Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Historia krepla
Tłuszcz, skwarki, słonina i twarde, gumiaste ciasto. Nie tak kojarzy nam się Tłusty Czwartek. O drodze, jaką przebył pączek, by stać się kreplem, którego znamy dziś i trochę o tym, dlaczego tak lubimy cukier w połączeniu z tłuszczem właśnie.
Z podań historycznych wynika, że pączki w różnej postaci są znane już od starożytności. Tłuste ciastka jadano z okazji odejścia zimy i świętowania zbliżającej się wiosny. W kolejnych wiekach w Polsce jedzenie tłustych potraw w tym okresie wiązało się z celebracją ostatnich dni przed Wielkim Postem. Ucztowanie zaczynało się właśnie w czwartek, a na stołach oprócz pączków, wtedy z chlebowego ciasta nadziewanego słoniną, znajdowało się mięso, skwarki i wszystko co syte i tłuste. Biesiady były mocno zakrapiane, a tańce trwały do rana. W końcu to karnawał!
Na przestrzeni wieków zmieniał się skład ciasta, kształt i oczywiście nadzienie pączków. Słodka wersja to prawdopodobnie zapożyczenie z kuchni Bliskiego Wschodu. Różnice występowały też w nazewnictwie. Pampuchy, bliny, babałuchy ostatecznie przyjęły formę pączków, ale jak to było z kreplami?
Słowo krepel pochodzi z niemieckiego Krapfen, co oznacza ciasto smażone na tłuszczu. Pierwsze wspomnienia o tym słowie pochodzą z XVI wieku. O kreplach pisał również Mikołaj Rej. Różne formy słowa Krapfen pojawiały się w podaniach i innych źródłach historycznych na przestrzeni wieków.
Historię już znamy, ale dlaczego tak bardzo lubimy te opływające w tłuszcz i kalorie słodycze? Wszystko przez nasz układ nerwowy. Naukowcy twierdzą, że zjedzenie cukru uwalnia związki chemiczne, które aktywizują w mózgu ośrodek nagrody, a to powoduje, że czujemy się dobrze i cóż… słodko!
Według niektórych Tłusty Czwartek powinien być świętem narodowym. Nie można się nie zgodzić, że to jeden z lepszych dni w roku. W ten dzień kalorie się nie liczą i po prostu magicznie znikają, także można bez wyrzutów sumienia, w imię narodowej tradycji objadać się kreplami do woli! Smacznego!