Węgierskie wybory, czyli jak przepłynąć na drugą stronę rzeki ze związanymi rękami

Jeżeli ktoś wierzył w to, że węgierska opozycja wygra wybory, to był niepoprawnym optymistą. Jak mówi mi jeden Węgier, to tak jakbyśmy kibicowali komuś kto ma związane ręce i próbuje przepłynąć na drugą stronę rzeki.

Przeciwko zjednoczonej jednym celem – pokonania Orbana, opozycji, stała machina Państwa i medialnego zaplecza Fideszu w postaci ponad 400 tytułów medialnych (telewizja, radio, gazety i portale). Jednak kiedy czytam głosy polskich komentatorów, że ten jeden cel to za mało, to załamuję ręce. Postanowiłem porozmawiać z przedstawicielami węgierskich organizacji pozarządowych o niedzielnych wyborach, większość woli nie komentować sytuacji politycznej pod swoim imieniem i nazwiskiem.

– Wyniki wyborów parlamentarnych na Węgrzech wcale mnie nie zaskoczyły. 90 procent mediów jest w rękach rządu lub jego przyjaciół, a media te tylko chwalą rząd i szkalują opozycję. Jeszcze przed kampanią w całym kraju pojawiły się plakaty o podobnej treści. Zarówno media, jak i plakaty przekazywały jawne kłamstwa, np. oskarżały opozycję o wciągnięcie Węgier w wojnę w Ukrainie i znaczne zwiększenie obciążeń finansowych obywateli – mówi nam András Lukács, prezes Clean Air Action Group, sieci węgierskich organizacji pozarządowych zajmujących się klimatem.

Od miesięcy trwała kampania obrzydzająca i oskarżająca opozycję między innymi o chęć obniżenia emerytur, wprowadzenia możliwości zmiany płci przez dzieci, wciągnięcia węgierskiej armii w wojnę w Ukrainie. W kraju pojawiły się także niepodpisane bilbordy atakujące opozycję. A niezależnych samorządowców karze się mniejszymi środkami.

– Rząd w rażący sposób dyskryminował samorządy lokalne kierowane przez opozycję: zabrał samorządom lokalnym kolosalne sumy pieniędzy i wypłacił rekompensaty gminom kierowanym przez Fidesz, ale praktycznie nie wypłacił rekompensat gminom kierowanym przez opozycję. Przesłanie było jasne: „Jeśli nie zagłosujesz na Fidesz, twoje miasto, miasteczko, wieś nie otrzyma żadnych funduszy od rządu, a on odbierze im nawet to, co mają” – kontynuuje Lukács.

W kampanii wyborczej i obrzydzającej opozycję prorządowe siły używały też mniej konwencjonalnych metod komunikacji: infolinii, reklam w supermarketach, pismach urzędowych czy nawet treściach rozsyłanych przez fankluby drużyn piłkarskich. Jak mówi nam inny, chcący zachować anonimowość Węgier: propaganda wylewa się tu nawet z kurka z bieżącą wodą.

– Prawdopodobnie najważniejszą przyczyną nadzwyczajnego zwycięstwa Fideszu był gospodarczy „sukces” rządu, możliwy dzięki obfitemu napływowi unijnych pieniędzy na Węgry oraz decyzji UE o złagodzeniu surowych zasad dotyczących deficytu i długu publicznego w celu złagodzenia skutków pandemii. Rząd rażąco nadużył tych możliwości, lekceważąc odpowiednie przepisy unijne – podsumowuje Lukács.

Na ten problem zwracają także uwagę inni moi rozmówcy. Wszyscy zgadzają się, że środki europejskie powinny być lepiej kontrolowane i powiązane z zachowaniem praworządności. Inaczej stają się najmocniejszą bronią w arsenale Viktora Orbana, który równocześnie nie kryje swojej niechęci do Unii Europejskiej. Podczas swojej powyborczej mowy wymienił wrogów, których pokonał w tej kampanii: brukselskich urzędników, Sorosa, organizacje pozarządowe, opozycyjne partie i… prezydenta Ukrainy.

Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.