Ratownik górski apeluje do Morsów

Czy ma sens rozbieranie się zimą w górach? Jako stary (prawie 70 letni) naczelnik Pogotowia Górskiego i biegły sądowy ds. wypadków górskich i narciarskich, odpowiem: to zależy od wielu czynników.

Bowiem jeśli nie mamy stosownego przygotowania, to z odpowiedzią na pytanie czy morsowanie w górach jest fajne i bezpieczne, może być trochę jak w tym dowcipie polegającym na odpowiedzi na pytanie: czy przyjemnie jest całować tygrysa w tyłek? Odpowiedź jest jasna: przyjemność to dyskusyjna, ale za to ryzyko znaczne!

Bezsprzecznie wybiegnięcie więc na mróz z gorącej sauny i tarzanie się w śniegu, (oczywiście po uprzednim posypaniu się nim), może mieć pozytywny wpływ na nasze krążenie i zahartowanie organizmu (rzecz jasna pod warunkiem, że sami jesteśmy zdrowi). Natomiast marsze na mrozie w skąpym odzieniu mogą mieć sens wyłącznie jeżeli są stopniowane. To znaczy, jeżeli spokojnie i systematycznie zwiększamy każdego dnia/tygodnia czas przebywania na mrozie i pokonywany odcinek. Doskonałym miejscem takich eskapad są okolice naszego domu, pensjonatu lub schroniska, gwarantujące nieodległe, ciepłe miejsce, do którego mamy szansę szybko się wycofać w sytuacji gdy okaże się, że założony plan lub warunki nas przerastają.

Jeśli pomysł na wyjście na „morsowanie” w góry, ma być bezpieczny, to mogą go zaryzykować ludzie z odpowiednim górskim doświadczeniem turystycznym oraz solidnym stażem w „morsowaniu” odbytym w terenie łagodniejszym.  Wybieranie od razu wysokich szczytów typu Babia Góra, Pilsko, Śnieżka czy Tarnica jest błędem podyktowanym chyba tylko próżnością własną i dość ryzykowną chęcią zaimponowania innym.  Pamiętajmy, że góry są nieprzewidywalne dla osób niedoświadczonych. Ten sam odcinek szlaku turystycznego, którego pokonanie latem zabiera nam 3 godziny, to zimą w zaspach bądź przy oblodzeniu może wymagać 9 a nawet 12 godzin! Dodatkowo wszechobecny na graniach i grzbietach górskich wiatr, smagając naszą gołą skórę wychładza nasze ciało w sposób tak błyskawiczny, że możemy nie nastarczyć rekompensowania strat ciepła nawet forsownym marszem.
Jeśli do trudnych warunków panujących i tak zimą w górach dołożą się nam niestabilne warunki atmosferyczne, skoki ciśnienia, a także możliwe objawienie się u nas chorób, o których nie mieliśmy pojęcia, to możemy bardzo realnie zbliżyć się do krawędzi, zza której już nie ma powrotu do świata żywych.


Pamiętajmy też, że w górach najczęściej nie ma licznych miejsc, w których moglibyśmy w każdej chwili się schronić, ogrzać i wycofać z treningu. To groźne bo w chwili wyczerpania, odniesienia kontuzji bądź niedomagania naszego organizmu, zatrzymujemy się i siadamy na śniegu, otoczeni przez nieprzyjazne środowisko, z którym nie da się negocjować jak np. z policjantem na drodze. Są nim bowiem: mróz, bezlitosny wiatr i wszechobecny śnieg. Czynniki te wychładzają nas błyskawicznie, a niestety nie jesteśmy stworzeniami zmiennocieplnymi i spadek temperatury naszego ciała poniżej 30°C powoduje, że wpadamy w apatię i przestajemy walczyć o życie. Czy odczuwamy wówczas ból spowodowany mrozem? Już nie. Przeciwnie, wówczas zaczynamy mieć wrażenie ciepła i… razem z dalszym spadkiem temperatury ciała – powoli umieramy.  Jeśli ktoś z Was przeczytał w dzieciństwie baśń Andersena „Dziewczynka z zapałkami” to wie już jak zamarzają ludzie… również w górach.

Czy to znaczy, że morsować w górach nie można? Można, ale nie jest to zbyt bezpieczne. To jest już taka „wyższa szkoła jazdy” dla prawdziwych ekstremalistów. Tym natomiast, którzy już się za takich ekstremalistów mają, poradzę:

  • Nigdy nie wybierajcie się na takie ekstremum samotnie, ani z niesprawdzonymi bądź przygodnymi partnerami. Zasadą bowiem jest, że gdy ktoś zasłabnie, to reszta powinna porzucić chęć „zdobycia” szczytu, zaopiekować się chorym i zawrócić razem z nim pomagając się wycofać.
  • Sprawdzajcie pogodę i informacje o warunkach panujących na szlaku.
  • Zaplanujcie trzykrotnie więcej czasu na pokonanie trasy. Najwyżej, jeśli uda się wam zrobić to szybciej, to po powrocie będziecie się cieszyć z sukcesu.
  • Kijki teleskopowe mogą się wam bardzo przydać, jak również małe „raczki” na buty, a „stuptuty” zabezpieczą wasze buty i skarpety przed wpadaniem śniegu do środka.
  • Prócz mocnych butów na nogach, zawsze zabierajcie ze sobą wygodny plecak z pasem biodrowym (każdy nosi swój plecak), a w nim: awaryjny komplet ciepłej, długiej bielizny oraz odzieży na górę i dół (polary, sympateksy, puchatki), czapka, rękawiczki, mała apteczka oraz folia ratunkowa NRC, węglowodany (czekolada) i gorący napój w termosie (kawa), no i oczywiście latarka (najlepiej czołowa). Nie musicie tego wcale używać jeśli nie potrzebujecie, ale traktujcie to jako waszą polisę ubezpieczeniową na życie w razie zaskakującej was awarii. Jeśli zaś uważacie, że nosić plecak w górach jest zbyt ciężko, to lepiej po prostu zostańcie w domu!
  • W góry zawsze i wszędzie zabierajcie również naładowany telefon komórkowy z aplikacją Ratunek (oraz mapę rejonu i kompas). Nie ufajcie bezkrytycznie GPS-om.

I jeszcze jedna uwaga:
Zakładanie sobie z góry, że „jakby coś poszło nie tak, to GOPR lub TOPR nas i tak uratuje” jest nieuczciwe w stosunku do ratowników oraz innych turystów mogących potrzebować w tym czasie pomocy ale także niestety, dość ryzykowne, bo w górach zasięg telefonów komórkowych jest niepewny, nadejście ratunku jest czasochłonne, a warunki nieprzewidywalne i przy braku szczęścia możecie się nie dodzwonić albo ratownicy po prostu mogą do was nie zdążyć zanim zamarzniecie…
Pamiętajmy też, że polski GOPR i TOPR to organizacje ratownicze powołane z założenia do bezinteresownego ratowania ludzi, którym w górach zdarzyło się trudne do przewidzenia nieszczęście, choć faktem jest, że czasem zwożą z gór również i samobójców…

Piotr van der Coghen
Piotr van der Coghen

Ratownik i przewodnik górski, biegły sądowy ds. ratownictwa i wypadków górskich. http://www.piotrvandercoghen.pl/pl/