Spowiedź mięsożercy

Ustalmy jasno fakty: średnio wysmażony burger, dobrze rozbity schabowy, oblana sosem rolada, kiełbasa z grilla, kurczak z różna – to smaki, które kojarzą mi się tylko dobrze i jak tylko o nich pomyślę to cieknie mi ślinka. Sam śmiałem się wielokrotnie z określeń „wegeparówek”, „wegekotletów” i innych bezmięsnych odpowiedników mięsa. I tak to trwało, aż jakieś dobre kilkanaście miesięcy temu postanowiłem poeksperymentować i mięso ograniczyć.

Na początek ustanowiłem sobie plan, że co jakieś kilka dni będę zmniejszał ilość mięsnych dni w tygodniu na rzecz tych bezmięsnych. Dość szybko doszedłem do dwóch mięsnych, które najczęściej były w okolicy weekendu. Bo wiecie – ta wspomniana rolada, grill i tak dalej.

No, ale dlaczego zacząłem ten eksperyment, jeżeli tak bardzo lubię mięso? Szczerze to najbardziej przemówiło do mojej wyobraźni i smaku to, że to mięso sklepowe jest już bardziej produkowane niż hodowane. A ta produkcja zużywa dużo zasobów, których zaczyna brakować na naszej planecie. A przez masową produkcję to w sumie w mięsie jest coraz mniej mięsa, a coraz więcej dziwnych dodatków. Śmiejemy się, ale no prawda jest taka, że mięsna parówka jest coraz bliżej wegeparówki.

W skrócie: chodziło o trochę bardziej świadome jedzenie.

Czy było łatwo? W zasadzie prościej niż by się wydawało. Bo dość szybko da się nauczyć nowych posiłków. Rano owsianki, wieczorem chrupie pieczywo z hummusem i warzywami, a w ciągu dnia eksperymenty domowe i na mieście. Powiedzmy sobie jasno, kuchnia bezmięsna jest bogata i czerpać można i z polskich i światowych przepisów, bo mięso tak masowo jemy dopiero od kilkudziesięciu lat.

Tofu i inne bezmięsne podróbki mięsa nadal są średnim zastępnikiem oryginałów, chociaż taka wegańska kaczka z boczniaków – przy pierwszym razie sam nie byłem pewny czy mi przypadkiem czegoś źle nie podali. Bo dałbym sobie rękę uciąć, że to mięso i chyba uwierzyłem dopiero jak sam sobie ją zrobiłem w domu.

Nie znalazłem jeszcze najlepszego wegeburgera, chociaż prawie każda burgerowania ma takie w swojej ofercie, od sieciówek po te mniejsze lokalne knajpy. Chyba najbardziej lubię, jak ten bezmięsny kotlet nie udaje mięsa i po prostu jest plackiem z warzyw, ale kto wie co pojawi się na rynku (w normalnej cenie) za czas jakiś.

Chyba zrozumiałem skąd ta moda na przerabiane mięsnych posiłków na wege odpowiedniki – z jakiejś tęsknoty za tym co jadło się w dzieciństwie. No bo kto czasem nie ma smaku na schabowego z ziemniakami albo parówkę?

Co mi to wszystko dało? Jakoś przez ten rok z kawałkiem trochę mniej chorowałem, schudłem 5 kilogramów, popróbowałem wiele nowych smaków, trochę mi lżej na sumieniu. Chociaż ja z tych, co raczej są realistami z pesymistycznym podejściem, więc to sumienie i tak ma ciężko.

Nie piszę o tym, żeby was wszystkich przekonać do tego, żebyście zostali wegetarianami, może tylko, żebyście spróbowali ustanowić sobie kilka wege dni w tygodniu. A jak ktoś jest aktywnym członkiem kościoła katolickiego, niech poważniej potraktuje piątkowe i inne posty. Poznacie trochę smaków, szybko sięgniecie po warzywa, których może nawet nie znacie i obiecuję, że będzie to wszystko ciekawe. Oczywiście nie rzucajcie mięsa bez sięgnięcia po wiedzę jak je prawidłowo zastąpić, żeby Wasza dieta nie była uboga w jakieś potrzebne do życia składniki – najlepszy będzie kontakt z dietetykiem.

No dobra, ale czy już nigdy nie zjem mięsa? Zjem, ba, zjadłem nawet niedawno przepysznego burgera z sosem orzechowym w Poznaniu. W tej grze nie chodzi o wygranie czegoś, ale o grę samą w sobie – jak być lepszym (jakkolwiek to rozumiemy), zdrowszym , wydajniejszym i szczęśliwszym. Jak słyszę, że ktoś zarzuca lewicy, że ta chce przemodelować ludzi według swoich przekonań to się śmieje, bo przecież każdy tego chce. Tradycja, kultura, mody, zasady zachowania, prawo, nauka – to właśnie oddziela nas od zwierząt.

Sebastian Pypłacz
Sebastian Pypłacz

Redaktor naczelny Śląskiej Opinii. Członek zarządu Związku Górnośląskiego.