„Empuzjon” – literatura bardzo ponura

Olga Tokarczuk nie kazała długo czekać na nową powieść po Noblu (nie oszukujmy się – teraz już wszystko, co związane z jej osobą, będziemy dzielić na to, co miało miejsce przed i po otrzymaniu tego wyróżnienia). Jeśli pod uwagę weźmiemy dodatkowo fakt, że pomiędzy wydarzeniami ze Sztokholmu a premierą „Empuzjonu” do księgarń trafił zbiór esejów pod tytułem „Czuły narrator”, a wiele osób nie zdążyło jeszcze poznać wcześniejszego, monumentalnego – nie tylko z powodu objętości – dzieła, jakim są „Księgi Jakubowe”, na brak literackiej obecności Tokarczuk narzekać nie mogliśmy. Niemniej premiera horroru przyrodoleczniczego, jak sugeruje podtytuł, sprawiła raczej więcej radości niż smutku. Ten drugi pojawić mógł się dopiero po lekturze książki (lub w jej trakcie), ale o tym w swoim czasie.

Z racji tego, że od ukazania się „Empuzjonu” minęły dwa miesiące (książka do sprzedaży trafiła 1 czerwca), sporo o tym tytule zostało już powiedziane i napisane. Doskonale wiemy więc, że historia nawiązuje do „Czarodziejskiej góry” Thomasa Manna, sam tytuł to neologizm stworzony przez autorkę, a dialogi bohaterów oparto na mizoginistycznych wypowiedziach autorytetów budujących na przestrzeni wieków kulturę europejską (z Sigmundem Freudem, Josephem Conradem, Tomaszem z Akwinu i Otto Weiningerem na czele; pełną listę nazwisk można odszukać na końcu książki, s. 395 [1]). Niedawna niefortunna wypowiedź samej pisarki, dodatkowo podgrzała atmosferę i ponownie skierowała uwagę na jej osobę i samą powieść, co poskutkowało kolejnymi mniej lub bardziej udanymi analizami „Empuzjonu”. Recenzowanie tytułu, o którym wypowiedzieli się już specjaliści, jest zadaniem trudnym, ale daje możliwość konfrontacji opinii i przemyśleń. Potraktujcie więc ten tekst jako mały przewodnik po lekturze premierowej książki Olgi Tokarczuk, którą być może już poznaliście lub dopiero macie to w planach.

Informacje ogólne

„Empuzjon” rozpoczyna scena ostatniego etapu podróży młodego mężczyzny, który zmierza do sanatorium w Görbersdorfie (dzisiejszym Sokołowsku na Dolnym Śląsku). Bohater, Mieczysława Wojnicza, lwowski student chory na zmorę, jaką w 1913 roku była jeszcze gruźlica, trafia do osobliwego miejsca, gdzie przyroda, spacery, spokój i sprzyjające warunki klimatyczne mają zapewnić mu szybki powrót do zdrowia. Idylliczna wizja zostaje szybko zweryfikowana przez wrażenie ciągłej obserwacji, jakie nie opuszcza Wojnicza aż do końca powieści, oraz nagłą śmierć żony właściciela pensjonatu dla panów, w którym zamieszkuje bohater. Praktycznie z dnia na dzień pada także mit o pokonaniu choroby. Postawiona przez doktora Semperweißa diagnoza, właśnie przez podejrzanie ugruntowaną pewność lekarza, zdaje się od początku niepewna. Do tego sytuacja słabnącego, oddającego niemalże codziennie na oczach wszystkich pensjonariuszy ducha Thilo (z którym z racji podobnego wieku zaprzyjaźnia się Mieczysław), tylko potwierdza rosnące w Wojniczu obawy, co do sensu udziału w turnusie.

