pierwszy powyborczy tekst!

Czy na miejskiej przyrodzie można zarobić?

To z pozoru dziwne pytanie. Zazwyczaj o miejskiej przyrodzie mówimy w różnych kontekstach związanych np. walką ze smogiem, adaptacją miasta do zmian klimatycznych etc.. A ja dziś chcę Wam powiedzieć, że przyroda ma jeszcze inne aspekty, dzięki którym być można do miasta przyciągnąć rzeszę ludzi, na których można zarobić. I nie mam tutaj na myśli przedstawicieli przemysłu tartacznego lub meblarskiego. Oczywiście chodzi o turystykę!

Co łączy: Tokio, Kioto, Waszyngton, Bonn, Cieszyn? We wszystkich tych miastach ktoś kiedyś postawił na piękne kwitnące drzewa, które są magnesem dla turystyki. Oczywiście Tokio, Kioto czy Waszyngton mają jeszcze dziesiątki innych atrakcji, ale Bonn? To miasto tylko z powodu kwitnących wiśni odwiedza co roku tysiące turystów, tylko z powodu kwitnących drzew! Załóżmy, że każda z tych osób pozostawi tylko kilkanaście euro w lokalnych kawiarniach, restauracjach… . Wróćmy jednak do Polski. Jednym z niewielu naszych, miast które promuje się poprzez uliczną przyrodę, jest Cieszyn. Tutaj magnesem mają być kwitnące magnolie. Od kilku lat w Cieszynie funkcjonuje Szlak Kwitnących Magnolii, który przyciąga od kilku lat turystów w okresie wiosennym. Myślę, że spokojnie możemy mówić o setkach przyjezdnych, nie jest to jakaś olbrzymia liczba, ale szlak dopiero się popularyzuje w świadomości mieszkańców naszego regionu. Jeśli władze samorządowe dobrze wykorzystają ten zielony atut, to kto wie być może w niedalekiej przyszłości Cieszyn stanie się turystyczną insta-gwiazdą! A Cieszyn oprócz magnolii ma do zaoferowania jeszcze wiele innych atrakcji.

A teraz zapraszam Was do Bytomia i Katowic. Oba miasta nigdy nie promowały się żadnym kwitnącym szlakiem. A szkoda, bo zarówno Bytom, jak i Katowice mają ku temu potencjał. Wystarczy krótki wiosenny spacer po Bytomiu placami: Akademickim, Targalskiego, Słowiańskim i zobaczycie kawałek Bonn. Podobnie w Katowicach, które kilka lat temu pozbyły się schorowanych surmii z placu kwiatowego na Rynku. A gdyby tak wiśnie pojawiły się przy ul. 3 maja, Warszawskiej, Mariackiej, czy Dworcowej? Z pewnością wielu odwiedziłoby Katowice, aby poczuć namiastkę Japonii. Przecież zwiedzając Kraków, można pokusić się o godzinną podróż do zupełnie innego świata. Pełnego postindustrialnych perełek, dodatkowo przyozdobionego kwitnącymi wiśniami? A może śliwami?

Adrian Szymura
Adrian Szymura

Radny Dzielnicy Koszutka w Katowicach.