Fatalna sytuacja Polskiej Grupy Górniczej. Miliardowe dziury i zagrożenie upadłością

Przez chwilę było lepiej. Polska Grupa Górnicza, choć nie tylko ona, zyskała na wzroście cen węgla i wzmożonym popycie na krajowy węgiel energetyczny, które były spowodowane wyjątkową sytuacją na świecie. Wojna w Ukrainie, wstrzymanie importu surowców z Rosji, a nawet głosy z Unii Europejskiej, które nie były już tak ostre wobec węgla. Ale sytuacja się ustabilizowała, więc stare problemy wróciły. Teraz PGG, znowu, stoi na skraju upadłości.

Jeszcze pod koniec 2021 roku Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej, mówił dumnie, że spółka posiada płynność finansową i nie grozi jej upadłość, ani bankructwo. W 2022 roku mógł odetchnąć z ulgą, bo faktycznie sytuacja ekonomiczna w PGG się poprawiła. Choć okoliczności były dramatyczne, to spółka zyskała na kryzysie energetycznym, spowodowanym między innymi wojną w Ukrainie. Wstrzymany import surowców z Rosji, wzmożone zainteresowanie węglem, ceny tego surowca poszybowały w górę. Ale w 2023 roku sytuacja się ustabilizowała i stare problemy PGG wróciły. Dziś firma mierzy się z miliardowymi dziurami w budżecie i zagrożeniem upadłością. Około 5,5 miliarda złotych brakuje, by spółka mogła – przez jakiś czas – jeszcze funkcjonować. Wstępne wyliczenia mówią, że pieniądze muszą spłynąć do marca 2024 roku, w przeciwnym razie PGG może upaść. W zasypaniu dziury budżetowej miał pomóc rząd Prawa i Sprawiedliwości, który na „odchodne”, tuż przed oddaniem władzy, chciał przeforsować pieniądze dla spółki z publicznych środków na „ratowanie górnictwa”. Zresztą nie tylko PGG miałaby w ten sposób uzyskać wsparcie, lecz również Tauron Wydobycie oraz Węglokoks Kraj.

W 2023 roku obniżył się popyt na węgiel, co wpłynęło na spadek cen. Pod koniec września ten surowiec energetyczny w niektórych portach był o ponad połowę tańszy niż rok wcześniej. Skala jest więc ogromna. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, w efekcie elektrownie zaczęły odbierać mniej węgla z kopalń, a indywidualni użytkownicy zmniejszyli zakupy węgla opałowego. „Największy krajowy producent – Polska Grupa Górnicza (PGG) – przez większą część roku w kolejnych miesiącach więcej węgla wydobywał niż sprzedawał, co powodowało przyrost surowca na zwałach. Pod koniec września leżało tam ponad 3,8 mln ton niesprzedanego węgla, wobec niespełna 1,1 mln ton rok wcześniej. Dopiero jesienią doszło do zrównoważenia miesięcznej produkcji i sprzedaży”, czytamy.

Wcześniej nieosiągalny i kosztujący fortunę węgiel opałowy, dziś dostępny jest w sklepie internetowym PGG od ręki, w dodatku w promocyjnym cenach. Dla klienta to brzmi jak prezent świąteczny, grudniowy „Black Week” i kolejne obniżki, ale z zewnątrz może to też zostać odebrane tak, że promocje były konieczne, by sprzedać węgiel. Spółka zresztą sama podkreśla, że to pierwsza taka akcja w historii, pokazując ją jako coś pozytywnego. „Nigdy wcześniej nie były potrzebne takie promocje, by sprzedawać węgiel opałowy”, zauważa z kolei PAP.

W końcu okazało się, że PGG ma 5,5-miliardową lukę w budżecie. Dokładając do tego Tauron Wydobycie i Węglokoks Kraj, mamy 7 miliardów deficytu finansowego w spółkach górniczych. Te pieniądze chce u nich uzupełnić budżet państwa, o czym szerzej pisaliśmy już na łamach „Śląskiej Opinii”: https://slaskaopinia.pl/2023/11/29/odchodzacy-rzad-pis-przeciska-miliardy-na-ratowanie-spolek-gorniczych-kosztowny-prezent-tuz-przed-oddaniem-wladzy/

To wszystko zapewnia ustawa górnicza, która jednak finalnie nigdy nie uzyskała notyfikacji Komisji Europejskiej, mimo hucznych zapowiedzi przedstawicieli rządu PiS. Dodatkowo, to właśnie dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych kopalń były największym punktem zapalnym całego dokumentu, na który mogła nie zgodzić się KE i o czym wielokrotnie mówili eksperci. Rząd postanowił, mimo braku oficjalnej zgody, na którą czekano, zacząć subsydiowanie już teraz. Zgodnie z umową, do 2049 roku, który wyznaczono jako kres górnictwa węgla kamiennego w Polsce, dopłaty mogłyby sięgać łącznie nawet 100 miliardów złotych.

Z budżetowych dopłat do tej pory nie korzystano, ale miałoby się to zmienić w 2024 roku. Mało tego, rząd na „odchodne”, przed oddaniem władzy opozycji, przygotował projekt nowelizacji ustawy górniczej, który ma wydłużyć odroczenie spłat zobowiązań PGG wobec ZUS i PFR do końca 2025 roku. Pierwotnie odroczenie obowiązywało do chwili notyfikacji programu dla górnictwa, ale nie dłużej niż do końca roku 2023. Jak wiemy, do notyfikacji nie doszło, a rok się kończy, więc pojawił się problem.

Wkrótce przed zadaniem rozwiązania tych spraw stanie nowy rząd, na czele którego stanie prawdopodobnie Donald Tusk. Czy koalicja partii opozycyjnych będzie miała lepszy pomysł na to, co z tym wszystkim zrobić? Czas pokaże, będziemy się temu przyglądać.

Bartosz Wojsa
Bartosz Wojsa

Dziennikarz, wydawca strony głównej w „Super Expressie”.