Wydarzenia toczą się – jak zwykło się mawiać – swoim tempem. Tokarczuk umiejętnie żongluje chwytami retardacyjnymi, skutecznie odsuwając przejście do punktu kulminacyjnego oraz dość zaskakującego finał. Wykorzystuje do tego przede wszystkim typowe dla powieści modernistycznej (i noszącej znamiona takowej) wspomnienia bohatera z dzieciństwa, opisy krajobrazu lub skupianie się – co w przypadku tej książki wynika z osadzenia akcji w takich, a nie innych okolicznościach przyrody – nad leczniczymi właściwościami uzdrowiska. Pomimo niecałych czterystu stron, które nijak mają się przecież do ponad dwukrotnie obszerniejszych „Ksiąg Jakubowych”, akcja „Empuzjonu” momentami wlecze się niemiłosiernie (czego, przynajmniej ja, w „Księgach…” nie uświadczyłem). W przypadku Tokarczuk – można rzec – nic nowego, jednak odnoszę wrażenie, że w kilku miejscach autorka przekombinowała i zgubiła proporcje między formą i treścią, stawiając chyba niepotrzebnie na tę pierwszą kwestię. To główny minus, jaki wskazałbym w nowej powieści noblistki. Drugą rzeczą, która niekoniecznie może spodobać się czytelnikom, jest dość nagłe rozwiązanie zagadki i przyśpieszenie w końcowej fazie prezentowanej historii. Wymagał tego gatunkowy schemat wybrany przez pisarkę, niemiej odnoszę wrażenie, że wydarzenia po dramatycznej nocy spędzonej w lesie nie musiały zostać zredukowane w aż takim stopniu.

I nie zmienia się nic?

Sięgając po „Empuzjon” należy być przygotowanym na to, że nie jest książką, która w znaczny sposób namiesza w postrzeganiu prozy Tokarczuk (pytanie: czy ktoś w ogóle tego oczekiwał?). W powieści autorka rozwija patenty wykorzystywane już wcześniej. Nie chodzi nawet o to, że Mieczysław Wojnicz „przybył” do Görbersdorfu już w 2008 roku na łamach literackiego periodyku „Odra”, kiedy to w majowym numerze opublikowane zostały fragmenty (nazwane początkowymi) powieści, nad którą pracowała wówczas przyszła noblistka [2]. Pisząc o sięganiu po chwyty znane już z dorobku Tokarczuk, mam na myśli przede wszystkim tematykę graniczną świata realnego i nierzeczywistego, życia i śmierci. Doskonale, jeszcze przed premierą omawianej książki, zauważyła to Eliza Kącka, która w artykule opublikowanym w „Znaku” stwierdziła, że „pisarstwo to cechuje stałość pewnych tematów, które nieodmiennie fascynują czytelników. Należą do nich: podróż, wątki inicjacyjne, przenikanie się czasów, niepewna tożsamość, dyfuzja przez granice życia i śmierci, niestandardowe stany świadomości, głęboka empatia ze światem istot żywych, pejzażem (szczególnie sudeckim), z tworami natury” [3]. To wszystko Tokarczuk zgrabnie miesza i spaja także w „Empuzjonie”. Główna postać w trakcie pobytu w uzdrowisku przechodzi przez wiele duchowych inicjacji (będących zarazem podróżą wewnątrz siebie i próbą tożsamości), a wpływ na nie mają głównie poznani tam starsi ­– i jak uznaje bohater – mądrzejsi od niego mężczyźni, z którymi początkowo boi się rozmawiać, woląc trzymać się na dystans i jedynie słuchać. 

