Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Dąbrowa Górnicza: Pogrzeb na ośmiotysięczniku. Ludzie gór pochowali dąbrowskiego himalaistę
Sześciu wspinaczy dokonało rzeczy niebywałej. Pod szczytem Broad Peak, 8000 m n. p. m., złożyli do skalnej szczeliny ciało Tomasza Kowalskiego, który zginął tam w 2013 r. Pomysłodawcą i mózgiem całego przedsięwzięcia był Rafał Fronia.
Tomasz Kowalski miał 27 lat. Mieszkał w Poznaniu, pochodził z Dąbrowy Górniczej. Był wielkim miłośnikiem sportu i różnorodnych aktywności fizycznych. Zorganizował i uczestniczył w kilkunastu wyprawach górskich, w m.in Alpach, Andach, Alasce oraz Pamirze i Tien-Shanie. W 2010 roku przeszedł 100km trawers masywu Mount McKinley. W 2011 roku, w ciągu jednego sezonu zdobył 4 siedmiotysięczniki leżące na terytorium byłego Związku Radzieckiego, za co otrzymał wyróżnienie w konkursie Kolosy. Był współwłaściciel poznańskiego hostelu Poco Loco.
5 marca 2013 r., po kilkudziesięciu dniach walki z górami i pogodą, na wierzchołku niezdobytego dotąd zimą Broad Peak (8047 m n.p.m.) stanęło czterech polskich himalaistów – Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Artur Małek i Tomasz Kowalski. Wcześniej trzykrotnie próbowali wejść na szczyt. Najpierw zatrzymała ich lodowa szczelina, później o powrót poprosił Kowalski, który stracił czucie w palcach. Ostatni raz ruszyli w niedzielę. We wtorek, 5 marca, o godz. 15 czasu polskiego osiągnęli cel.
Na zawsze w górach
Problemy zaczęły się w drodze powrotnej. Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka nie dotarli do obozu IV, na wysokości 7400 m. W środę, ok. godz.4 czasu polskiego, ostatni raz nawiązano radiową łączność z Tomaszem Kowalskim. Miał problemy z oddychaniem, był bardzo osłabiony, podczas upadku odpiął mu się rak. Mówił, że w zasięgu wzroku ma Macieja Berbekę. Nie wiadomo, co dokładnie działo się później. Wiadomo, że Kowalski i Berbeka na zawsze zostali w górach.
19 lipca 2023 r. ciało Tomasza Kowalskiego, w specjalnym sarkofagu, trafiło do skalnej wnęki, na uboczy szlaku wiodącego na szczyt. Akcję, by tego dokonać, zorganizował Rafał Fronia. W wyprawie na Broad Peak i w skomplikowanej operacji przetransportowania ciała Tomka towarzyszyli mu Jarosław Gawrysiak, Grzegorz Borkowski, Marek Chmielarski, Krzysztof Stasiak i Marcin Kaczkan.
– Dlaczego? Zanim ktoś zada to pytanie, odpowiem: Tomek leżał na grani szczytowej Broad Peaku, na wysokości 8000 metrów, przez 10 lat, 4 miesiące i 13 dni. 3787 dni i 3787 nocy. Dziesięć najsurowszych na świecie zim. Każdy, kto ma kogoś bliskiego zrozumie, o czym mówię, choć pojęcie, co czuli i wciąż czują jego rodzice, brat, przyjaciele jest przecież niemożliwe. Dziesięć lat temu wydarzyła się tam wielka tragedia – tłumaczy Rafał Fronia.
Pomysł, żeby urządzić Kowalskiemu pogrzeb na miarę himalaisty, zrodził się latem zeszłego roku. Fronia przypomina, że po wyprawie w 2013 r. wiele osób, nie tylko ze środowiska górskiego, żyło tragedią, jaka się wydarzyła.
– Pisano raporty, oskarżano, snuto domysły i wyjaśniano. Ale nikt nie pomyślał o nim. O Tomku. Wtedy ja również o nim nie pomyślałem, aż do 19 lipca 2022 roku, kiedy to na ostrej śnieżnej grani była piękna, niemal bezwietrzna pogoda. Szedłem tamtędy drżąc, że śnieg ruszy i że spadnę. Nie spadłem. Coś pchało mnie do szczytu. Szedłem i z jakichś powodów w końcu się spotkaliśmy. Tomek leżał na skalnej ostrodze. Tam, gdzie Jacek Jawień i Jacek Berbeka go ułożyli. Myślę, że to było spotkanie, którego nie dało się uniknąć. I gdy wreszcie dotarłem na wierzchołek, a potem schodziłem do bazy, znów go mijając, nie było we mnie radości. Był smutek i myśl, że ktoś musi to wreszcie zakończyć – wspomina Rafał Fronia.
Sześciu zwyczajnych facetów
Tak rozpoczęło się wdrażanie pomysłu w życie – obmyślanie aspektów organizacyjnych, szukanie źródeł finansowania. Ostatecznie partnerem wyprawy został Polski Komitet Olimpijski.
– I się zaczęło. Szycie specjalnego sarkofagu, który stworzyła dla nas firma Lhotse, poszukiwanie właściwych lin i metody. Jak to zrobimy? Jak dużo czeka nas pracy na 8000 metrów. Jak go opuścimy? I jak długi będzie zjazd w niebezpiecznym pionowym terenie? 200, a może 400 metrów? I z kim to zrobię? Zacząłem dzwonić. I spotkał mnie największy zaszczyt i wielkie wzruszenie, bo moi górscy przyjaciele natychmiast, bez chwili wahania się zgadzali. Skompletował się zespół. Sześciu zwyczajnych facetów, którzy postanowili porzucić swe życie i plany, by ruszyć po coś, co wydawało się niemożliwe. Bo skoro nikt tego nigdy nie zrobił… – mówi Fronia.
Wyprawa, po pieczołowitych przygotowaniach, wyruszyła w połowie czerwca.
– Po trwającej miesiąc aklimatyzacji, 19 lipca, prawie co do minuty rok po tym, gdy spotkałem się z Tomkiem, po 3787 dniach zakończył się jego czas na grani szczytowej Broad Peaku. Pochowaliśmy go w przepięknej lodowej grocie, którą siły natury tworzyły przez długie stulecia zapewne specjalnie po to. Jakby właśnie w tym celu – stwierdza Fronia.
Zrobić, co trzeba
Szacunek dla człowieka i potrzeba godnego potraktowania go po śmierci. To chyba główna motywacja, która pchnęła Rafała Fronię i jego pięciu przyjaciół, żeby wyruszyć w Karakorum i zamknąć rozdział górskiej historii, która rozpoczęła się przed dekadą.
– Zrobiliśmy to, co trzeba. W słusznej sprawie i nie dla własnego interesu. Bo można udawać, że nie widzimy zła, lecz to nie znaczy, że się ono nie dzieje. Dlaczego zatem? Nie po to, by piętnować, rozdrapywać rany czy kogoś karać, lecz dlatego… Bo… bo tak było trzeba. Bez zbędnych słów. Proszę, by to uszanować – kończy Rafał Fronia.
UM Dąbrowa Górnicza