Poznanie mikrokosmosu Görbersdorfu jest dla Wojnicza swoistą podróżą w nieznane, zbliżeniem się do natury (tej pierwotnej i mitycznej zarazem), ale także bodźcem do szukania i odnalezienia własnej tożsamości w roli kobiety (tak, zdradzam finał, ale zawsze uważałem tę zabawę w ukrywanie wydarzeń za dziecinadę). Sam patent, wedle którego męski bohater pragnie zostać kobietą, także nie jest innowacją w prozie Olgi Tokarczuk. Przypomnieć wystarczy powieść „Dom dzienny, dom nocny”, w której z podobnymi myślami bije się mnich Paschalis. Oczywiście oburzenie niektórych kręgów na takie wątki jest przejawem typowej ignorancji dla spraw ważnych i uniwersalnych zarazem. Autorka w prezentowanych przez siebie historiach nie lobbuje, na czym z uporem maniaka skupiają się publicyści o konserwatywnych poglądach, na rzecz środowisk homo- i transseksualnych. To przede wszystkim próba szerszego spojrzenia na problem dwoistości ludzkiej natury i przestrzeni, w jakiej przyszło nam żyć. Bo „każdy z nas ma dwa domy – jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i przestrzeni; drugi – nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach. I (…) w obu żyjemy jednocześnie” [4].

Antypatriarchalny bunt jednostki 

Cielesność jest dla Wojnicza problemem. Bohater czuje się w swoim „opakowaniu” źle, zdaje sobie sprawę, że jego wewnętrzne „ja” nie jest tożsame z wyglądem zewnętrznym (wstydzi się więc na przykład w sytuacji badani lekarskiego, odmawiając zdjęcia bielizny, co próbuje tłumaczyć silną pobożnością). W przypadku Mieczysława nie można mówić o wymyśle lub kaprysie związanym z ewentualną modą. Zgrzyt dostrzegalny jest już w dzieciństwie, kiedy jako chłopiec w tajemnicy przed surowym ojcem tradycjonalistą zakrada się na strych, gdzie ściąga chłopięce ubranie i zakłada na nagie ciało satynowy obrus z miękkimi frędzlami. Poczucie wolności i radości kojarzy się mu ze zmianą tożsamości, zrzuceniem narzuconej przez społeczeństwo roli (s. 19). Nie dziwi więc fakt, że po śmierci Opitzowej, cieszy się samotnymi chwilami spędzanymi w jej pokoju (co, podobnie jak wydarzenia z rodzinnego domu, utrzymywane jest w tajemnicy przed pozostałymi mieszkańcami pensjonatu), a w finale powieści opuszcza uzdrowisko nie tyle w przebraniu kobiety, ale jako kobieta.

Poczucie wstydu trapiące głównego bohater wiąże się także z jego pojmowaniem hierarchii otaczającego go świata. Jako postać zawieszana między płciowością biologiczną i społeczną obawia się wystąpienia przeciwko zastanemu porządkowi oraz wzorcom, jakie inni stawiają na piedestale. Udręka przeradzająca się w lęk prowadzi do wyrobienia sobie nawyków obronnych, maskujących prawdę i pozwalających jednocześnie żyć w miarę spokojnie. Brak zakotwiczenia, stałości Wojnicz odbiera jako swoją słabość, co automatycznie czyni go słabszym w stosunku do reszty charakteryzującej się jednoznacznymi poglądami i perspektywami (vide rozmowy z kuracjuszami lub relacje rodzinne). Bojaźń, o której wspominam, to nic innego jak „lęk przed degradacją socjalną albo, formułując ogólniej, przed gestami wyrażającymi przewagę innych” [5]. W słabości tej jest jednak pierwiastek buntu przeciwko kulturze patriarchalnej, zastanej i narzuconej przez pokolenia. Rebelia, chociaż jednoosobowa i z wyjątkiem zakończenia powieści dość subtelna, ma znamiona walki o wiele istotniejszej i skuteczniejszej niż ta, jaką toczą w tym samym czasie inne damy portretowane w powieści.

Permanentna obserwacja

Panoptikon, w którym zdają się żyć bohaterowie „Empuzjonu”, to kolejna z rzeczy, jakie Olga Tokarczuk już wcześniej starała się eksplorować. Ten specyficzny sposób obserwacji wydarzeń mających miejsce w powieści oraz życia poszczególnych postaci, objawia się w narracji – zarówno pierwszo-, jak i trzecioosobowej. Jak bywało to w przypadku wielkiej prozy realistycznej, tak samo tutaj trudno jednoznacznie stwierdzić, który model jest dla całej fabuły istotniejszy. To, co początkowo niezrozumiałe, zostaje częściowo wyjaśnione za sprawą odpowiedniej formy użytej w jednej z partii narracyjnych. Dzięki „nie powiedziałyśmy” (s. 48) mówiące „ja” przybiera formę żeńską i co chyba ważniejsze – liczbę mnogą. Czytelnik nie wie jednak, z kim właściwie ma do czynienia. Punkt obserwacji usytuowany jest bowiem nigdzie i wszędzie zarazem, wewnątrz oraz na zewnątrz świata, do którego należy Wojnicz i inni ludzie znajdujący w pensjonacie.

Narratorkami w nowej powieści Tokarczuk wydają się być widzące wszystko empuzy [6] – mityczne czarownice obserwujące każdy ruch postaci, śledzące ich poczynania i jakby doskonale znające finał tego, na co my, czytelnicy, czekamy. Tymi magicznymi, nadprzyrodzonymi mocami mogły pochwalić się już wcześniej Marta z „Domu dziennego, domu nocnego” i Jenta z „Ksiąg Jakubowych”. Obie z sobie tylko znaną przenikliwością potrafiły kolekcjonować przeczucia i snuć na ich bazie opowieści skierowane do ogółu. Tokarczukowym empuzom bliżej jest oczywiście do Jenty, „zrodzonej z kozackiego gwałtu, oscylującej, za sprawą połknięcia amuletu, na granicy życia i śmieci, pośród żywych i pośród umarłych, przemieszczającej się w swych widzeniach w czasie i przestrzeni, stopniowo zmieniającej się w swej jaskini, w pół-grobie, w kryształ” [7]. Marta, na swoje nieszczęście, jest tylko człowiekiem.

Syreni mit 

Fakt, że narratorkami powieści są wiedźmy, o których istnieniu dowiadujemy się z legend związanych z lasami otaczających Görbersdorf, stawia „Empuzjon” w szeregu lektur zapożyczających motywy z mitów, folkloru i baśni, a więc tekstów umiejscowionych w tradycji literackiej, czerpiących z niej garściami i jednocześnie przetwarzającej arche na swój użytek.

Tajemniczość w „Empuzjonie” wprowadzona zostaje zresztą już na samym początku, zanim w ogóle komukolwiek przychodzi do głowy, że w całą historię zostaną wplątane siły nadprzyrodzone. W pierwszym zdaniu wita nas para wydobywająca się z lokomotywy i zasłaniająca peron, a więc element świata rzeczywistego (s. 7), a główny bohater (wtedy jeszcze nam nieznany, ale bezsprzecznie kreowany na obcego, nietutejszego) zestawiony zostaje z zachodzącym na czerwono słońcem (s. 8), co jawnie zwiastuje grozę, horror i nieprzewidywalność przyszłych wydarzeń. Enigmatyczność Wojnicza oraz przestrzeni, w jakiej go usytuowano, akcentowana jest także w opisach wspomnianej już wcześniej obsesji bycia obserwowanym, a także zagadkowej śmierci pani Opitz, niejasnym przeznaczeniu pustego krzesła znajdującego się w opuszczonym pokoju czy wreszcie empuzach czerpiących siłę z natury i corocznego rytuału. 

Tokarczuk w pozanarracyjnych partiach sprytnie ogranicza znaczenie wiedźm w powieści do mitycznych syren wabiących swoim śpiewem żeglarzy, którzy stawali się później krwawymi ofiarami podstępu. W „Empuzjonie” tajemnicza siła z lasu i gór wzywa mężczyzn, którzy nie mogą oprzeć się tej magicznej energii. Jedynym ratunkiem jest dla nich – wzorem Odyseusza – unieruchomienie, przywiązanie się do krzesła i trwanie w pętach do czasu, aż morderczy ceremoniał zostanie odprawiony.

W nowej książce pisarka ponownie sięga do źródeł lokalnych i charakterystycznych dla ogółu Europy, „pokazuje, jak budować nowe opowieści otwierając nieznane dotąd możliwości w świecie, w którym stare narracje nie dają rady” [8]. Konfrontacja tego groteskowego przeświadczenia o demoniczności kobiet, jakie kształtowało się przez wieki w naszej kulturze, ze współczesnymi wydarzeniami społecznymi i politycznymi, stawia powieść w pozycji uniwersalnego komentarza zarówno do przeszłości, jak i teraźniejszości. Bo pomimo całej fikcji, osadzenia historii w początku XX wieku w nieistniejącym już uzdrowisku i wykorzystania elementów magicznych, laureatka Nagrody Nobla z 2018 roku jest pisarką nader realistyczną. „Katastrofa, która dzieje się teraz, wymaga reakcji” [9], ale w świecie Tokarczuk nie przyjmie ona językowej i opisowej bezpośredniości. Zastępuje ją szereg symboli, alegorycznych wizji i intertekstualnych nawiązań.

Dzieci i ryby głosu nie mają

Główny bohater „Empuzjonu” to postać naprawdę intrygująca. Podobieństwa do Hansa Castorpa z „Czarodziejskiej góry” są oczywiście bardzo wyraźne (chociaż nic nie szkodzi, jeśli ich nie dostrzegamy – lektura powieści Tokarczuk będzie może miej frapująca, ale nie niemożliwa). Obaj zjawiają się w miejscowości uzdrowiskowej; obaj poddają się – nazwijmy to – codzienności takiego miejsca; obaj, wspólnie z towarzyszami, pochłaniają ogromne ilości jedzenia [10]; w końcu dają wciągnąć się w dyskusje, wydawałoby się, bardziej doświadczonych i mających więcej do powiedzenia od nich kuracjuszy. To, co łączy jeszcze obu panów, to milczenie dające szansę na niewychylanie się i niezdradzanie swoich przekonań. Jeśli już zabierają głos, robią to w nieznaczących dla ogółu sytuacjach lub są zbywani i zagłuszani przez siłę (najczęściej zbiorową) pozostałych uczestników konwersacji. Przytłoczenie to – przechodząc już do „Empuzjonu” – stawia bohatera w odosobnieniu w stosunku do reszty mężczyzn, jacy przebywają w tym samym pensjonacie lub w pozycji żaka, który karnie wysłuchuje wykładów profesorów. 

Nie wszystko można jednak zrzucić na karb silnej osobowości pozostałych kuracjuszy. Wojnicz – nie do końca wiadomo czy z racji młodego wieku, doświadczeń z dominującym ojcem, pochodzenia (bohater długo nie przyznaje się do tego, że jest z Polski, a z innymi chorymi rozmawia wyłącznie po niemiecku) czy dwoistości natury – zdaje się być postacią, która o niczym nie ma wyrobionego zdania. W dyskusjach nie zabiera głosu, ponieważ nie ma nic konkretnego do przekazania, a sam pozostaje w wyobrażeniu, że reszta wie lepiej i więcej od niego („Trudno było na te zapewnienia […] zareagować, […] szczególnie, że Wojnicz nie miał żadnego zdania o Szwajcarach”, s. 136; „– A pan jakie ma zdanie na temat tego dziwacznego obrazu? – usłyszał nagle pytający głos Augusta. – Ja? – zapytał wyrwany z zamyślenia. – Nie, nie, nie myślałem”, s. 163; „Niestety Wojnicz nie mógł podchwycić zachęty do krytyki tej nowomodnej dziedziny, bo nic o niej nie wiedział”, s. 276). 

Właśnie to zestawienie przeciwności – nijakości w dyskusjach z podjęciem kroków zmierzających do wyjaśnienia tajemniczych zniknięć i śmierci mających miejsce w uzdrowisku – sprawia, że Mieczysław staje się idealnym materiałem na bohatera, któremu powierza się dokonanie czegoś znaczącego. Zawieszenie między dwiema wartościami, przeciwległymi biegunami i brak utożsamiania się z białym lub czarnym to uniwersalny wątek, który obecny jest w sztuce od czasów antycznych. Edyp, Achilles, Otello, Kmicic, Charlie Marlow, Kordian, Raskolnikow wykreowani zostali również przy jego wykorzystaniu. 

Pierwsza po Noblu powieść Olgi Tokarczuk to literatura bardzo ponura, bo odsłaniająca kuchnię tego, co zwykliśmy nazywać tradycją i cywilizacją europejską. Być może coś, co dla jednym czytelników będzie niczym nowym, dla innych wyda się przewrotem na miarę kopernikańskiego. Wbrew jawnej rozrywkowości i masowości, „Empuzjon” jest dla każdego. I o każdym.  Queerowcy stwierdzą, że to o nich, ludzie zagubieni w świecie poczują więź z głównym bohaterem, a jednostki patrzące szerzej i głębiej być może pogodzą się ze swoją wyjątkowością, którą dzisiaj chowają przed innymi. Niejednorodność, wielowarstwowość, brak polaryzacji to hasła, które niczym pochodnie w środki ciemnej nocy rozświetlają nam czytelniczą drogę przez „Empuzjon”. Nieprzepadająca za dosłownością Olga Tokarczuk stara się ukrywać je za zasłoną dopracowanego do granic możliwości warsztatu literackiego i językowego, skutecznie żonglując przy tym toposami oraz bawiąc się odwołaniami i smaczkami kulturowymi. Robi to – jak zawsze – z dużą gracją, zaliczając przy tym kilka potknięć, które można jej jednak wybaczyć.

[1] Wszystkie cytaty z książki oraz odwołania do niej za następującym wydaniem: Olga Tokarczuk, Empuzjon, Wydawnictwo Literackie, 2022.

[2] W jednym z wywiadów poprzedzających premierę nowej książki, pisarka opowiadała o tym tak: „>>Empuzjon<< zaczęłam pisać już bardzo dawno i ciągle coś wchodziło tej książce w drogę. Teraz myślę, że ona zwyczajnie czekała, aż ja do niej i jej tematów dojrzeję”. Olga Tokarczuk, Wojna nie sprzyja muzom, rozm. przepr. Alina Gutek, „Zwierciadło”, 2022, nr 6(2017), s. 30.

[3] Eliza Kącka, Dar bogini, „Znak”, 2020, nr 04, s. 12.

[4] Olga Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny, wyd. Ruta, 1998, s. 193.

[5] Norbert Elias, Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu, przeł. Tomasz Zabłudowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1980, cytat za: Antropologia ciała. Zagadnienia i wybór tekstów, pod red. Małgorzaty Szpakowskiej, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, 2008, s. 32.

[6] Zapis „empusa” proponują źródła mówiące o mitologii starożytnych Greków i Rzymian, natomiast „empuza” to oparta na tej tradycji średniowieczna postać demona, czarownicy, z której z kolei czerpał europejski folklor (empuzy przybierały w legendach formę strzyg i leśnych zjaw silnie obecnych w sztuce epoki romantyzmu). 

[7] Zbigniew Mikołejko, Między nadzieją a ciemnością, „Znak”, 2020, nr 04, s. 32.

[8] Anna Marchewka, Popatrz, wszystko już w tym świecie jest, „Znak”, 2020, nr 04, s. 23.

[9] Ibidem.

[10] Zauważalne jest, że w „Czarodziejskiej górze” posiłki i dania są nader apetyczne, w „Empuzjonie” – niesmaczne, przyjmują formę eksperymentów kulinarnych, a niekiedy nawet wyzwań. 

Olga Tokarczuk, Empuzjon, Wydawnictwo Literackie, 2022.

zdjęcie pisarki: Łukasz Giza / materiały prasowe Wydawnictwa Literackiego

Mateusz Kołodziej
Mateusz Kołodziej

Nauczyciel j. polskiego, autor książek, były bloger muzyczny.